97.

4.1K 208 12
                                    

Będę pracować do szóstego miesiąca ciąży, jeśli będę czuła się dobrze i lekarz prowadzący wyrazi na to zgodę. Już raz udowodniłam, że byłam w stanie poświęcić się dla dziecka. Miałam nadzieję, że tym razem nie będę musiała. Matt nie miał nic przeciwko mojej pracy. Może dlatego, że w kancelarii mógł mieć mnie cały czas na oku. Inaczej musiałby ciągle wydzwaniać i mnie kontrolować.

Od rana byłam na badaniach kontrolnych i właśnie wracałam do pracy. Matthew miał tam już na mnie czekać. Nie chciałam, żeby specjalnie brał wolne, żeby jeździć ze mną do lekarza. To bez sensu. I tak zapowiedział, że zamierzał być przy porodzie.

Próbowałam się dodzwonić do Fortmana, odkąd wyszłam ze szpitala, ale nie odbierał. Może był zajęty, ale powiedział, że będzie czekał na telefon ode mnie. Trudno. Przecież nie było w tym nic złego.

Po wejściu do kancelarii zdziwiłam się, widząc policjanta. Pamiętałam go z Chicago. Przyjeżdżał do tamtejszej kancelarii dość często. Zazwyczaj w sprawach prywatnym. Podejrzewałam, że był mężem którejś z kobiet tam pracujących. Ciekawe co miał do załatwienia tutaj. Może ktoś przejął jego sprawę. Nieważne. Powiedziałam Stone, że już przyszłam i poszłam do Amandy, z którą przesiadywałam pod nieobecność Louisy. Matthew to nie przeszkadzało, bo wystarczyło, że otworzył drzwi i wiedział, że byłam niedaleko. Kiedyś był tam pokój Jackie.

Na początku nie przepadałam za Amandą, ale z czasem się zaprzyjaźniłyśmy. Miałyśmy ze sobą dużo wspólnego i okazało się, że mieszkała kilka domów od moich rodziców. Może nawet chodziłyśmy do tej samej szkoły. Szkoda, że nie miałyśmy okazji poznać się wcześniej, ale wtedy pewnie byśmy się nie polubiły.

Wszyscy byli dzisiaj jacyś zdenerwowani i zapracowani. Może chodziło o jakąś grubszą sprawę. Przez ciążę wypadłam trochę z obiegu. Od miesiąca nie chodziłam na rozprawy. Razem z Fortmanem stwierdziliśmy, że nie powinnam się stresować, dlatego przejęłam trochę roboty z sekretariatu. Tylko że moich spraw nie chciał wziąć nikt poza Matthew. Miałam nadzieję, że wkrótce to się zmieni, bo miał sporo swoich i mógłby się ze wszystkim nie wyrobić. A nie chciałam, żeby przez jego pracę cierpiały dzieci.

– Co się dzieje? - Położyłam swoją torbę na biurku i usiadłam.

– Nie wiem. - Amanda wzruszyła ramionami. – Chcieli kopie jakiś akt.

– Długo tutaj są?

– Od rana. Jak przyszłam już tutaj byli.

Musiało się coś dziać. Policjanci bez powodu nie kręciliby się po kancelarii i żądali dokumentów.

– I na pewno nic nie wiesz? - Spojrzałam na nią podejrzliwie.

Była jedyną osobą, która by mi powiedziała wszystko.

– Nie, ale jak się dowiem, to ci powiem. - Uśmiechnęła się. – Jak po badaniach?

Nie mogłam teraz o tym myśleć. Ledwie wysiedziałam kilka minut, żeby nie wyjść.

– Dobrze. - Wstałam. – Idę do Matta.

Wyszłam z pokoju i minęłam się z Ashley. Fortmana w gabinecie nie było. Dziwne, bo myślałam, że był w pracy już dawno. Poszłam do sekretariatu z nadzieją, że tam go znajdę.

– Gdzie Matt? Poszedł gdzieś? - Rozejrzałam się dookoła.

– Nie – odpowiedziała mi speszona Katie.

– Zaraz wróci – powiedziała spokojnie Stone.

Coś przede mną ukrywały. Nie widziałam tylko po co.

Chciałam kochać...[ ZAKOŃCZONA]Where stories live. Discover now