W aucie siedzieliśmy dobre pół godziny, zanim dotarliśmy do celu. Drzwi się otworzyły, a przed nami stanęła dwójka ubranych na czarno gości. Gdy zorientowali się co jest grane, było za późno.. Oboje zostali postrzeleni, a ich martwe ciała opadły na ziemię. Frank zaśmiał się cicho i po chwili straciłem go z oczu.

- Zdychać..- po tym jednym słowie, usłyszałem serie wystrzałów.

Chciałem wyjść, aby zobaczyć, co się tam dzieje, ale zatrzymała mnie dłoń Leon'a. Chłopak uśmiechnął się lekko i kazał mi czekać, więc tak też zrobiłem.

- Wolne. Carter, Leon.. Idziemy!- usłyszałem krzyk i razem z różowowłosym opuściłem samochód.

Spojrzałem jeszcze na innych, którzy również wyszli, aby rozpocząć misję. Wyciągnąłem broń i ruszyłem za Frank'iem, aby pomóc Leon'owi bezpiecznie dotrzeć do pokoju z komputerami.

- Nie potrzebuje eskorty..- haker z uśmiechem zajadał się cukierkami.

- To ty postrzeliłeś się w ramię, na treningu.- Frank wychylił się za ścianę, aby zerknąć na jeden z korytarzy.

- To, że nie potrafię używać broni palnej, nie oznacza, że potrzebuje ochrony.. Choć wasza dwójka.. No idealnie wyglądacie z bronią w ręku.- uśmiechnął się szeroko.

- Tobie też całkiem dobrze by pasowała..- odpowiedział mu chłopak.- Carter.. Słoneczko.. Czas na nas..- powiedział i oddał kilka strzałów.- Chyba zorientowali się, że mają szczurki w bazie.. Hmm.. Ciekawe dlaczego? Raczej nie była to wina strzałów w magazynach.. Co nie?- zapytał z niewinnym uśmiechem, a ja pokręciłem głową.

Rozumiem, że to mafia, ale czy on choć trochę ceni własne życie? Nic nie robi sobie z takiej sytuacji.. No cóż..

Z drugiego korytarza biegło kilku uzbrojonych gości, więc tak jak Frank mnie uczył, wyciągnąłem dłoń z bronią przed siebie i wysłałem w ich kierunku kilka strzałów.. Pierwszy był trudny, ale reszta poszła całkiem łatwo.. Zabiłem trójkę osób.. A przynajmniej to wywnioskowałem, widząc jak upadają na ziemię, którą powoli pokrywa krew. Widząc to zemdliło mnie, a broń wypadła z mojej dłoni, która lekko drżała.. Zabicie ich przyszło tak łatwo.. Nic nie czułem w tamtej chwili.. Ale.. To jednak nie jest, aż takie proste..

- Carter?- poczułem szarpnięcie za ramię.- Człowieku.. Nie gadaj, że to twoje pierwsze morderstwo..- Leon był zarówno zdenerwowany, jak i zmartwiony..

- Przepraszam..- mruknąłem cicho, patrząc w ziemię..- Chyba nie jestem w stanie wam pomóc..- zamknąłem oczy.

- Ej Carter! Łap za tą cholerną broń i weź się w garść!- usłyszałem krzyk Frank'a.- Tak jak robiłeś to na treningu.. Ci ludzie to jedynie tarcze. Nie znasz ich, więc czym się przyjmujesz?- zapytał.

- Daj mu spokój.. Przecież widzisz, że chłopak nie potrafi tego zrobić..

- Zamknij się.- warknął przerywając mu.- Jeśli w tej chwili się nie weźmie się do roboty i nie przeprosi Sally to doprowadzę do tego, że sam siebie postrzeli.- skierował broń w moim kierunku.

- Martwisz się o ten głupi pistolet?! On nie powinien być na tej misji! Zwłaszcza w swoim obecnym stanie. Sam pewnie zauważyłeś, że jest w ciąży, bo nie ukrywa tego jakoś szczególnie dobrze. A ty martwisz się o kawałek metalu mieszanego z plastikiem?- zdenerwowany Leon nadal krzyczał.

- To on pakował się tutaj, ja jedynie pomogłem mu dobrać broń.. Skrzywdził Sally, więc i ja powinienem skrzywdzić go.. Jest praworęczny, więc jak strzelę w jego lewe ramię, to nic mu nie będzie.. Bachor też przeżyje.- wycelował broń.

Teraz zdałem sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze.. Frank jest psychopatą kochającym bronie.. A po drugie.. Jestem jednak słabym aktorem, skoro zdali sobie sprawę z tego, że ukrywałem coś takiego.. Albo oni są aż tak inteligentni.. W końcu Leon to cudowny haker.. Więc jest szansa, że po prostu dodał dwa do dwóch i wyczytał to z mojego zachowania.

- No chyba nie mówisz poważnie! Nie zachowuj się jak dzieciak w przedszkolu!

- Przestańcie..- wyciągnąłem broń i strzeliłem w mężczyznę, który ukryty za jedną ze ścian, celował do Frank'a, który skupił się na kłótni..- Nie jesteśmy w miejscu odpowiednim na rozmowy..- powiedziałem patrząc w ziemię.

Czułem się okropnie, ale nie mogłem przecież pozwolić mężczyźnie na zabicie Frank'a.. Może i chłopak właśnie mi groził, ale.. Nadal byliśmy w jednej drużynie.

- Widzisz? Jednak nie jest słaby.- powiedział z uśmiechem Frank.- A teraz przeproś Sally!

Podniosłem broń z ziemi i przeprosiłem.. Co ja robię? Czy ja właśnie przepraszam pistolet?! I jestem w pełni trzeźwy? To zdecydowanie nie jest dobra misja..

- Chodźmy dalej.- powiedział i radosny ruszył przed siebie.

Spojrzałem na Leon'a, ten jedynie cicho westchnął, by później ruszyć za szarowłosym. Chcąc czy też nie.. Po prostu podążyłem za nimi.. Musiałem zabić jeszcze kilka osób.. Ręce nadal trzęsły mi się przeokropnie, ale za to czułem się lepiej niż na początku.. Chyba niedługo się do tego przyzwyczaję.. Choć raczej po takiej dawce.. No nie zasnę zbyt szybko..

Dotarliśmy do pomieszczenia z komputerami już po jakimś czasie.. Jednak zrozumieli to i czekali tam na nas.. Zaczęliśmy więc wymieniać się strzałami.. Oberwałem w nogę i to dzięki Frank'owi, bo strzelił gościowi w rękę. Znaczy to dobrze.. Bo przynajmniej dalej żyje.

- Słoneczko dajesz radę?- szarowłosy zabił ostatniego z ludzi i spojrzał na mnie.

- Tak mi się wydaje..- powiedziałem cicho, patrząc na miejsce zbrodni.

- Przyzwyczaisz się.. Wiesz to nie jest takie złe.. Robisz cyk, słyszysz bum, a później człowiek pada na ziemię.- Frank uśmiechnął się lekko.

Chłopak podszedł do mnie i przykucnął przykładając dłoń do mojej postrzelonej łydki. Syknąłem czując ból, na który wcześniej, próbowałem nie zwracać uwagi. Szarowłosy wyciągnął z kieszeni bandaż i po chwili owinął nim moją nogę, każąc mi przypilnować, aby nikt nie strzelił mu w plecy. Gdy już skończył, posłał w moim kierunku szeroki uśmiech i bez słowa, wszedł z pomieszczenia. Ja oparty o ścianę przyglądałem się temu jak Leon walczy z zabezpieczeniami.

- Jeszcze chwilkę.. Dajcie mi jeszcze kilka minutek..- powiedział cicho, a ja kiwnąłem głową.

To ciężki dzień.. Mam nadzieję, że później będzie jedynie lepiej..

Naćpany MiłościąKde žijí příběhy. Začni objevovat