28. Bez przyzwoitości

Zacznij od początku
                                    

Przeklęła w myślach wychowanie w duchu konserwatywnych wartości. Oczywiście, zależało jej na partnerce, pragnęła bez skrępowania utrzymywać z nią intymne relacje, ale jej szlachecka duma nie akceptowała konceptu intymnych zbliżeń w rodzinnym domu wybranki. Jeszcze bez ślubu, podpowiadał złośliwy głosik w głowie, a konkretny dodawał, że i tak niekoniecznie zawarcie tego rodzaju związku w świecie prawa byłoby możliwe. Nie to, że pragnęła oświadczać się kochance w tamtym momencie — w końcu ich związek nie trwał szczególnie długo — ale nie potrafiła zignorować tego narastającego z każdym dniem spędzonym pod dachem McCartneyów wewnętrznego sprzeciwu.

Bzdura, skarciła się w myślach. To nie ma najmniejszego znaczenia. Nie jesteś już częścią tamtego świata, więc nie musisz przejmować się drobnostkami.

— Nie, wszystko jest w porządku — odpowiedziała spokojnie. — Masz rację, Jen.

Lekko opalona twarz kobiety natychmiast się rozpromieniła, gdy przez twarz eksarystokratki przemknął cień uśmiechu. Rysowniczka uwielbiała, gdy łechtano jej ego, a słowa pochwały padające z ust wybranki serca natychmiast przywracały tę dziecięcą radość, nawet jeżeli chwilę wcześniej zakończyła ostrą wymianę zdań z Erwinem. W głębi ducha bawiło niedawno desygnowaną kapitan, że bez względu na długą współpracę pułkownik pozwalał podwładnej, by wciągała go w kłótnie przypominające raczej przepychanki rodzica i dziecka, przeświadczonego o własnej nieomylności.

Tym razem jednak to nie były tylko puste słowa użyte, by ukontentować blondynkę. Zresztą niekoniecznie należało to do ulubionych zwyczajów nastolatki. Szczere pochwały uważała za jedyne wartościowe.

Kobieta rozłożyła ręcznik na oparciu stare krzesła, nieprzyjemnie skrzypiącego za każdym razem, gdy rysowniczka siadała przy biurku, by oddać się zainteresowaniom. Eksarystokratce ewidentnie nie podobał się taki układ sił. Widok porzuconych w nieładzie ołówków kolejny raz sprawił, że poczuła palącą potrzebę zrobienia z zastałymi mięśniami czegokolwiek produktywnego. Z drugiej strony, miała tę świadomość, że w razie w miarę satysfakcjonującego wyleczenia urazu i Yunę, i Janine czekał nieprzyjemny powrót do obowiązków w centrali korpusu zwiadowczego. Może to było samolubne myślenie, może przejawiał się w tym jej brak profesjonalizmu — dopóki przebywała w Zickeberg z dala od wojskowego munduru i czujnego spojrzenia pułkownika Smitha, niekoniecznie chciała poddawać zachowanie ich obu refleksji.

Łagodny uścisk palców na dłoni odciągnął ją od rozważań na temat moralności. Jen uśmiechnęła się porozumiewawczo.

— Jak rana? — zapytała. Troska nie zdołała zakamuflować żalu, nadal słyszalnego w przyjemnym dla ucha głosie. Początkowo dotyk wywołał przemożną chęć odepchnięcia osoby naruszającej jej przestrzeń osobistą, ale gdy szatynka zidentyfikowała Jen jako sprawczynię zamieszania, zrezygnowała z tego zamiaru. Wzdychając, odwzajemniła uścisk.

— Nie czuję już, żeby ciągnęła — poinformowała kochankę. — Chyba będziemy musiały się zbierać do centrali. Ile minęło? Tydzień? Dwa? — zastanawiała się głośno.

— Erwin powiedział, żebyś się porządnie wykurowała. Organizację pracy pułku wziął na swoje barki — przypomniała Janine. — Pewnie stwierdził, że po czterech latach służby należy ci się odpoczynek — zauważyła z trudną do wytłumaczenia satysfakcją. Tymi argumentami nie przekonała jednak eksarystokratki. Bardziej niż przebywania wśród zwiadowców brakowało jej jednak intensywnych treningów, do których po przegranej z Levim obiecała przyłożyć się dwa razy bardziej. — Dobrze. Jutro wrócimy do centrali. Tylko postaraj się nie przepracowywać, co? — dodała z ostrzegawczym błyskiem w oku. — Wiem, że trudno ci usiedzieć na miejscu i nie zawsze mi się to podoba, to lepiej, żebyś unikała kontuzji. Nawet jeżeli możemy wtedy spędzać czas tylko we dwie.

Świat będzie kręcił się bez sprawiedliwości [Shingeki no Kyojin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz