87.

4.3K 217 35
                                    

MATT


Próbowałem zapanować nad trójką wrzeszczących dzieci w centrum miasta, ale było trudno. Przyzwyczaiłem się, że chłopcy często mnie nie słuchali, ale Nita? Co się stało z moją grzeczną córeczką?

– Nita! - Emily złapała ją za rączkę. – Nie wolno tak.

– Wolno.

– Nie. Chłopcy? Możecie na chwilę podejść do taty? - Spojrzała na nich.

Wiedziałem, że ciężko było zwrócić im uwagę. Oczywiście, jak się spodziewałem, nie posłuchali jej, ale to nie znaczyło, że pozwolę im rozrabiać.

– Lucas! Liam! – wrzasnąłem.

Mogliśmy zostać w hotelu. Nie musiałbym się z nimi użerać, ale chciałem znaleźć jakieś zajęcie, żeby nie marudzili o laptop.

– Co? – oburzyli się.

– Wracamy do hotelu.

– Ale nie chcę! - Liam tupnął noga.

I co z tego? Nie zamierzałem ich ganiać po całym placu.

– A chcesz iść spać bez obejrzenia fajerwerków? - Spojrzałem na niego.

Miałem nadzieję, że ten szantaż podziałał.

– Nie zrobiłbyś nam tego. - Lucas stanął przy mnie.

Oczywiście, że nie, ale jakoś musiałem ich zmusić, żeby się uspokoili.

– Nie chcesz się przekonać.

Dla świętego spokoju w hotelu dałem im laptop, bo inaczej nie wiedziałem, jak wytrzymalibyśmy do północy. Jeszcze kilka godzin i te małe potwory pójdą spać.

Kochałem swoje dzieci i lubiłem spędzać z nimi czas, ale dawały nieźle w kość. A dzisiaj chłopcy postanowili wystawić moją cierpliwość na próbę. Jak ich matka wiele razy. Zapewne uznali, że skoro była z nami Emily, nie musieli jej słuchać, a ja pozwolę im na więcej niż normalnie. Mogli zapomnieć o tym pomyśle.

– Może im trochę odpuścisz? - Uśmiechnęła się i poklepała mnie po ramieniu.

– Żeby robili, co chcą? - Spojrzałem na nią. – Jakoś Nita słucha się za każdym razem.

Może dlatego, że Emily wychowywała ją inaczej niż my z chłopców. Nie dała sobie wejść na głowę.

– Za każdym? – zakpiła – Widziałeś ją dzisiaj? Nie oczekuj od nich, że zawsze będą cię słuchać. Tym bardziej że starasz się, żeby jak najmniej odczuli twój brak na co dzień. Bądź przy nich.

– Jak widzisz wolą komputer, który mają codziennie.

Dla nich bez różnicy, czy będę obok. Przynajmniej do chwili, kiedy mieli gry i zabawki.

– Przestań. - Pocałowała mnie. – Dostosuj się, tatusiu.

Emily zadbała o przekąski, ja o szampana, oczywiście bezalkoholowego, żeby dzieciaki też mogły poczuć trochę dorosłości. I coś jeszcze, coś, o czym moja dziewczyna dowie się, gdy maluchy zasną. Wyczekiwaliśmy fajerwerków na balkonie. Nita była senna, ale za każdym razem, gdy zamykały jej się oczka, Liam szturchał ją, żeby się obudziła.

– Jeszcze chwila! – wołał. – Nie możesz tego przegapić!

Zwróciłbym mu uwagę, gdyby nie to, że patrzyła na niego z uśmiechem. Raz nawet wyciągnęła rączki w jego stronę.

– Mam ją wziąć? - Spojrzał na mnie przerażony. – Nie mogę. Tato, fajerwerki! - Wskazał na niebo, zauważając pierwszy błysk.

