70. (11) Niedokończone sprawy

Zacznij od początku
                                    

— Ach, głupia sprawa. — Zoe teatralnie odgarnęła grzywkę z czoła, manifestując zakłopotanie. — Tak zastanawiamy się, co takiego siedzi Erenowi w głowie i pomyśleliśmy, że może ty masz jakiś pomysł.

Asahina popatrzyła na przełożoną jak na wariatkę. Po pierwsze, skąd niby miała wiedzieć, skoro ten tytani wyrostek, którego nakazał jej chronić Erwin, pozostawał wybitnie małomówny także podczas potajemnych spotkań na kontynencie? Po drugie, przecież wystarczająco wytłumaczyła się przed wojskowymi, że nic nie wiedziała o planach młodego Jaegera. Po trzecie, nie sądziła, że mogłaby dać komukolwiek najmniejszy pretekst do podejrzewania ją o zdradę stanu. Bo może i widziała się z Erenem kilka razy, ale za cholerę nie wiedziała, co planuje. Nie musiała. Do tego mentor jej nie zobowiązał.

— Czy ja ci wyglądam na wyrocznię? — sarknęła. — Moje wysiłki pozyskania od niego informacji skończyły się na tym, że próbował mnie zaprosić na randkę, jeżeli tak bardzo chcesz wiedzieć. W końcu ostatnio opinia publiczna robi ze mnie potwora nie z tej ziemi. Nie dość, że ojcobójczyni, to jeszcze agentka-dziwka lubująca się w kazirodztwie — podsumowała ostro. Młodsi członkowie korpusu zwiadowczego stanęli jak wryci, na twarz Ackermann pojawił się rumieniec zawstydzenia. Hanji wyglądała, jakby właśnie została sprowadzona na ziemię w swoich odważnych spekulacjach. — Nie mam zielonego pojęcia, co siedzi mu w głowie — potwierdziła o wiele poważniejszym tonem. I nie, nie gustuję w dzieciakach, chciała dodać, by uspokoić widocznie zazdrosną Mikasę, ale w ostatnim momencie ugryzła się w język. — Nie chcę nawet myśleć, co siedzi mu w głowie po rzezi w Liberio.

Nie to żeby należała do empatycznych ludzi chodzących po ziemi, ba!, prawdopodobnie wśród dowództwa mogłaby się pobić o tytuł najbardziej znieczulonych skurwieli, ale nawet z jej perspektywy wymordowanie niewinnych mieszkańców getta było przesadą. Prawda, że Yuna Asahina nie stroniła od przelewu krwi. Prawda, że niejednokrotnie posuwała się do morderstwa, by przeżyć lub osiągnąć zamierzone cele. Jednak zawsze to było działanie celowe, skalkulowane na efekt i nigdy nie zakładało większej liczby ofiar niż to absolutnie konieczne.

Jen by ją za to znienawidziła. Jen przede wszystkim obsesyjnie kochała ludzi. Nie mogła jej rozczarować.

— Nie sądziłam... — zaczęła z wahaniem Hanji po dłuższej chwili milczenia.

— Że mam jeszcze jakiekolwiek odruchy ludzkie? — parsknęła. — Jak widzisz, mam. Ale gdybym była na waszym miejscu, dokładnie prześledziłabym ostatnie ruchy Erena na kontynencie. I przyjrzała się Flochowi Forsterowi.

— Flochowi? — zdziwił się Armin.

Z tego, co się dowiedziała, podczas jej nieobecności dawny uczeń wyrósł na prawdziwego lidera wśród młodszych stażem rekrutów, którzy dołączali do struktur po pięćdziesiąt drugim. Dowód otrzymała jeszcze przed podsłuchaniem kilku żołnierzy, niby przypadkiem, kiedy to poruszała się między częścią biurową a sypialnianą.

— Przylazł tutaj i zdarzyło mu się zadać dziwne pytanie albo dwa. Może to tylko moja nadgorliwość, ale przyjrzałabym się dzieciakowi. Ma pogłos wśród ludzi, a w gorącym okresie ostatnie, czego byśmy potrzebowali, to bunt na pokładzie — zasugerowała. — A młody Jaeger... cóż, na waszym miejscu po prostu bym to zostawiła.

— Mamy zrezygnować z Erena? — zapytała Mikasa z nieukrywanym wyrzutem. Na krótką chwilę spojrzenia dziedziczki krwi Ackermannów i Asahinów się skrzyżowały. Dla postronnego obserwatora musiało wyglądać to jak próba sił pierwotnych, dziwnych do wytłumaczenia mocy.

— Tak właśnie powiedziałam — podkreśliła.

— Chwila, ale — do dyskusji włączył się Armin. Yuna w duchu pogratulowała mu odwagi — jeżeli może zdołalibyśmy z nim porozmawiać i przekonać, że nie jesteśmy wrogami...

Świat będzie kręcił się bez sprawiedliwości [Shingeki no Kyojin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz