Jechaliśmy nie wiem jak długo, ale gdy wreszcie się zatrzymaliśmy, miejsce w jakim byliśmy, to był zwykły duży las. Zastanawiałem się o co chodzi.. Czy chłopak chciał mnie zabić i gdzieś tu pochować, za to jak okropny byłem? Nie raczej nie.. Choć on byłby do tego zdolny.. A przynajmniej takie wrażenie sprawia..

- Teraz musimy przejść resztę drogi, bo dalej autem nie dojedziemy.- powiedział pomagając mi wysiąść z samochodu.

- Co to za miejsce?- zapytałem już kolejny raz, ale usłyszałem to samo zdanie.

- Za chwilę się dowiesz.

Po tym od razu ruszyliśmy, a dokładniej to chłopak ruszył nie pozostawiając mi wyboru.. W końcu znów uparł się aby mnie nieść.. Może i nie waże, aż tak wiele, ale jakim cudem niesie mnie tak, jakbym był pustym pudełkiem.. Skąd on ma tyle siły i energii? Ja na jego miejscu już dawno bym nie dawał rady.. To aż straszne..

Po dość długim spacerze, podczas którego bawiłem się warkoczem chłopaka, wreszcie dotarliśmy na miejsce, jak on to powiedział. Postawił mnie, a ja się rozejrzałem..

Znajdowaliśmy się na jakimś klifie, lub jakiejś górze.. Widok morza w oddali, sprawiał, że miejsce wydawało się jeszcze piękniejsze, a zachód słońca, który rozświetlał niebo na kilka kolorów zachwycał.. To było coś niesamowitego..

- Podoba się?- zapytał siadając, co po chwili też zrobiłem.

- Tak, jest pięknie..- wyszeptałem nadal podziwiając otoczenie.

- Zahary kiedyś wspomniał mi o tym miejscu.. Byłem tu kilka razy, gdy byłem smutny, zdenerwowany.. Lub po prostu miałem w głowie zbyt wiele myśli.. Wtedy kładłem się na trawie i mówiłem do gwiazd i istot z morza.. Oni mnie słuchali.. Wtedy czułem się lepiej.. To bardzo mi pomagało..- powiedział spoglądając na mnie z lekkim uśmiechem.

- Więc chcesz bym opowiedział gwiazdom o moich problemach?- dopytałem, aby upewnić się, czy dobrze go zrozumiałem..

- Gwiazd jeszcze nie ma.. Ale możesz opowiedzieć o tym słońcu.. Ono już niedługo zaśnie, zabierając twoje kłopoty z daleka od ciebie.. Dzięki temu będziesz znacznie lepiej się czuł..- pogłaskał mnie po głowie, tym samym rozwalając lekko moje włosy.

- Nie wiem, czy jestem w stanie..- odpowiedziałem cicho, a on jedynie lekko się uśmiechnął.

- Nie musisz się śpieszyć.. Powoli układaj swoje myśli jest wiele czasu.. A to na pewno ci pomoże..

- No dobrze..

Spojrzałem na niebo, wzdychając.. Nie wiedziałem od czego mam zacząć.. A gardło jakby zaciskało się, sprawiając, że nie potrafiłem powiedzieć ani słowa.. Czułem się okropnie..

- Już, już spokojnie Cukiereczku..- James objął mnie ramieniem, przytulając mnie lekko do siebie.

- Ja.. Jestem potworem.. Zabiłem matkę i jej młodego syna, a to jedynie przez to, że byłem młody i głupi.. W tamtej chwili nie wiedziałem, że robię źle.. A skończyło się na tym, że nawet mieli problem ze zidentyfikowaniem kobiety i jej dziecka..- powiedziałem ciężko oddychając..

- Kiedy to było?- zapytał cicho chłopak, ale wyczułem nutkę ciekawości.

- Sam dokładnie nie pamiętam.. Na pewno gdy jeszcze uczyłem się w liceum.. Może pierwsza.. Może druga klasa..

- Jak to wyglądało? Dlaczego ich zabiłeś? Jak ich zabiłeś?

- Nie wiem.. To działo się szybko.. Pomagałem jej.. Była jakąś znajomą mojej matki.. Byłem w kuchni.. Wtedy pojawił ogień.. Próbowałem go zgasić.. Wylałem coś na niego.. Jednak był większy.. Już chwilę później mieszkanie było w dymie.. Kobieta krzyczała.. Dziecko płakało, dusząc się dymem.. Uciekłem.. Lub może tam zostałem? Sam nie wiem..- z moich ust leciał potok słów, ale każde z nich było niewyraźne i ledwo przechodziło mi przez gardło.

- Więc nie wiesz czy to ty wywołałeś ten pożar?

***James***
Starałem się mówić spokojnie, ale chłopak i tak był rozstrzesiony przez ilość złych wspomnień, które uderzyły w niego niczym wracający bumerang.. Bał się, niczym mała owieczka otoczona przez stado wilków.. Jak myszka przy dużym głodnym kocie.. Chciałem mu pomóc.. Patrzenie na jego smutną twarz, sprawiało, że i mój dobry humor znikł, a pojawiała się szczerą chęć pomocy chłopakowi.

- Ja nie wiem.. Ale jestem pewny, że to moja wina.. Nie pomogłem jej.. Przeżyłem.. A oni zmarli..- głaskałem go powoli po plecach, teraz wcale nie przypominał tego typowego słodkiego i radosnego chłopca..

- I co z tego? To mógł być jedynie wypadek.. Jak mówisz, w tamtej chwili nie byłeś świadomy i nie zdawałeś sobie sprawy z tego co robisz.. Więc nie było to twoją winą..

- Ale mogłem coś zrobić.. A jedynie pogorszyłem sytuację.. Zabiłem młodą kobietę, matkę i żonę.. Zabiłem jej dziecko, które miało jeszcze tyle do przeżycia.. Mogło wiele zrobić..

- Masz rację.. Pozbawiłeś go życia.- powiedziałem, zdając sobie sprawę z tego, że nic nie da mówienie mu, że to wcale nie jest jego wina.- Jednak żałujesz i tego nie chciałeś.. To stało się i nie cofniesz się w czasie, więc tego nie naprawisz.. Nie możesz wiecznie się obwiniać.. Inaczej osoby które skrzywdziłeś nie będą mogły odejść.. Oni na pewno nie chcieli śmierci, ale to nie zmienia tego, że nie chcieliby, abyś też umarł i przez całe życie cierpiał.. Już długo nosiłeś to w sobie.. Każdego dnia walcząc z tymi okropnymi wspomnieniami.. Wystarczy tego.. Dziś zostaw to już za sobą.. Niech zniknie wraz z zachodzącym słońcem..- chłopak przyglądał mi się przez chwilę, lekko nieprzekonany.

- Próbowałem o tym zapomnieć..

- Robiłeś to w zły sposób.- przerwałem mu, lekko się uśmiechając, by choc trochę móc poprawić sytuację.- Poza tym wcześniej nie miałeś nikogo, kto by ci z tym pomógł.

- Ale.. Jestem złym człowiekiem i nie nadaję się do tego by tu być.. Ja..- przerwał na chwilę, by później wziąć wdech.- Postanowiłem, że oddam dziecko, a później samemu zniknę z tego świata..- byłem zaskoczony słysząc te słowa, nie tego się spodziewając.

- Jesteś poważny?- dopytałem, a on kiwnął niepewnie głową.

- Proszę.. Nawet nie próbuj mnie przekonywać.. Nie zmienię swojej decyzji.- zamknąłem go w uścisku.

- Nie będę cię przekonywać.. Skoro podjąłeś taką decyzję, to nie mogę jej zmienić.. Mogę jedynie mieć nadzieję, że sam ją zmienił. Będę przy tobie, nawet jeśli będziesz chciał zginąć.. Teraz już nie będziesz sam..

Naćpany MiłościąWhere stories live. Discover now