Motel California ~Kirk Hammett~

Zacznij od początku
                                    

Pokój wyglądał, jak wyjęty rodem z lat trzydziestych, a łóżko nie było z gatunku tych masujących. Na kremowej tapecie w róże było kilka zacieków, a czarno-biały telewizor był w połowie uświniony jakąś zaschniętą, brunatną cieczą.

- Idę pod prysznic - oznajmiła [T.I.] znaczącym tonem, kucając przy swojej torbie, awby wyjąć z niej kosmetyczkę oraz ręcznik. Niestety, ku jej rozczarowaniu, w odpowiedzi usłyszała tylko ciche pochrapywanie. Niezrażona, podreptała do łazienki, myśląc już tylko o chłodnym prysznicu.


****


Dziewczyna wycierała swoje [T.K.W.] włosy ręcznikiem. Czuła się znacznie lepiej. Wreszcie mogła rozprostować kończyny i uwolnić się od lepkiego potu, o jego zniewalającym zapachu nie wspominając.

Zaczęła rozczesywać swoje splątane, mokre kosmyki, przeglądając się w okrągłym lustrze, zawieszoym nad umywalką. Gdy wreszcie nałożyła krem na noc i przebrała się w piżamę, wzięła się za mycie zębów. Problem w tym, że gdy zaczęła szorować zęby szczoteczką, jej odbicie ani drgnęło. Początkowo [T.I.] była przekonana, że musiało się jej wydawać. Zamknęła oczy, policzyła w myślach do dziesięciu i ponownie spojrzała w lustro.

Tym razem odbicie nie pokazywało jej nieruchomej twarzy. Oczy dziewczyny wytrzeszczyły się w przerażeniu, gdy dostrzegła stojącą za nią aż za dobrze znajomą postać. Pospiesznie odwróciła się w jej stronę, lecz gdy to zrobiła, nikogo za nią nie było.

Starała się nie wpaść w panikę. Uznała, że po prostu jej się przywidziało. Była zmęczona ciągła podróżą, nie myślała jasno. Trochę się uspokoiła i wyszła z łazienki.

Mało nie zeszła na zawał, gdy zobaczyła siebie, ubraną na czarno, pochylającą się nad śpiącym Kirkiem, z zainteresowaniem wypisanym na twarzy.

[T.I.] uszczypnęła się w ramię - zabolało.

Kobieta pochylająca się nad łóżkiem zrobiła kilka kroków w jej stronę, jej usta wykrzywił dziwny grymas, coś na kształt złowieszczego uśmiechu.

- Masz szczęście - powiedziała cicho, wyraźnie rozkoszując się całą sytuacją - Wiele dziewczyn zabiłoby, żeby znaleźć się na twoim miejscu.

Jej głos w ogóle nie różnił się od głosu [T.I.].

- Kim jesteś? - spytała dziewczyna ze strachem. Starała się opanować przeszywające ją dreszcze.

- Tobą. Tylko lepszą.

[T.I.] zacisnęła usta w wąską linię, gwałtownie pokręciła głową

- Nie. Nie istniejesz.

Kobieta zbliżyła się niebezpiecznie do [T.I.], zadowolenie zniknęło z jej twarzy. Zimne, okrutne [T.K.O.] oczy zwęziły się niebezpiecznie. Zbliżała się do dziewczyny. [T.I.] cofała się, aż jej plecy uderzyły o drzwi prowadzące do łazienki.

- Zapewniam, istnieję - jej bardzo realne dłonie w ułamku sekundy zacisnęły się na szyi [T.I.] - Wiesz, ja nigdy nie miałam wyjazdów do Hamptons, imprez na plaży, chłopaka, ani ogólnie życia. Czym ty na to wszystko zasłużyłaś?

[T.I.] usiłowała oderwać ręce nieznajomej od swojej szyi. Drapała jej dłonie do krwi. Starała się kopnąć swojego sobowtóra, lecz kobieta odsunęła się. Cały ciężar ciała oparła na swoich rękach, zgniatających struny głosowe [T.I.].

W totalnym akcie desperacji, [T.I.] złapała kobietę za włosy i mocno szarpnęła, wyrywając kilka kosmyków. Kiedy dłonie nieznajomej oderwały się od szyi [T.I.], dziewczyna z całej siły kopnęła ją w brzuch. Kobieta zatoczyła się, odsunęła na kilka kroków.

SHITSHOW // BAND IMAGINESOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz