Dla 003karola003 💜. Przepraszam, że tak długo czekałaś.
Londyn i jego deszczowe kaprysy potrafiły pokrzyżować plany wszystkim mieszkańcom. Czasem jednak fatalna pogoda to tylko jedna z przyczyn czyjegoś kiepskiego poranka. W przypadku [T.I.] zaczęło się niewiennie, od wyczerpanych baterii budzika. Później, borykając się z ponad trzygodzinnym spóźnieniem, włosami zbyt dokladnie zaplątanymi w papiloty i zepsuciem się ekspresu do kawy, mało nie zabiła się o swoje futrzaste papucie. Nastepnie potknęła się o kota. Ze względu na panujące warunki, z trudem przeżyła drogę z łazienki do telefonu w salonie. Poinformowała szefa, że nie bedzie mogła dziś pojawić się w pracy, jednak jej przełożony nie przejął się tym zbytnio i na szczęście pozwolił jej zostać w domu. Ale... Jak [T.I.] mogła przebywać w domu bez kawy? Uwielbiała kawę tak bardzo, jak swojego kota, Admirała Kluseczkę. Postanowiła zanieść ekspres do serwisu, przy okazji w obie strony kupując gotową kawę na wynos.
Po śniadaniu, ktore dzięki Bogu nie wywołało pożaru, [T.I.] wreszcie wydostała się z domu, prostu w rozpoczynającą się burzę. Przemoknięta do kości, po godzinie tłuczenia się autobusem, musiała przejść jeszcze niewielki odcinek do serwisu. W taką pogodę, z pechem ciążącym na jej ramionach, wolała ograniczyc ryzyko wypadku do minimum. Gdy oddała swój ukochany ekspres w ręce fachowca i zapłaciła z góry pięćdziesiąt funtów, musiała ponownie wyjść na dwór.
Daszek przystanku przeciekał, na ławce spał menel, a przejeżdżające samochody swoimi kołami wzbijały w powietrze fale brudnej wody, które najczęściej lądowały na i tak już przemokniętych łydkach kobiety. Ale miała kawę i tylko to się dla niej liczyło. Niestety, w miarę oczekiwania na autobus, poziom aromatycznego płynu w styropianowym kubku znacząco spadał. Pomimo chęci jak najszybszego powrotu do domu, [T.I.] postanowiła kolejny raz zajrzeć do kawiarni.
Wnętrze urządzone w ciepłych brązach było ciepłe i suche. W powietrzu unosił się ukochany zapach kobiety. Napełniona optymizmem, ustawiła sie w niewielkiej kolejce. Postanowiła zaopatrzyć się również w tort czekoladowy. Po takim poranku zasłużyła na tort czekoladowy.
Gdy nadeszła jej kolej, [T.I.] złożyła zamówienie. Nie mogła powstrzymać uśmiechu ani chwili dłużej. Niemal czuła smak ciasta na języku, ciepło kawy ogarniające jej ciało...
- Co jest, kurwa? - mruknęła pod nosem. Już trzeci raz przeszukiwała szczegółowo przepastne wnętrze swojej torebki w poszukiwaniu portfela i nigdzie go nie dostrzegała.
- Nie - jęknęła żałośnie. W desperacji zaczęła wyrzucać zawartość torebki na część kontuaru przeznaczoną dla klientów - Nie!
Zostawiła swój portfel w serwisie.
Ludzie z kolejki, jak i kasjerka, zaczeli przyglądać się [T.I.] w oceniający jej nieskromną osobę sposób i nie zamierzali się z tym kryć.
- Kurwa no - mruknęła żałośnie kobieta. Zwiesiła ponuro głowę. Nie mogła nawet dostać tortu. Jej policzki schły, piekąc rumieńcami wstydu. Starała się unikać spojrzeń pozostałych klientów. Juz miała przeprosić i wyjść, gdy ktoś delikatnie ją odsunął.
- Ja zapłacę za tą panią - bolesną dla kobiety ciszę przerwał przyjemny, męski głos.
- Nie trzeba - usiłowała zaprotestować.
- Nalegam.
Dopiero, gdy kasjerka wydała jej wybawcy resztę, [T.I.] odważyła się na niego spojrzeć. Miał płowe włosy, obcięte na zapuszczonego Beatlesa. Jego mocno zarysowaną szczękę pokrywał cień zarostu. Miał na sobie jeansy, ciemnozielony sweter i płaszcz. Sprawiał raczej przystępne wrażenie.
- Dziękuję, nie trzeba było - powiedziała speszona kobieta. Dostała już swoje artykuły pierwszej potrzeby i teraz rozmawiała z nieznajomym w kącie kawiarni.
- Nie ma oczym mówić, naprawdę - zapewnił przyjaźnie.
- Nie jestem żebraczką - starała się wyjaśnić - Po prostu zepsuł mi się ekspres, więc zawiozłam go do serwisu i zostawiłam tam przez przypadek portfel. Naprawdę. Parę godzin temu kupowałam tu jeszcze jedną kawę.
- Wierzę ci, spokojnie - zapewnił szczerze.
- Po prostu dzisiaj mam kiepski dzień.
- Każdy ma czasem kiepski dzień.
- Jeszcze raz dziękuję.
- Jeszcze raz, nie ma sprawy.
Wyszli z kawiarni w tej samej chwili. Uprzednio mężczyzna otworzył przed [T.I.] drzwi, za co również podziękowała. Pożegnała się i ruszyła w kierunku swojego domu.
- Będziesz iść w ten deszcz?! - zawołał za nią.
- A mam inne wyjście?! - odkrzyknęła, odwróciwszy się.
- Podwiozę cię! - zaoferował.
[T.I.] wyraziła więcej, niż ulgę z powodu tej propozycji. Dopiero w samochodzie okazało się, ze to nierealne. Aston martin jej wybawiciela nie chciał odpalić.
- Dziwne - mruknął mężczyzna - Dwadzieścia minut temu jeszcze działał.
- To pewnie przeze mnie - powiedziała dziewczyna - Cały mój dzień tak wygląda.
- W takim razie, pozwolisz mi się odprowadzić?
- Pod warunkiem, że to ty będziesz niósł mciasto. Robi mi się już trochę ciężko.
Para wymieniła nerwowe uśmieszki.
- Jestem [T.I.] - przedstawiła się kobieta, by przerwać ciszę.
- John. Miło mi cię poznać.
- Mi ciebie również.
YOU ARE READING
SHITSHOW // BAND IMAGINES
FanfictionMateriał zawiera: 🎱 Przystojnych muzyków (65%), 🎱 Niestandardowe poczucie humoru (20%), 🎱 Zachowania powrzechnie uznawane za obrzydliwe (10%), 🎱 Alkohol i inne środki dobrej zabawy (2,5%), 🎱 Złe nawyki żywieniowe i śmieciowe jedzenie (2,5%). Mo...