Po rozmowie z Michael'em wróciłem do pokoju, gdzie musiałem wsłuchać długiego monologu Aiden'a i wiele pytań na temat tego co mi się stało. Musiałem wszystko spokojnie powyjaśniać. Dopiero po tym mogłem zacząć się pakować. Jednak przympomniałem sobie, że zostałem porwany, więc wiele moich rzeczy i tak jest w tej Grecji. Właśnie dlatego nie schowałem ich zbyt dużo.

- Dokąd się wybierasz? Dopiero wróciłeś..- odezwał się Ezra, który od kilku chwili uważnie mi się przyglądał.

- Wracam do Grecji. Tym razem jednak na jakiś tydzień. Muszę skończyć z załatwianiem tego, co już rozpocząłem.- odpowiedziałem cicho.

- Jedziesz sam?- dopytał, a ja pokręciłem głową.

- Michael mnie nie puściłby, gdybym miał jechać samemu. Wybrał Aaron'a i James'a, aby pojechali ze mną. Mamy jechać na pierwszy możliwy lot. Dlatego pakuje się teraz.

- Najszybszy lot będzie rano, więc nie musisz się tak śpieszyć.- mruknął Aiden, który na szczęście choć odrobinę się uspokoił.

Musiałem przyznać mu rację i samemu również trochę się uspokoić. Westchnąłem cicho i postanowiłem iść się umyć. Gdy byłem już czysty, ruszyłem do kuchni, gdzie przygotowałem sobie coś do zjedzenia. Zaraz po tym wróciłem do pokoju, aby wykorzystać pozostały czas na odpoczynek.

Leżąc w łóżku rozmawiałem z chłopakami, obiecując, że będę bardzo uważać i zawsze będę trzymać się blisko James'a, Aaron'a, czy kogoś z grupy Zaharego. Wiele razy powtórzyłem im, że to mało prawdopodobne, aby ponownie planowali mnie zaatakować, ale nie chcieli słuchać słowa sprzeciwu. Dlatego bez zbędnych kłótni, po prostu się zgodziłem, składając im obietnicę.

Rankiem pożegnałem się z wszystkimi, szybko wyjaśniając im dokąd jadę. Nie chciałem podawać prawdziwego powodu, więc skłamałem, że chcę osobiście spotkać się z członkami tamtej grupy i pokazać im, że nic mi się nie stało. W końcu oni też się tym przejęli.. Porwanie nowego członka i to jeszcze pod ich nosem.. Musieli być wściekli, no i oczywiście zmartwieni..

- Rybko czas ruszać.- Aaron poprawił dłonią swoje piękne czerwone włosy.

- Rybko?- dopytałem, zastanawiając się, czemu akurat takie przezwisko mi nadał.

- Twoje oczka są jak małe piękne jeziorka, w których, aż chce się utopić.. A z jeziorkiem kojarzy mi się rybka.. To również pasuje pod względem charakteru.. Słodka, mała, płochliwa, a zarazem odważna, piękna złota rybka.- wyjaśnił z uśmiechem.

- Rozumiem..- mruknąłem w odpowiedzi, ale samemu też się uśmiechnąłem.

To było urocze, że dobrał mi takie przezwisko.. W sumie to ma rację z tym, że to do mnie pasuje..

Usłyszałem głośny klakson samochodu, czyli Jack przypomniał nam o tym, że musimy już iść. Właśnie dlatego pobiegłem do auta. Granatowe audi zaparkowane stało przed budynkiem, a o przednie drzwi oparty stał Jack. Przez otwartą szybę łapał kierownicę i co chwilę naciskał przycisk na jej środku, tworząc nieprzyjemny dla ucha dźwięk.

- Gdzie James?- zapytał z powagą, a ja rozejrzałem się w celu szybkiego przeszukania terenu.- Spóźnicie się na samolot.

- Oh no już, już.. Musiałem pożegnać się z moimi kochanymi brońmi i współlokatorami.. No i oczywiście z Matt'em.- James wyrósł jak spod ziemi, wrzucając walizkę do bagażnika.

Przyjrzałem się mu. Włosy jak zawsze uczesane miał w warkocz sięgający prawie ziemi. Ubrany był w kraciastą, czarno-białą koszulę i wiśniowe spodnie, które o dziwo całkiem ładnie wpasowały się w całość. Miał naprawdę ciekawy styl..

- Carter! Obiecałem, że będę jak twój anioł stróż, więc jeśli będziesz czegoś potrzebować, to nie obawiaj się tego powiedzieć. Dobrze?- zarzucił mi rękę na ramiona.

- Dobrze. Jednak jeśli mogę was prosić to nie chodźcie za mną krok w krok.. To by było dziwne..

- Nie martw się. Na terenie bazy jest wielu ludzi, więc tam nikt nie będzie za tobą chodzić. Nikt niepotrzebny, nigdy nie wchodzi do tej bazy. Jednak jak wychodzisz na spacer to przynajmniej włącz lokalizację, abyśmy mogli szybko sprawdzać gdzie jesteś.- wytłumaczył mi Aaron.- Będziemy cię pilnować, ale jesteś też dorosły i jak to mówiłeś, szanse na kolejny atak są małe.. Nie musisz się niczym martwić, po prostu będziemy dbać o to by znów ci coś się nie stało. Jednak nie zamierzamy wtrącać się w twoje życie.

- Dziękuję.- odpowiedziałem z lekkim uśmiechem.

Jack znów pośpieszył nas tym okropnym dźwiękiem.. Czy mu w ogóle wolno tak trąbić? Czy przypadkiem w terenie zabudowanym, nie można używać tego, jedynie w awaryjnych sytuacjach? Policja może się tego przyczepić.. Chociaż.. To członkowie mafii.. Raczej niezbyt ich to obchodzi.

Wsiadłem do auta na tylne siedzenie. Znacznie bardziej wolę siedzieć tu, niż na miejscu obok kierowcy, które właśnie zajął Aaron. Powodem dlaczego nie lubię takich miejsc, jest to, że kierowcy zazwyczaj są niepokojący. A Jack to chodząca definicja strachu i niepokoju. Może i wygląda w miarę normalnie, ale jego uważny wzrok budzi to nieprzyjemne uczucie. Coś dziwnego jest w jego charakterze.. Jakim cudem, Asher tak bez problemu z nim współpracuje? Chyba, że praca i naprawy aut tak go wciągają, że tego nie zauważa.. Teraz trochę rozumiem Aiden'a, dlaczego ten tak bardzo go nienawidzi i wyzywa przy każdej możliwej okazji.

- Chcesz mnie o coś zapytać?- usłyszałem jego głos i zauważyłem, że przygląda mi się w lusterku.

- Nie, nie.. To nic takiego.- odpowiedziałem, szybko odwracając wzrok, zaraz po tym jak zrozumiałem, że się w niego wpatrywałem.

- Nie musisz się bać o nic pytać.- James położył głowę na moich kolanach, kładąc się na siedzeniach obok.

- To prawda. Jeśli chcesz to pytaj.- rzucił Jack u wyruszył w drogę.

Kiwnąłem głową, zastanawiając się nad pytaniem, które mógłbym zadać. Przy tym głaskałem James'a po włosach, plątając niektóre z rozwalonych kosmyków. Chłopakowi to widocznie nie przeszkadzało, bo wymruczał coś jedynie, chyba idąc spać. Teraz wyglądał jak słodki kotek.

Wróciłem jednak do rozmyślań i już po chwili zastanawiania się, zapytałem:

- Dlaczego ty i Aiden tak się kłócicie?

Jack spochmurniał, marszcząc brwi. Wyglądał groźniej niż zwyklę, więc kiedy zauważyłem, że mi się przygląda, szybko zmieniłem kurs własnego wzroku, dla swojego bezpieczeństwa.

- Nie pamiętam.- usłyszałem, a później wykonał ostry zakręt, przez co musiałem przytrzymać śpiącego już James'a, aby nie spadał.- Zraniłem go.. A przynajmniej to wciąż powtarza.. Jednak nie wiem co dokładnie się zdarzyło..

- Rozumiem..- odpowiedziałem cicho.

- Aiden i Jack są przeznaczonymi, więc Jack opiekuje się nim na odległość. Wysyła tabletki, kogoś by z nim posiedział i kogoś kto chętnie mu pomoże.- odezwał się jak dotąd cichy Bóg.- Dlatego to dziwne, że ten cały czas go odrzuca.

- To smutne.. Jeśli chcecie to po powrocie, mogę spróbować z nim porozmawiać.

- Lepiej tego nie rób, jeśli cenisz swoje życie.

Naćpany MiłościąWhere stories live. Discover now