Pokręciłem głową, patrząc na maluchy. Chłopcy skakali zadowoleni, a córeczka zakrywała twarz w moją koszulkę. Przytuliłem ją mocniej do siebie.

– Nie bój się. - Emily pogłaskała ją po plecach.

Po jakimś czasie, gdy myśleliśmy, że zasnęła, zerknęła na niebo i wskazała na nie palcem.

– Fajerwerki. - Uśmiechnąłem się.

Chłopcy się przekrzykiwali, które były lepsze. Szampana wypiliśmy, dopiero gdy zakończył się pokaz.

– Ale za rok wypijemy prawdziwego? - Lucas spojrzał na mnie.

– Jeśli wtedy pokażesz mi swój dowód, oczywiście. - Zaśmiałem się.

– Chcę zadzwonić do mamy – odezwał się Liam. – Życzyć jej Szczęśliwego Nowego Roku.

Chwilę po telefonie do Sam dzieci zasnęły. Odetchnąłem z ulgą. Nie rozmawiałem z nią. Podejrzewałem, że nawet nie miałaby mi nic do powiedzenia, ani ja jej.

– Było miło - Emily usiadła obok mnie na kanapie.

– Miło dopiero będzie. - Wstałem po małe pudełeczko.

– Co? - Zmarszczyła brwi, obserwując mnie uważnie.

– Wyjdziesz za mnie? - Otworzyłem pudełko i podałem jej pierścionek.

Przyglądała mu się przez chwile. Chciałem zobaczyć, jak będzie wyglądać na jej palcu.

– Matt, przecież nie możemy mieć ślubu.

– Możemy.

Cywilny. Tylko że to nie zadowoliłoby Emily. Szukałem już sposobów jakby ominąć kilka rzeczy, żebyśmy mogli myśleć o ślubie kościelnym. Jednak nic takiego nie znalazłem. Poza tym nie mógłbym upokorzyć Sam, unieważniając nasz ślub, gdybym mógł. Jednak nie mogłem i jedynym problemem było to, że być może nigdy Emily nie będzie nosić mojego nazwiska. Ale to nie znaczyło, że nie mogła być moją narzeczoną.

– Nie taki, jakbym chciała.

– Ten pierścionek nic nie zmieni. - Spojrzałem na nią.

– To po co mi on?

– Czy gdybyśmy byliby w innej sytuacji, gdybym nie był rozwodnikiem, przyjęłabyś go?

Nie odpowiedziała, ale wiedziałem, jaka była odpowiedź. Tak. Zrobiłaby to bez wahania. I tej właśnie chwili żałowałem, że nie poznaliśmy się wcześniej.

– Proszę – wyszeptałem.

Wahała się, ale po dłuższej chwili założyła pierścionek i pokazała, jak leżał na jej palcu.

– Idealnie – uśmiechnąłem się – ale nadal nic nie odpowiedziałaś.

– Przecież to nic nie zmieni.

– Emily, proszę.

Czy nie mogła zrozumieć, że mi na tym zależało?

– Jeśli kiedyś zmienię zdanie, na pewno zostanę twoją żoną. - Zarzuciła mi ręce na szyi. – Przepraszam, że ślub kościelny jest dla mnie tak ważny, że... – przerwałem jej.

– Rozumiem.

Nie spaliśmy do rana. Nieważne było, że dzieciaki mogły obudzić się wcześnie. Chociaż liczyłem na to, że skoro późno zasnęły, mieliśmy spokój przynajmniej do jedenastej.

– Co powiemy w pracy? - Emily spojrzała na mnie.

Nasze dalsze ukrywanie się chyba już nie miało sensu i ona doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Ludzie już plotkowali. Niedługo nawet dowiedzą się, że Nita była moją córką. Nie zamierzałem przy niej udawać, że było inaczej, żeby zadowolić ludzi.

– Czas im powiedzieć. - Pocałowałem ją.

Chciałam kochać...[ ZAKOŃCZONA]Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