Janine lekko drżały dłonie, gdy przemywała spirytusem podgojoną ranę. Nie należała do szczególnie głębokich, ale rozległych. W skupieniu przyglądała się założonym starannie szwom. Gdy Ian zobaczył fuszerkę odwaloną przez konowała w centrali korpusu, zaklął szpetnie. Nerwowym krokiem wyszedł z pomieszczenia. Wrócił z flaszką wódki i kazał pacjentce wziąć porządnego łyka, by zmniejszyć odczuwany ból. Yuna jednak odmówiła, przyzwyczajona do bólu i powiedziała lekarzowi, że może śmiało brać się do pracy.

— Jen — zaczęła Asahina. Blondynka nie przerwała zmieniania opatrunku. — Długo jeszcze?

— Kończę — rzuciła naprędce. Chociaż pielęgnowanie Yuny nie szło jej najlepiej, nie zgodziła się, by wuj lub matka ją zastąpili. Odpowiedzialność i troskę Asahina odbierała jako rozczulające, dopóki Janine nie grzebała się godzinę ze zmianą opatrunku. Wielokrotnie próbowała poprosić partnerkę o przyspieszenie procedury, bo odnosiła wrażenie, że zapuści korzenie w łóżku, ale pełne determinacji spojrzenie zielonych oczu wybijało takie pomysły z głowy. Zamiast tego, mówiła tylko krótkie:

— Nie spiesz się.

Delikatnie przetarła ranę i zabezpieczyła świeżym opatrunkiem. Janine odetchnęła z ulgą, lekko drżącymi z nerwów dłońmi sięgnęła po papierośnicę. Yuna wsparła się na przedramionach, nim kochanka zdążyła zaprotestować, by eksarystokratka nie wykonywała niepotrzebnych ruchów. Zareagowała przewróceniem oczami i bez słowa poczęstowała młodszą kapitan fajką.

— Przejdziemy się gdzieś dzisiaj? — Asahina przerwała ciszę. Dziewczyna zachowywała spokój, chociaż McCartney dotychczas niechętnie przystawała na pomysły opuszczania rodzinnego domu. Nawet wysprzątała pokój, co Ian skomentował półżartobliwym: musiałaś przedstawić nam swoją dziewczynę, byś wzięła się do porządków.

Jen westchnęła ciężko. Analityczne spojrzenie prześlizgnęło się po sylwetce eksarystokratki, zatrzymało na opatrunku widocznym spomiędzy rozchylonego przodu niedbale zapiętej na dwa guziki koszuli. Ciszę przerywało naprzemienne zaciąganie się papierosami i strzepywanie popiołu do popielniczki. Z kuchni dochodziło przytłumione uderzanie garnków o solidny drewniany blat. July McCartney z zacięciem walczyła z obiadem.

— Może wieczorem. Mama pewnie będzie chciała, żebym jej pomogła.

Zazdrościła Janine posiadania matki. I ojca również, bo Ian traktował siostrzenicę jak własną córkę, a przynajmniej tak to wyglądało w oczach Yuny. Mężczyzna, którego eksarystokratka powinna tak nazywać, odebrał jej przywilej wychowywania się w pełnej rodzinie. Później sama zdecydowała, że nie warto mieć z nim — o istnieniu innych Asahinów nie słyszała — nic wspólnego, nie po tym, co zrobił. Erwin uparcie odgrywał rolę jej mentora, Jen była jej drugą połówką, ale zdawała sobie sprawę, że to absolutnie nie identyczne doświadczenie.

Nie rozmawiała o tym z siedzącą obok kobietą. Nie uważała wyartykułowanie tych pragnień za istotne; zazdrość niepotrzebnie przeistoczyłaby się w kość niezgody. Za bardzo zależało jej na Janine, by narażać raczkującą romantyczną relację na szwank. Mogłaby nie przeżyć tego rodzaju śmiertelnego ciosu.

— A do tego czasu? — ciągnęła szatynka, odsuwając czarne scenariusza na dalszy plan.

— Hm... — Siedząca na krześle kobieta wsparła policzek dłonią, zamyśliła się. Yuna dopaliła papierosa, kiepa sprawnie wgniotła w do połowy zapełniona popielniczkę. Janine otworzyła okno, by wywietrzyć duszący dym ze skromnie umeblowanego pokoiku. Wpatrując się w wiejski krajobraz, z pozostałościami fajki pomiędzy kontrastującymi, dziecięcymi wręcz palcami zapytała: — Może mi zapozujesz?

Świat będzie kręcił się bez sprawiedliwości [Shingeki no Kyojin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz