104. Może Było By Inaczej...

164 6 0
                                    

*Martyna*
Piotrek nie opuszcza mnie ani na krok. Dzisiaj jego Babcia przyszła i zrobiła mu wojnę na temat co on robi.
Wyprosił ją a ona weszła spowrotem z policją i powiedziała, że Piotrek się awanturuje. Piotrek wkurzony tak, że nie dam rady go uspokoić. Krzyczy na swoją babcie.
Chwyciłam go za rękę a on mnie Objął.
- a ty co się wtrącasz? - jego Babcia
- Nie krzycz na nią
- dobrze koniec - policjant - Pani idzie z nami.
Zabrali ją a Piotrek zamknął drzwi i mnie przytulił.
- cała drżysz - mówi - przepraszam
- nic...
- nie bój się. - dał mi buziaka.
*Piotrek*
Po chwili się uspokoiła.
- już? - pytam
- tak - mówi i daje mi buziaka. - teraz ty się uspokuj.
- mi wolno, tobie nie
- kto tak powiedział?
- ja - mówię
Zaczęliśmy się śmiać.
Pocałowaliśmy się i mały zaczął płakać.
- pójdę po niego - mówię
- Oki
Poszedłem do niego.
- cześć maluchu - wziąłem go na ręce i dałem mu buziaka. Przebrałem go i poszedłem z nim do Martyny.
- mama kuku - mówię
- cześć - mówi i bierze ode mnie małego. Przestał płakać i się do niej tuli.
- serio? - pytam
Zaczęliśmy się śmiać.
Poszliśmy się przejść. Nagle jakiś facet zagrodził nam drogę. To był moment. Postrzelił Martyne.
- Martyna - mówię i podbiegli nasi ochroniarze.
Zatrzymali go.
Kucnąłem obok niej i zacząłem tamować krwotok. Wezwałem karetkę.
- nie zamykaj oczów. Dotknęłem jej czoła i przyjechała karetka.
Straciła przytomność. Zajęli się nią a ja wziąłem małego na ręce i dałem mu buziaka.
- Piotrek - Wiktor
- ratuj ją - mówię
Wzięli ją do karetki a ja zadzwoniłem do rodziców. Po chwili byli i dałem im małego a ja Wsiadłem do karetki i pojechaliśmy do szpitala. Po drodze się zatrzymała. Zaintubowali ją. Oddali ją na Sor i teraz czekamy.
- siadaj - Wiktor
- daruj sobie
Zawieźli Martyne na blok operacyjny a my za nimi. Przyjechali rodzice Martyny i mój tata.
- Była przytomna przecież - tata
- pogorszyła się w karetce - Wiktor
Wiktor pojechał na wezwanie a ja podałem mamie Martyny wody.
- dziękuję
Przyjechała policja.
- możemy porozmawiać?
- chyba musimy
Poszedłem z nimi i powiedziałem to co wiem a następnie wróciłem pod sale.
Po godzinie wyszedł lekarz w zakrwawionym kitlu.
- straciła dużo krwi. Doszło do zatrzymanis krążenia. Udało się je przywrócić jednak wprowadziliśmy w stan śpiączki farmakologicznej. Nie wiem ile to potrwa. Tydzień, miesiąc, rok.
Poszedł i wiozą Martyne na oiom.
Poszliśmy za nimi. Czy na prawdę wszystko musi się zjebać? Stałem koło niej i nic nie zrobiłem. Mogłem ją odsunąć za siebie. Może było by inaczej...

Hard Life - MAPI ZAKOŃCZONE Where stories live. Discover now