115.

3.9K 177 18
                                    

Dopiero następnego dnia zauważyłam, że Matthew miał zabandażowane ramię. I na jego policzku widać było wielkiego siniaka. Wtedy zdałam sobie sprawę, jak poważnie musiał wyglądać nasz wypadek.

– Nic nie zauważyłam wcześniej. - Rozpłakałam się.

Co, jeśli mieliśmy szczęście, że wyszliśmy z tego cało? Byłam bezradna.

– Emily, nic mi nie jest. To o ciebie się martwiłem. - Przytulił mnie do siebie. – O was.

Był przerażony już w drodze do szpitala. Nie mogłam sobie wyobrazić, co czuł, gdy zobaczył mnie nieprzytomną.

– Co się stało?

– Nic nie pamiętasz? - Zerknął na mnie.

Próbowałam sobie coś przypomnieć, ale miałam pustkę w głowie, co mnie wkurzało.

– Jechaliśmy do szpitala, a później pustka. Co z Nitą?

Chyba nie było jej z nami. Nie, nie mogło jej być w aucie. Czemu nie byłam pewna wszystkich wydarzeń sprzed i po wypadku? Martwiło mnie to.

– Bała się zasnąć. Pojechałem, żeby ją uspokoić, bo twoi rodzice nie dali rady. Sami zastanawiali się, co się stało, że nie odbieramy telefonów.

Wyobrażałam sobie, ile miałam nieodebranych połączeń od mamy. Nie widziałam nawet, gdzie miałam telefon. Możliwe, że nic z niego nie zostało. Trudno. Pomartwię się o to później. Miałam większe zmartwienia.

– Nasz synek. - Zerknęłam w stronę łóżeczka, gdzie leżał. – Mieliśmy chyba szczęście, co?

– Tak. - Pocałował mnie w czoło. – Maluch jest cały i zdrowy.

Odetchnęłam z ulgą. Moje dziecko było bezpieczne. Chociaż na chwilę mogłam przestać martwić się o maluchy. Żałowałam tylko, że po raz drugi Matthew nie mógł być przy narodzinach naszego dziecka. Znowu dzieliło nas coś, czego doświadczył z byłą żoną.

– Dali ci jakieś leki przeciwbólowe.

– Może i dobrze. - Uśmiechnęłam się.

Nie czułam żadnego bólu, odkąd tutaj byłam. Zapewne zmieni się, to gdy przestaną działać.

– Musieli ci zrobić cesarskie cięcie, żeby ratować dziecko. Kręgosłup nie jest uszkodzony.

To po co mi to cholerstwo na szyi?

– Tylko ten kołnierz.

– Zdejmą ci go niedługo.

– Co z moim kolanem?

Do tej pory nie działo się z nim nic złego, ale wypadek mógł je narazić. Doskonale wiedziałam, że każde kolejne uszkodzenie mogło sprawić, że stracę stuprocentową sprawność w nodze.

– Czeka cię rehabilitacja.

Widziałam smutek w jego oczach. Nic się nie stało.

– Kolejna. - Westchnęłam. – Nie mogłam wziąć nawet sama synka na ręce.

Ubolewałam nad tym najbardziej. Byłam uziemiona. Co zrobię, gdy maluszek zacznie płakać, a nikogo nie będzie w pobliżu?

– Możesz. - Uśmiechnął się.

Z jego pomocą pewnie tak. Na razie chciałam dowiedzieć się, jak doszło do wypadku. Fortman był jedyną osobą, która mogła mi to dokładnie wyjaśnić.

– Matt, co się stało? Jak? - Patrzyłam na niego.

– Nie zauważyłem samochodu z naprzeciwka. - Przetarł twarz dłonią. – No zauważyłem, ale nie w porę. Próbowałem zapanować nad sytuacją, ale wbiłem się w drzewo. Na szczęście od swojej strony – głos mu się załamał.

– Co z tobą?

Nie wyglądał najgorzej, ale dobrze też nie. Miałam nadzieję, że nie miał żadnych innych niewidocznych ran.

