66. (7) Niepożądana niespodzianka

23 2 0
                                    

Rok 854, port Odiha, slumsy

Fakty runęły na Yunę Asahinę jak grom z jasnego nieba.

Ledwo przytomna, nie do końca zrozumiała w pierwszym momencie diagnozę. Podstarzały konował z Mare patrzył na nią z nieukrywaną ulgą; najwyraźniej opis sytuacji zakomunikowany przez ambasadorkę zatrwożył go na tyle, że poczuł się szczególnie zaniepokojony przypadkiem. Następnie oznajmił jej w obecności Kiyomi Azumabito tonem nadzwyczaj pogodnym:

— Gratuluję. Jest pani w ciąży.

Ciąży.

Myśl wydała się na tyle abstrakcyjna, że pobladła ze strachu. Pułkownik korpusu zwiadowczego nie mogła pozwolić sobie na niemalże dziewięciomiesięczną niedyspozycję; nie, kiedy znalazła się na obcej, nieprzyjaznej ziemi, pod dachem, gdzie musiała wykazywać się nadzwyczajną ostrożnością.

Byłabym matką.

Nigdy nie wyobrażała siebie w tej roli. Cztery lata wcześniej została postawiona przed informacją o poronieniu — nie musiała podejmować decyzji. Dowiedziała się, że Levi uraczył ją nietypową pamiątką, którą straciła na skutek nieoczekiwanego stresu. Wiadomość o śmierci Erwina uratowała jej życie. Nie wyobrażała sobie urodzić dziecka, ba!, nawet w tym momencie nie uważała, że była gotowa na wychowywanie potomka. Miała fatalne wzorce. Matkę idealizowała, ale wyłącznie dlatego że straciła ją przez ojca. July McCartney traktowała ją jak przybraną córkę, jednak nie przekazała żadnej wiedzy na temat rodzicielstwa. Yuna absolutnie nie nadawała się do tego. Była skutecznym żołnierzem, może niezłym szpiegiem, skoro przez ostatnie dwa lata jej nie zdemaskowano, szkolonym na polityczkę. W manewrowaniu między wojskiem a intrygami czuła się jak ryba w wodzie, nawet pomimo problemów. Ostatnia wola Erwina również powstrzymywała przed planowaniem życia osobistego.

To dziecko Asahinów.

Trzęsła się, bo maleństwo noszone pod sercem byłoby obarczone tą samą klątwą posłuszeństwa. Pozbawione wolnej woli, podobnie jak ona, musiałaby kogoś się słuchać lub podążać za wyimaginowanymi ideałami. Naturalnie, robiłoby wszystko, by przeżyć, ale nosiłoby w sobie krwawą przeszłość przodków.

O ile, oczywiście, Yuna postanowiłaby je urodzić.

To dziecko Zeke'a Jaegera.

Perspektywa zdychania w porodowej gorączce była jej równie daleka co fakt, kto właściwie ją zapłodnił. Kiedy myślała o seksie z Levim, przynajmniej dopóki nie dowiedziała się o zdradzie i łączących ich rzeczywistych więziach, traktowała to jako jedną z wielu przygód. Z kapitanem wojowników sypiała z premedytacją, ni to próbując rozpoznać, co ta naprawdę siedziało mu w głowie, ni to czerpiąc perwersyjną, sadomasochistyczną przyjemność z możliwości samoukarania za popełnione błędy. Czuła obrzydzenie, które w zupełności jej się należało. Wykorzystywała... nie, dawała się wykorzystywać wrogowi, a on traktował ją niemalże z uwielbieniem za każdym razem, kiedy przybywała znikąd, rozwiewać jego koszmary.

Nawet kiedy kładła dłoń na jeszcze płaskim brzuchu, wiedziała, że powinna pozbyć się problemu. To dziecko nie powinno się urodzić.

Ambasadorka dała jej ultimatum. Nie dlatego że uważała błogosławiony stan za niedogodność — w dyspozycję ochroniarki nie wątpiła — jednak nie chciała, by obowiązki zaszkodziły płodowi. To stresująca, wymagająca praca, wyjaśniała stanowisko. Jeżeli nie zdecydujesz się, wtedy sugestywnie zamilkła. Powinnaś zostać w bezpiecznym miejscu. A port Odiha dla przedstawicieli wschodniego narodu robił się coraz bardziej niebezpieczny, ponieważ wojenny konflikt między unią a Mare wchodził w decydującą fazę. Azumabito zdecydowała, że najwyższa pora odwiedzić rodzinne strony, więc Yuna musiałaby albo wrócić na Paradis, albo poddać się aborcji w Hizuru.

Świat będzie kręcił się bez sprawiedliwości [Shingeki no Kyojin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz