11.

8.5K 273 2
                                    

Wpakowałam się w romans z Mattem. Współpracownikiem swojej szefowej. Miałam nadzieję, że nikt się o tym nie dowie. Kobiety w kancelarii na pewno, by mnie znienawidziły. Sama bym siebie znienawidziła. Spotykałam się z żonatym facetem, który po seksie ze mną wracał do domu. Kładł się do łóżka z żoną. Może nawet uprawiali seks. Nie chciałam o tym myśleć. Ich życie mnie nie dotyczyło. Byłam tylko dodatkiem. Wyskokiem. Chwilową zachcianką. Nie miałam nawet usprawiedliwienia na to, co robiliśmy. Od samego początku wiedziałam o jego żonie. Powinnam do tego nie dopuścić, ale Matt mi się podobał. Gdybym tego nie zaproponowała, nic by się nie stało. On nie wpadłby na taki pomysł. Pracując z nim, miałam okazję go dobrze poznać. Był zabawny i pomocny. Ani razu mnie nie zbył, gdy musiałam coś znaleźć albo gdy nikt inny nie mógł mi pomoc. Dobrze, że zanim rozpoczęliśmy romans ludzie, z którymi pracowaliśmy, widzieli, że się zaprzyjaźniliśmy. Dzięki temu będzie łatwiej nam się ukrywać. Nikt nie będzie podejrzewać, że między nami było coś więcej. Przykro mi, że nie mogłam się tym podzielić ze swoimi przyjaciółmi. Może doradziliby mi, co robić. Albo wybili ten pomysł z głowy. Chociaż Louisa już rzucała kąśliwe uwagi, gdy chodziłam do Matta. Albo, gdy wychodziłam bez nich na lunch. Wiedziałam, że to przyjacielskie złośliwości, ale musiałam uważać, co przy niej mówiłam. Nie wiedziałam, ile wytrzymam, ale nie zamierzałam szybko zakończyć tego romansu. To jedyny sposób, żeby mieć Matta dla siebie. Wiedziałam, że to egoistyczne. Jednak tylko przyjaźń już mi nie wystarczała.

– Matt cię dzisiaj nie chce? - Louisa się uśmiechnęła.

Miałam wrażenie, że moja nieobecność wcale im nie przeszkadzała.

– Ma swoją robotę? A wy swoja skończyliście?

– W końcu. - Westchnęła Alice.

Dzisiaj siedzieliśmy w dużym pokoju. Tym, co na początku pracy. Traktowałam go jak nasz pokój. Za kilka miesięcy zajmą go praktykanci. Znowu zrobi się tłok. Za dużo do roboty tutaj nie mieliśmy, ale przynajmniej nikt nie przywalał się, że nic nie robiliśmy.

– To i tak lepsze niż archiwum. Wczoraj miałam ochotę podrzeć wszystkie papiery, akta i pisma. Matt zagonił mnie do układania akt chronologicznie. Kurwa, po co oni mają numery spraw na teczkach, skoro układają je datami? Na początku nie miałam z tym problemu, bo większość z nich była poukładana. Jednak, gdy prawnicy zaczęli odnosić swoje akta do archiwum i rzucali mi je pod nogi, jak leci, wściekłam się. Usiadłam na podłodze i dałam sobie z tym spokój. Licząc, że ktoś inny zrobi to za mnie. Ale pewnie będę musiała zająć się tym w poniedziałek.

– Wyrzuć je – odezwał się Tom.

– Ciekawe, jak szybko wyleciałabyś za nimi. - Zaśmiała się Alice.

Pewnie w ciągu kilku minut zostałabym zwolniona.

Umówiłam się z Matthew po pracy. W hotelu niedaleko kancelarii. Bałam się, że ktoś mógłby nas zobaczyć, ale zapewnił mnie, że nikt z pracowników tam nie jeździł.

– Nie wiem, ale nie chcę dziś już tego widzieć.

– Spoko. Zostawię ci na wtorek – powiedziała Louisa. – Myślicie, że w archiwum znajdziemy jakieś stare, bardzo stare sprawy morderstwa?

– Po co ci to? - Spojrzałam na nią, marszcząc brwi.

Czasami mnie przerażała. Lubiła czytać akta brutalnych spraw, które ja wolałam omijać. Nie potrafiłam wyobrazić sobie, co sprawiało, że człowiek był tak okrutny dla drugiej osoby.

– Chodzi o policjanta, który zginął przy aresztowaniu mordercy. To brat mojej znajomej.

– I to wystarczający powód, żeby się w tym paprać? – spytała Alice.

Pamiętałam tę sprawę. Było o tym naprawdę głośno. 2007 rok, chyba. W końcu dopadli brutalnego mordercę. Zabił dwie rodziny. Uciął głowy małym dzieciom i pozwolił patrzeć na to ich rodzicom. Później zostawił ich, żeby się wykrwawili. Okropne. W akcji zatrzymania facet dźgnął młodego policjanta. Śmiertelnie. Drugi z policjantów został kaleką. Faceta skazali tylko za morderstwa. Któryś z jego obrońców uznał, że i tak już nie wyjdzie za to z więzienia, więc po co dokładać mu więcej? Po co? Dla szacunku rodziny zmarłego! Dla sprawiedliwości! Miałam nadzieję, że obrońca tego brutala nie sypiał spokojnie. Zatuszowano całą sprawę w 2009. Nikt nie wspomniał wtedy o żadnym policjancie uczestniczącym w akcji. Jakby nic się wtedy nie wydarzyło. Pieniądze potrafiły załatwić wiele. Zagłuszyć wyrzuty sumienia też.

– Spytaj Ashley – zaproponowałam.

– W życiu. Ostatnio się na mnie wydarła. Wkurzyła się za błędnie napisany pozew. Pozew Johnego. - Zaśmiała się.

Tez dostałam opieprz za pozew. Miałam tylko szczęście, że wtedy do gabinetu wszedł Matt z jakaś ważniejszą sprawą. Od tamtej pory nie pisałam pozwów za nikogo tylko swoje, ale spędziłam za to karne dwa tygodnie w archiwum. Chociaż nie wiedziałam, dla kogo była to kara, bo dzięki temu mój romans z Mattem kwitł dalej.

Punkt piąta opuściłam kancelarię. Po drodze do domu wstąpiłam na małe zakupy. Rodzice mieli dziś wyjść na imprezę do znajomych, więc kolację musiałam przygotować sobie sama. Zamierzałam nacieszyć się kilkoma godzinami spokoju, zanim wrócą.

Cały czas zastanawiałam się, jak długo pociągnę, ukrywając romans z Mattem. Powinnam dać sobie spokój, przecież ten facet miał rodzinę. Jednak gdyby zależało mu na żonie, nie bzykałby się ze mną. Wyrzuty sumienia próbowałam zagłuszyć tłumaczeniem sobie, że on też nie był bez winy. Gdyby nie wykazał chęci, nigdy nie poszłabym z nim do łóżka. Ale nie mogłam tłumaczyć się, że nie wiedziałam o jego żonie. W ostateczności to i tak ja wyjdę na najgorszą. Jak zawsze.


Czemu uciekłaś?


SMS od Matta. Uciekłam? Skończyłam pracę i wróciłam do domu. Musiałam się wyszykować. Nie wiedziałam, jak napisać wiadomość. Co, jeśli przez przypadek przeczyta to jego żona? Nie musiałam się dłużej nad tym zastanawiać, bo zadzwonił.

– Nie uciekłam – zaczęłam się tłumaczyć.

W sumie nie wiedziałam czemu.

– Oczywiście. Mieliśmy jechać tam razem. - Zaśmiał się.

– Możemy to nadrobić.

Przyjedzie po mnie, gdy będzie jechać z pracy albo gdziekolwiek teraz był. Chyba że wrócił do domu i nie mógł się wymknąć.

– Już tam jestem, Emily. Mam czekać?

– Oczywiście – odezwałam się od razu.

Nie rozłączając się, zgarnęłam do torby najpotrzebniejsze rzeczy. Coś spadło. Cholera!

– Emily, co się stało?

– Talerz. To tylko talerz – powiedziałam spokojnie. – Będę niedługo.

Chciałam kochać...[ ZAKOŃCZONA]Where stories live. Discover now