– Jakoś się trzymam.

– Lepiej ode mnie?

– Niestety tak. - Pocałował mnie.

– Nie mów tak. - Złapałam go za dłoń.

Nie mógł przewidzieć, co się stanie, ale wiedziałam, że zrobił wszystko, co mógł, żeby nas uratować.

– Miałem o was dbać, zapewnić bezpieczeństwo. - Przymknął oczy.

Cholera! Nie mógł się załamać. Miał być dla mnie wsparciem. Bez niego nie dam sobie rady.

– Przestań! – podniosłam głos, żeby na mnie spojrzał. – Żyjemy i to jest najważniejsze. Nie rozklejaj się teraz, bo się nie pozbieramy. Proszę.

– Dobrze. - Pocałował mnie. – Będzie dobrze.

Oczywiście, że tak. Przejdziemy przez to razem. Daliśmy sobie radę z innymi problemami, więc z tym też sobie poradzimy.

– Tylko mnie nie zostawiaj – wyszeptałam. – Nie teraz, nie tutaj.

– Nigdy.

Do samego końca ciąża przebiegała prawidłowo. Myślałam, że tym razem obejdzie się bez niespodzianek.

Pierwszej ciąży nie wspominałam dobrze. Była dla mnie wielkim szokiem. Musiałam ukrywać ją przed Matthew, zerwać z nim kontakt i odejść z pracy. Dla jego dobra. Teraz miało być lepiej. Los sprawił, że Matt mi wybaczył, że odtrąciłam go od córki, chociaż nadal nie wiedziałam czemu. Jedynym wytłumaczeniem było to, że mnie kochał. Chciałam, tylko żeby wiedział o córce. Nie oczekiwałam, że będziemy razem, a co dopiero, że urodzę mu drugie dziecko. Czasami pragnęłam nieskomplikowanego życia. Dom, mąż, dzieci i praca. W swoim związku nie mogłam narzekać na nudę. Sam dbała o to, żeby moje życie nie było łatwe. Nie wystarczał jej fakt, że sama świetnie je sobie komplikowałam. Ostatnio trochę odpuściła, ale może to była tylko cisza przed burzą.

Wysłałam Matthew do Nity. Nie mogła teraz zostawać sama. Obiecał, że wróci wieczorem, gdy mała zaśnie.

Pod jego nieobecność odwiedziła mnie mama. Zapłakałam na jej widok. Przy Matthew jakoś się hamowałam, ale przy niej nie musiałam.

– Już dobrze. - Przytuliła mnie do siebie. – Już dobrze.

– Znowu tu ze mną jesteś – wyszeptałam.

Tylko ją miałam obok po narodzinach Nity. Nie odstępowała mnie na krok, nawet gdy nie mogłam się ruszyć z łóżka, żeby donosić ciążę.

– Już nie jesteś sama. - Głaskała mnie po plecach. – Emily, tak się bałam.

– Ja też, ale nie bardziej niż wtedy, gdy dowiedziałam się, że mogę nie urodzić Nity. To było najgorsze. - Płakałam.

Myśl, że nosiłam pod sercem dziecko, którego mogło nie być, była dla mnie okropna. Byłam w stanie poświęcić dla mojej córeczki wszystko. Nawet swoje życie.

– Ciii...

– Wiedziałam, że skoro wtedy... – zaczynałam gadać od rzeczy. – Mamo, nie mogłam. - Kręciłam głową.

– Cichutko. Już dobrze.

Gdy się uspokoiłam, mama pomogła mi wziąć na ręce synka. Prosiłam ją, żeby go asekurowała, ponieważ przez ten cholerny kołnierz nie widziałam go dokładnie.

– Nie karmiłam go nawet sama. - Zerknęłam na mamę.

– Jest butelka. Pielęgniarki naszykowały dla was mleko. - Uśmiechnęła się. – To chwilowe rozwiązanie.

Chciałam kochać...[ ZAKOŃCZONA]Where stories live. Discover now