75. (16) Dzień sądu

22 1 0
                                    

Rok 857, okolice fortu Salva

Rusz się. Rusz się.

Ostatnie, co pamiętała, to konkretnie przydzwonienie w kolec pierwotnej formy tytana. Krzyki towarzyszy docierały przez pisk świdrujący w uszach. Instynktownie wiedziała, że powinna poruszyć kończynami, zwiewać z linii ognia pomiędzy monstrami przyzwanymi przez praprzodkinię Ymir, odnaleźć przyrodniego brata. Imię Leviego zostało zepchnięte w podświadomość, chociaż pewnie wołał jej imię, ile sił pozostało w płucach.

Przepraszam, pomyślała. Przepraszam.

Awaryjny plan zakładał, że powinna dotrzeć do Pieck i uwolnić ją z uścisku jednego z poprzednich wcieleń opancerzonego. Yuna rozpoznała jego formę, wyłącznie dlatego że widziała ją wcześniej podczas ataku w Liberio. Bezmyślnie rzuciła się dziewczynie na ratunek, mimo że szanse na jej oswobodzenie pozostawały zerowe. Znajdowała się najbliżej i postanowiła podjąć ryzyko, mimo że grono szaro-białych monstrów blokowało jej drogę. Gdyby nie możliwość przywołania tytanich form znikąd, prawdopodobnie odniosłaby zwycięstwo, nie została oszołomiona niespodziewanym atakiem.

Powinnam cię ochronić.

— Zrobiłaś wszystko, co mogłaś.

Początkowo nie rozpoznała głosu. Otworzyła szeroko oczy. Zamiast pobojowiska zobaczyła jednak Zeke'a stojącego przed nią jak żywego w tonach piasku. Za nim jarzyło się piętrzące ku niebu drzewo. Asahina zamrugała, absolutnie oszołomiona widokiem ścieżek i instynktownie pragnęła się odsunąć, ale jej stopy tonęły w mikroskopijnych ziarenkach. Jaeger poruszał się bez najmniejszego problemu, pokonał dzielącą ich kilkumetrową odległość i ostrożnie otulił jej policzek dłonią.

— Tak bardzo chciałem cię zobaczyć po raz ostatni, Yuno.

Pierwszy raz wypowiedział jej imię. Gdyby piasek nie blokował jej ruchów, nie mogłaby odskoczyć, sparaliżowana jego obezwładniającą obecnością. Tak często wpadała w jego ramiona, pchana wyłącznie zapomnieniem, że jego zapach wyrył się głęboko w jej pamięci. Nie przypominał Jen. Nie przypominał Erwina. Nie przypominał Leviego. Był Zekiem Jaegerem, podwójnym agentem, zdrajcą mareńskich wojowników. Był również mężczyzną, przy którego boku czuła się upokorzona, ale doceniona. Był mężczyzną, który oferował jej uwolnienie.

— Dlaczego? — szepnęła. Zaschło jej w gardle, ale zmusiła usta do ostatniego rozpaczliwego ruchu. Zeke, zamiast patrzeć na nią z rozczarowaniem, obrzydzeniem, patrzył z dziwną mieszaniną uczuć, którą, ku własnemu zaskoczeniu, odczytała jako życzliwość.

— Armin mi przypomniał, że było warto — wyznał. — Wiem, że nigdy nie byłaś moja, ale chwile z tobą były warte wszystkiego. Dla takich chwil powinienem żyć — zwierzył się z nerwowym uśmiechem. W jego niebieskich oczach błysnęło zażenowanie, żal, chęć powrotu do tamtych beztroskich chwil. — Nie mogłem ci dać więcej niż to. Eren pokazał mi... że zawsze w twoim sercu był ktoś inny — oznajmił z bólem.

Ktoś inny. Jen. Natychmiast jej myśli zajęła najpiękniejsza pod słońcem, ekscentryczna, nie do końca trzeźwo myśląca kapitan. Kobieta kochająca tak mocno, że poświęciła zdrowo rozsądkowe myślenie o bezpieczeństwie. Jej uśmiech rozświetlał największe mroki nocy spędzonych poza murami. To jej uścisk przypominał, że wciąż oddychała i powinna walczyć. Dla nikogo innego nie podjęłaby wysiłku krwawej wendetty skutkującej oskarżeniami o zdradę stanu.

— Dlaczego? — zapytała ponownie, nie mogąc znieść widoku żałosnego Zeke'a Jaegera. Mimo że patrzył na nią z pełnym pożałowania uśmiechem, w oczach błyszczała wdzięczność, nie potrafiła zrozumieć, dlaczego myślał o niej w takich, nie innych kategoriach. Posiadacz mocy zwierzęcego tytana jednak tylko przesunął po jej policzku leniwie palcami.

Świat będzie kręcił się bez sprawiedliwości [Shingeki no Kyojin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz