110. Oni Mnie Zabiją

153 3 0
                                    

*Piotrek*
Wstałem wcześniej niż wszyscy i zrobiłem śniadanie. Obudziłem dzieci i je odwiozłem. Wróciłem. To już wszyscy nie spali..
- dobry - mówię
- cześć - mówią a ja dałem Martynie buziaka.
- ona ma brać jakieś leki? - mama Martyny
- tak. Po śniadaniu - mówię - jadłaś?
- a jak myślisz?
- że tak jak wczoraj
Zaczęliśmy się śmiać.
- zjadłam dzisiaj
- dzisiaj. - Podałem jej tabletkę i szklankę wody.
Patrzy na mnie a oni się śmieją.
- kiedy to się skończy?
- właściwie to dzisiaj powinnaś iść do lekarza - mówię
- powinnam, ale nie jestem
- połknij tabletkę, zmienimy opatrunek i jedziemy?
Śmieją się a ona się na mnie patrzy.
Połknęła. Zmieniłem jej opatrunek i pojechaliśmy wszyscy do szpitala.
- bez naklejki grzeczny pacjent nie wychodź - mówię
- ok.
Zaczęliśmy się śmiać.
Poszliśmy do szpitala a tam kolejka dość spora. Zapukałem do gabinetu i wszedłem.
- wolny jesteś?
- tak. Czekam na Martyne
Martyna dała mi torebkę i kurtkę.
Przepuściłem ją w drzwiach i poszła.
Zamknąłem drzwi i przyszedł Wiktor.
- mam cię
- a ty masz jakiś alarm czy jak?
Zaczęli się śmiać.
- jutro 8?
- zajęty jestem. Po za tym nie jesteś w moim typie. Ale spytaj Anki. Pewnie będzie chętna
Zaczęliśmy się śmiać.
- pytałem o dyżur
- a to zmienia wszystko.
- no - mówi
- ale nie.
Zaczęliśmy się śmiać.
- podaj sensowny argument?
- spędzam czas z żoną
- miałeś na to dwa tygodnie
- ja tobie nie liczę ile spędzasz czasu z Anką
Zaczęli się śmiać.
- widzisz te drzwi? - pyta i pokazuje na SOR - chcesz tam trafić.
- no, ale wtedy cały szpital cię znienawidzi bo będą musieli ze mną wytrzymać.
Śmiejemy się.
- gdzie masz Martyne?
- sprzedałem za naklejkę grzeczny pacjent
Śmieją się.
- głupie pytanie, głupia odpowiedź
Co tam masz? - pytam bo trzyma w ręce jakieś teczki
- wypowiedzenia
- ooo. Dla mnie?
- nie. Nie chcę mieć twoich rodziców na głowie
- no tak. Zapomniałem, że boisz się swojego brata
Śmieją się.
- dobra przyjdźcie do bazy jak wyjdziecie z tąd.
Poszedł i wyszła Martyna.
- no nareszcie długo cię trzymał
- i mam naklejki i lizaka.
Zaczęliśmy się śmiać.
- wyszedł lekarz za nią.
- zabieraj ją.
- to wiem - mówię i otwieram Martynie lizaka - coś więcej?
- no co zagoiło się i można wracać do pracy.
- koniec niańczenia
- to dzięki za lizaka - mówię
- ej
Zaczęliśmy się śmiać.
- ej - mówię i dałem jej lizaka.
Wyszliśmy z szpitala.
- chodź jeszcze do bazy bo czegoś chciał.
- ok
Poszliśmy do bazy a szefunio się drze. Oparłem się i patrzę na zegarek.
- nie chce przeszkadzać, ale nie mamy całego dnia - mówię
- chwila
Poszliśmy do gabinetu i Martyna usiadła na fotelu a ja wyciągłem ciastka.
- patrz on ma dwa sloiczki- mówię
- robi zapasy.
Zaczęliśmy się śmiać.
Po chwili przyszedł i się zaśmiał.
- postraszyłeś swoją twarzą? - pytam
Zaczęliśmy się śmiać.
- zamknij się.
Martynko co ci lekarz powiedział?
- w skrócie, że mogę wrócić do pracy. Także kiedy mam dyżur.
- no i z tobą to mogę rozmawiać
- myślę, że ciebie jeszcze trzeba przebadać - mówię do Martyny a oni się śmieją.
- zamknij się - Wiktor - pasuje Ci jutro?
- pasuje
- nie tak szybko.  Ma l4 do końca tygodnia. - mówię
- mówiłem, że masz się zamknąć
- ooo faktycznie - Martyna
- nie dziękuj - mówię
Zaczęliśmy się śmiać.
- jeszcze mam trzy dni żeby się
wyspać. - Martyna
- coś ci nie wyszło
- ale powiedziałaś, że ci pasuje
- no ale mam L4
- pierwsze słowo do dziennika drugie słowo do śmietnika
- dziennik się spalił, śmietnik ocalił - mówię
Zaczęliśmy się śmiać
- cisza.
Zatkało - mówię
Śmiejemy się.
- dobra to kiedy wam pasuje
- w poniedziałek - Martyna
- nie cierpię poniedziałków. - mówię
- a ja ciebie - Wiktor
- mam się popłakać
- nie masz się zamknąć.
Udaje że zamykam moje usta na klucz i wyrzucam kluczyk.
- nareszcie
- ups nie ten kluczyk - mówię
Zaczęliśmy się śmiać.
- nie interesuje mnie, że królewiczowi nie pasuje, ale jutro masz się wstawić na dyżurze.
- a jak nie to mnie zawiesisz?
- nie bo ty na to liczysz.
Śmieją się.
- już Ci mówiłem, że mam ważniejsze sprawy niż jeżdżenie do złamanego paznokcia
- dobra dzwonię do twojej matki.
- pozdrów ją ode mnie. - mówię i wyciągłem następnym słoiczek z ciastkami.
Zaczęliśmy się śmiać.
A on dzwoni i dał na głośnik.
- co ci znowu zrobił, że dzwonisz? - mama
- nie chce przyjść jutro na dyżur
- no i nie przyjdzie - mama - bo mamy ważnego klienta w firmie a nas nie ma i ktoś się musi tym zająć. Pamięta o tym, że dziś o 10 ma być w firmie?
- pamiętam - mówię i patrzę na zegarek a tam 9
- tylko zachowuj się
- jak zwykle
- dobra to jedźcie tam.
Pojechaliśmy do domu. Szybko się przebrałem i pojechaliśmy do firmy.
I ochroniarz.
- nie za dużo was?
- a nudzi ci się tutaj?
- dobra.
Wpuścił nas.
Podszedłem po papiery i dzwonie dzwonkiem bo pani rozmawia przez telefon. Z mężem lub chłopakiem.
- przepraszam nam ważną rozmowę
- a ja ważne spotkanie które stanowi podstawę żeby pani tu pracowała.
Papiery poproszę
Dała mi papiery i klucz.
- to my poczekamy w moim ulubionym miejscu - Martyna.
- nie idziecie ze mną? - pytam
- za dużo nas - mówią
- tam jest jedzenie - Martyna
Zaczęliśmy się śmiać.
- później pójdziemy - mówię
- ok.
Wygrałeś.
Zaczęliśmy się śmiać.
Poszliśmy do gabinetu. Wyciągłem mój telefon i go włączyłem.
Śmieją się.
I dzwoni jakiś numer.
Odebrałem.
- słucham - mówię - Strzelecki
- witam. Byłem dzisiaj z Panem umówiony.
- zgadza się
- jednak inna firma zaoferowała mi współpracę
- Bardzo mi przykro z tego powodu, ponieważ zespół już zaczął pracę nad Pana zleceniem.
- ja rozumiem - mówi - ale ja za dwa tygodnie wyjeżdżam i muszę już mieć
- wyrobią się w tydzień. Jestem tego pewny.
- przekonał mnie pan. A jakie by były tego koszty.
- już Panu mówię - szukam na kartce - 10 tysięcy złoty.
- o to w takim razie zaraz będę.
- dobrze. Czekam
Rozłączył się.
- oni mnie Zabiją - mówię
Zaczęliśmy się śmiać










Hard Life - MAPI ZAKOŃCZONE Where stories live. Discover now