57. (19) Koronacja

27 3 1
                                    

Rok 850, Mitras

Rozsądnie wybrali technikę wzajemnego unikania. Pułkownik nie wiedziała, co pozbawiło Leviego Ackermanna nieśmiertelnej determinacji, ale musiała przyznać, że to jedna z niewielu niekwestionowanie dobrych decyzji, które podjął w przeciągu ostatnich kilku miesięcy. Więcej nie zadręczał Yuny sentymentalnymi gadkami, nawet jeżeli pojawiał się w nowych kwaterach korpusu zwiadowczego, jednak z premedytacją omijał ją szerokim łukiem. A jej to było niepodważalnie i niezaprzeczalnie na rękę.

Z niechęcią musiała przyznać, że monotonna robota papierkowa zaczynała sprawiać jej perwersyjną przyjemność. Spokoju nie zakłócali jej żołnierze wiecznie potrzebujący od niej czegoś, jakby wydano im rozkaz, by nie przeszkadzali pułkownik. Wprawdzie obawiała się, że natłok kompulsywnych myśli związanych z ostatnimi wydarzeniami odganiało skupienie na zleconym przez naczelnika zadaniu. Im dłużej przekopywała się przez sterty niekończących się dokumentów, tym bardziej wgłębiała się w historię wzajemnych relacji pomiędzy głównymi aktorami politycznej sceny. I, co stwierdziła z jawnym obrzydzeniem, coraz bardziej zaczynała traktować gabinet Satoru Asahiny jako własny.

Budząc się codziennie w starym dziecięcym pokoju, surowo umeblowanego, na nowo przeżywała chwile triumfu, z których nie tylko ona była dumna. Erwin również pisał o tym w swojej oszczędnej notce. Chociaż ściągnięto i uprzątnięto obraz, wyszorowano podłogę z plan krwi, w powietrzu wciąż unosił się znajomy zapach śmierci. Paradoksalnie nie czuła związanego z tym dyskomfortu, raczej wreszcie znalazła się w otoczeniu, w którym poruszała się tak, jakby od wieków nim oddychała. I, oczywiście, jej przodkowie naznaczyli karty historii krwią niewinnych, mordowanych przez widzimisię rodu królewskiego dla ochrony idei murów, absolutnie się z nimi nie utożsamiała, jednak przyznała, że jedno mieli ze sobą wspólnego. W bojowym szale, w posoce wrogów plamiących twarz i ręce, z idealnie naostrzonym i wyważonym mieczem było im zdecydowanie do twarzy.

Dyskomfort graniczący z obrzydzeniem odczuwała w momencie, kiedy patrzyła w lustro. Zmęczona, poszarzała skóra, podkrążone, przekrwione oczy i ciało tak zastałe od braku intensywnego wysiłku fizycznego, że musiała prędko zakończyć proces rehabilitacji, by wrócić do dawnej sprawności. Poranną i wieczorna toaletę wykonywała tak niedbale, żeby tylko nie musieć znosić widoku własnego odbicia. Tylko wtedy pozwalała sobie na refleksję, gdzie te wszystkie pieprzone wybory ją doprowadziły. Uderzały w nią wyrzuty sumienia: bo potraktowała Leviego tak, nie inaczej; bo zapadła w śpiączkę i nie mogła ochronić generała, bo dała się pięknie urządzić staremu Asahinie, bo przespała się z Ackermannem; bo została pozbawiona czegoś najcenniejszego przez mężczyznę, któremu chciała zaufać. Z którym może by coś wspólnie wypracowali. Który okazał się jej pieprzonym przyrodnim bratem.

Nie pracowała tylko nad własnym dziedzictwem. Te wszystkie raporty, dokumenty, rozkazy, dzienniki — to część również jego opowieści. Krew Asahinów również płynęła w jego żyłach. Ale był też Ackermannem, co tłumaczyłoby, dlaczego to on ostatecznie zagarnął tytuł najsilniejszego żołnierza ludzkości. Nie chodziło wyłącznie o nieprzeciętne umiejętności, o indywidualne predyspozycje, o zestaw talentów nabytych w podziemiu, o osobliwy styl życia. Oczywiście, w głównej mierze przyczyniły się to tego, że Levi był tym, kim sam się stał, jednak geny także odegrały pewną rolę. Geny dwóch najsilniejszych rodów w historii państwa w obrębie murów.

Czy też, jak kto wolał, pozostałości po imperium Erdii.

Któregoś dnia przywieziono jej dzienniki Grishy Jaegera w asyście licznego oddziału zbrojnych, jakby kilka książek miało zawrzeć więcej prawdy o świecie niż to, co znajdowało się w posiadłości obwarowanej dwadzieścia cztery godziny na dobę przez zwiadowców. Patrzano jej również na ręce, kiedy w zasnutym nikotynowym dymie przeglądała uważnie strona po stronie, mimo że to ona pełniła role gospodyni miejsca. A później, czytając o Ymir, doszła do wniosku, że przecież gdyby Daiurs Zackly sobie tego zażyczył, mógłby wypalić na jej skórze znamię niewolnika, które dołączyłoby do konstelacji blizn uzbieranych przez te wszystkie lata. Sama idea wydała jej się na tyle zabawna, że zastanawiała się, czy nie wykorzystać tego argumentu do przekomarzanek z Ianem.

Świat będzie kręcił się bez sprawiedliwości [Shingeki no Kyojin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz