***Narrator***
Carter pochłonięty w licznych myślach nareszcie zrozumiał co jego przeciwnik chce osiągnąć.. Nie potrafił jednak się temu przeciwstawić, choć za razem nie chciał ulegać.

Kontynuowali grę, a pionków ubywało, choć głównie z winy Philip'a, który ani odrobinę nie przejmował się ich losem. Liczył się dla niego jedynie widok Carter'a, który zagubiony we własnych myślach nie wie co ma zrobić. Było to dla niego, bardzo interesujące i uważał, że chłopakowi idealnie pasuje strach i głębokie zamyślenie. W ten sposób mógł topić się w jego oczach, jak w dwóch małych jeziorkach, wypełnionych licznymi koszmarami.. Wręcz zakochał się w nich.

Podobało mu się to, prawie tak bardzo jak gra z Matt'em, który od dawna był jego przeciwnikiem.. Uwielbiał w chłopaku to, że ten pomimo silnego strachu, zawsze wybierał opcje, w której znajdywał się na planszy, wśród innych pionków. Od pojawienia się w jego życiu James'a, ograniczył gry, a po pojawieniu się Carter'a, całkiem odmówił poprzedniego sposobu grania. To okropnie zasmuciło Philip'a.. Bo mimo ciągłych sprzeczek z Matt'em, to jego uwielbiał najbardziej. Nawet złożyli sobie obietnice, że któregoś dnia, któryś z nich pozbawi życia tego drugiego.. Właśnie na tej planszy.. Teraz niestety to uczucie, już nie powróci.. A to wszystko z winy tego słodkiego chłopca..

- Dlaczego od razu nie pozbyłeś się swojego byłego, tylko pozwalałeś mu się wykorzystywać i okradać?- zapytał blondyn, gdy pokonał kolejnego z pionków Carter'a.

- Nie miałem po co żyć.. Wtedy liczyło się jedynie to, abym miał co wypić i to, aby zagłuszyć te okropne szepty.- odpowiedział zmęczonym i wypranym z pozytywnych emocji głosem.

Był na skraju wytrzymałości, co nie uszło uwadze blondyna, który zadowolony zadawał mu coraz gorsze i gorsze pytania.. Takie, na które, choć Carter znał odpowiedź, to nie potrafił nic odpowiedzieć. To było dla niego zbyt wiele.. Już samo wspomnienie okropnego dnia, w którym wywołał pożar w mieszkaniu, nie winnej kobiety.. Zabijając ją i jej syna.. Nadal słyszał płacz dziecka i głośne krzyki matki, które wołały imię chłopca.. Na samo wspomnienie, ręce mu drżały, a oddech jakby się gubił.. Nie potrafił zrobić wdechu, bo czuł ucisk na gardle, który przypominał mu o próbie samobójczej, którą niestety przeżył. Jego matka, znakomita kucharka, w niesamowitej restauracji, akurat tamtego dnia musiała szybciej wracać z pracy..

- Szach mat.- jego rozmyślenia przerwał głos jednego z pionków, który celował w jego króla.

Nie mógł już nic zrobić.. Przegrał..

- Dziękuję wam za grę.- Philip klasnął w dłonie.

Carter podniósł wzrok, patrząc na ludzi, którzy zmienili się o 180 stopni. Na ich twarzach pojawiły się uśmiechy i gratulowali sobie nawzajem. To pobudziło jeszcze gorsze uczucia w chłopaku, który próbował powstrzymać łzy.

- Wujku Philipie! Czy Mako wrócił do mamy?- dziewczynka o pięknych szarych włosach, złapała za rękaw koszuli Philip'a.

- Tak. Mama na pewno już na niego czekała.- powiedział z uśmiechem i posadził sobie dziewczynkę na kolanach.

- Philipie dzisiejsza gra była wspaniała. Twój przeciwnik był bardzo niesamowity!- brunet pomachał w jego kierunku, na co ten odpowiedział podobnym gestem.

- Panie Carter! Jest pan niezwykłym graczem! Czy zagra pan z nami jeszcze?- chłopiec gdzieś na oko 11 letni, zaczepił Carter'a.

Mężczyzna z przerażeniem wpatrywał się w niego.. Dlaczego on był taki radosny.. Czemu oni wszyscy tak dziwnie się zachowują? Czy nie powinni się bać, czy też próbować uciec?

- Panie Carter?- chłopiec chciał złapać jego dłoń, ale starszy szybko swoją odsunął.

- Nie powinieneś zaczepiać gości.- skarciła go starsza kobieta, o spokojnych zielonych oczach.- Chodź musimy przygotować się do ceremonii pożegnania, aby ich ciała mogły dołączyć do duszy i by nie musieli wracać na ziemię.- złapała jego dłoń.

- Philipie, czy będziesz uczestniczył w ceremonii?- brunet zabrał na ręce ciało jednego z martwych dzieci.

- Tak, oczywiście. Jednak najpierw dokończę rozmowę z moim gościem.- odpowiedział.

- Więc zaczekamy na ciebie.. A później przygotujemy podwieczorek.

Carter przestał już ich słuchać. Nie potrafił.. Powinien być zadowolony, bo oni chcieli zostać zabici i nawet niektórzy byli niezadowoleni, że to na nich nie padło.. Jednak to sprawiało, że czuł się jeszcze gorzej.. O ile było to w ogóle możliwe.

Philip wstał i postawił dziewczynkę na ziemi, mówiąc, że spotkają się na ceremonii pożegnania. Carter postanowił nawet nie pytać co dokładnie kryje się za tymi słowami. Bał się, że odpowiedź jaką by usłyszał, by go całkiem dobiła.

- No, no.. I jak się czujesz?- blondyn pochylił się nad nim, opierając dłonie na bocznych oparciach fotelu.

Carter nie odpowiedział, co jedynie rozbawiło chłopaka, który przyglądał się temu, jak ten próbuje w jakiś sposób uciec..

- Wypadałoby odpowiedzieć, jak ktoś grzecznie cię pyta.- złapał dłonią jego podbródek, nim ten zdążył uciec głową.

- Jesteś psychopatą..- powiedział, a blondyn zaczął się śmiać.

- Dlaczego tak uważasz? Bo skazałem tych ludzi na śmierć? Oni sami tego chcieli.- wyszeptał mu do ucha.- Są tacy niewinni i głupi, że wystarczy kilka słów, aby ci służyli tobie nawet w takich sprawach jak zwykła gra.

***Philip***
Patrzenie na ciebie sprawia, że moja chęć pozbawienia cię wszystkiego wzrasta.. Jednak myśl, że możesz zostać moim nowym pionkiem.. Tak ta opcja też bardzo mi się podoba..

- Jesteś zwykłym, nic nie znaczącym mordercom.. Nie musisz przejmować się tymi osobami. Może lepiej zajmij się swoim dzieckiem? Oh.. Chyba wychowanie go nie będzie łatwe.. Zwłaszcza całkiem samemu, w takim środowisku.. Matka morderca.. Czy nie myślisz, że twoje dziecko nie zasługuje na takie złe życie? Zostań tu dla mnie.- powiedziałem przyciszonym głosem, wsłuchując się w piękną melodie skrzypiec.

- Nie.. Odsuń się.. Nie mam zamiaru pomagać komuś tak ohydnemu jak ty..- jego głos się załamywał, nie potrafił złożyć zdania, co chyba spowodowane było tym, że uważnie mu się przyglądałem.

- Ohydnemu?- zaśmiałem się cicho.- Jesteś naprawdę słodki. Myślisz, że chodzi mi o twoją pomoc? Ależ skąd.. Wcale jej nie potrzebuje.- powiedziałem głaszcząc palcem jego policzek.- Ja chcę byś zniknął.. Lub przynajmniej zrozumiał, że jesteś nic niewartym tchórzem, który próbował się zabić, przez to, że spowodował jeden mały pożar.. Ah mafia to nie miejsce dla ciebie skarbie.- pochyliłem się nad nim i delikatnie musnąłem jego usta.

Nie mogłem się powstrzymać, był po prostu zbyt słodki. Nie opierał się, ale nie zrobiłem nic więcej.. I tak wystarczająco się boi.. Nie muszę sprawiać, że zaraz mi tu zemdleje z przerażenia.

- Dziękuję ci za grę.- ruszyłem w stronę drzwi, zostawiając chłopaka w spokoju.- Zajmij się nim.- Conrad kiwnął głową.

Naćpany MiłościąWhere stories live. Discover now