63. (4) Do gwiazd, które więcej nie rozbłysną

28 2 0
                                    

Rok 852, port Odiha, prywatna rezydencja rodziny Azumabito

Kryzys w slumsach minął, zanim ambasadorka zakończyła rozmowę z erdiańskim buntownikiem. Zgodnie z nakazami etykiety nie zapytała o szczegóły ustaleń — albo starsza kobieta przekazałaby je w swoim czasie, albo planowała w najbliższym czasie krótką wycieczkę krajoznawczą na Paradis. Cel misji zakładał, że powinno to zaprzątać Yunie głowę, jednak niezdyscyplinowane myśli krążyły wyłącznie wokół posiadacza mocy zwierzęcego tytana.

Próbowała zmyć z ciała jego badawczy wzrok i dotyk kąpielą — bez opamiętania szorowała skórę szorstką stroną gąbki, aż pokryła się czerwonymi wykwitami, dominującą dłoń doprowadziła do tego stanu, że musiała obwiązać bandażem, by powstrzymać krwawienie. Siedząc przed lustrem, nie potrafiła zebrać się do rozczesania ociekających wodą włosów, tylko bezmyślnie patrzyła na własne odbicie, do którego czuła wyłącznie obrzydzenie. Utkwiła więc wzrok w zagojonym wyrzeźbionym nożem znamieniu rodziny Azumabitów, które na tle starych blizn wywierało takie wrażenie, jakoby ranami niegdyś próbowała zakamuflować jego istnienie. Kiedy przesunęła palcami po wgłębieniach, pod opuszkami palcach poczuła lekkie palenie. Jak dobrze, że rękawy koszuli zwykle zasłaniały kolejną aberrację na nietypowym szlacheckim ciele.

— Jesteś żałosna, Yuno Asahino — skonstatowała. Wciąż drżała na myśl o przytroczonym do pasie mieczu. Ledwie kilka sekund i złamanie rozkazów dzieliły ją od zemsty. Powstrzymywała ją jedynie świadomość, że zniweczyłaby tym samym plan, w którego centrum stał chłopak wrzucony pod jej protekcję ostatnimi decyzjami Erwina. Zacisnęła opatrzoną dłoń w pięść. Nie. Nie mogła podejmować tak impulsywnych decyzji bez konsultacji z posiadaczem mocy pierwotnego tytana. Pal sześć dowództwo, ale jeżeli Eren Jaeger potrzebował przyrodniego brata żywego, jej pieprzonym obowiązkiem było dostarczyć go zgodnie z instrukcjami. — Jesteś naprawdę — po pomieszczeniu potoczył się ostry śmiech pełen pożałowania — naprawdę żałosna.

Westchnęła. Z wściekłości i bezsilności jednym zamaszystym ruchem ręki zrzuciła przedmioty na toaletce na ziemię. Nie widziała innej możliwości na rozładowanie narastającego gniewu. Obrzuciła bałagan spojrzeniem pełnym wyższości, aż dostrzegła błyszczącą w sztucznym świetle żyrandola papierośnicę. Przyklękła na zimnej podłodze i ujęła ją w dłonie z dziwną nabożnością. Nie, palić nie miała najmniejszego zamiaru. Usiadła, wsparta o mebel, byleby nie musieć widzieć żałosnego odbicia i wyciągnęła spod skrętów trzy starannie złożone rysunki. Notka nakreślona przez mentora wciąż tam tkwiła, jednak to nie tego potrzebowała, by odzyskać spokój ducha. Rozłożyła na podwiniętych pod brodę kolanach lekko wytarty szkic przedstawiający Jen i przesunęła po nim z nabożnością.

— Co byś mi doradziła? — zwróciła się w stronę pozbawionej duszy kartki. Brak odpowiedzi wywołał nasilił jedynie wszechogarniającą bezsilność. — Jakie jest wyjście z tej pułapki?

Zdecydowanie wariowała, skoro zaczynała gadać do takiej siebie, do pamiątek z dawno utraconego życia. Gdyby jeszcze istniał ktoś na tym świecie, ktoś bliski, który mógłby posłużyć wskazówkami, znalazłaby sposób, żeby do niego dotrzeć. Od dwóch lat pozostawała jedynie osamotniona, a w tamtym momencie, wrzucona w nurt rzeki zwanej międzynarodową polityką, intrygami i próbami obalenia światowej porządku, gdzie sumienie gryzło się z tym, co należało zrobić, czuła się podwójnie opuszczona. Centrala miała w serdecznym poważaniu jej uczucia. Nie mogła nawet dotrzeć do osoby, od której zależało spłacenie starego długu. Zderzała się tylko z wymaganiami stawianymi przez nową, prawdziwą rzeczywistość, do których spełnienia nie została przygotowana.

Ambasadorka wspaniałomyślnie przydzieliła jej pokój prowadzący na niewielki taras, z którego widok roztaczał się na tętniącą nocą dzielnicę uciech. Postanowiła szukać ukojenia myśli w ciepłym nocnym powietrzu, uciec od odbicia przedstawiającego jej godny pożałowania stan. Bezmyślnie chwyciła stary rysunek Jen i zakupioną poprzedniego dnia na targu butelkę wina, siadła na wyłożonej płatkami podłodze. Nocny wiatr smagał długą koszulą, rozwiewał splątane kosmyki przyklejone do twarzy. Alkohol przyjemnie rozgrzewał przełyk. Wsłuchiwała się w dźwięki muzyki i okrzyki imprezujących mieszkańców, a niebo, wyjątkowo bezchmurne, raczyło ją widokiem migających gwiazd i półksiężyca.

Świat będzie kręcił się bez sprawiedliwości [Shingeki no Kyojin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz