Sweetest Thing ~Bono~

209 8 35
                                    

Dla @Parysion 💜. Przepraszam, że tak długo czekałaś.


Odkąd [T.I.] [T.N.] została panią Hewson jej życie diametralnie się zmieniło, pod wieloma względami. Na przykład okres świętowania jej urodzin rozciągnął się z dwudziestu czterech godzin, do tygodnia. Główną przyczyną tych zmian był jej małżonek, Paul. Zawsze traktował ją jak księżniczkę i dbał, by niczego jej nie brakowało. Rozpieszczał ją bez granic, bo mógł. Zakochiwał się w kobiecie na nowo, gdy widział uśmiech na jej twarzy, więc możnaby rzecz, że jego wspaniałomyślność miała jakieśtam egoistyczne podłoże. Nic nie dawało mu takiego kopa endorfin, jak zadowolenie [T.I.]. 

Sama [T.I.] również dbała o szczęście i dobre samopoczucie swojego męża. Chciała spędzać czas na gotowaniu jego ulubionych obiadów i po raz setny oglądać 'Władcę Pierścieni". Jego szczęście dawało jej radość.

Oboje dobrze wiedzieli, że nie mogli trafić lepiej.

Dlatego, zaraz po przebudzeniu w dzień żywcem wyrwanym z polskiego lata, Paul od razu wyczuł, że coś jest nie tak. Pierwszy raz od trzech lat [T.I.] umyślnie go ignorowała.

Odsuwała się od niego, gdy usiłował ją pocałować, czy choćby objąć i nie wydobyła z siebie żadnego słowa. Bono szczerze nie wiedział, o co jej chodzi. Przecież zachowywał się wzorowo. Usiłował dopytać, co się stało, lecz zwykle w takich momentach [T.I.] zwyczajnie wychodziła do innego pokoju. Kiedy już nie miała gdzie się przed nim ukryć, wsiadła do swojego lexusa i odjechała. Bez pożegnania, bez informacji, kiedy zamierza wrócić.


****


Paula dopiero po południu olśniło, gdzie zjebał. Sięgał do lodówki po mleko, kiedy jego wzrok padł na kalendarz przyczepiony do drzwi magnesami w kształcie uśmiechniętych buziek. Spojrzeniem powiódł po kolejnych dniach, aż zatrzymał się na dzisiejszej dacie. Dacie urodzin swojej żony. Urodzin, o których na śmierć zapomniał. Zdjęty przerażeniem, szokiem i obrzydzeniem do własnej osoby, aż krzyknął na ten widok. Odłożył mleko do lodówki i z hukiem zamknął drzwi. Nie mógł oderwać wzroku od dzisiejszej daty. Gwałtownie zdarł kalendarz z lodówki, magnesy rozprysnęły się po podłodze.

- O kurwa - wydusił. Zaczynał powoli dochodzić do siebie i zamiast beczeć, postanowił działać. Tylko... Nie wiedział za bardzo jak. 

Po pokrzepieniu się gigantyczną puszką piwa, postanowił zrobić listę rzeczy potrzebnych do zorganizowania. Kwiaty, szampana i świece załatwił niemal od ręki. Pozostawała kwestia prezentu. Niestety, pierwszy raz musiał przyznać, że nie ma najmniejszego pojęcia, co chciałaby dostać jego żona. Wszystkie, nawet jej najdrobniejsze pragnienia, spełniał na bierząco. [T.I.] miała wszystko, jeszcze zanim zdążyła o tym wspomnieć. Wystarczyło, że brunet zauważył jedno tęskne spojrzenie w kierunku czegoś, od razu po to leciał. [T.I.] robiła to samo dla niego. Mieli pieniądze, nie musieli się ograniczać. Mężczyzna czuł jednak, że w tym przypadku droga biżuteria nie wystarczy. Postawił na coś od serca. Właśnie takie prezenty [T.I.] lubiła i doceniała najbardziej. Widział to w jej oczach. Oczywiście, cieszyły ją nowe kolczyki i sukienki, ale przenty, w które Paul włożył czas i uczucie potrafiły wykrzesać ten szczególny błysk w jej pięknych oczach. 

Po kolejnym piwie postanowił napisać szczególną, cudowna piosenkę na cześć swojej wspaniałej małżonki. Musiał się jednak spieszyć, w każdej chwili mogła wrócić. Jeżeli do tego czasu niczego nie wymyśli, równie dobrze może się wyprowadzić. Zdesperowany, złapał za trzecie piwo, notatnik i długopis.


****


[T.I.] była załamana. Potrafiła zrozumieć naprawdę wiele, wybaczyć jeszcze więcej, a zignorować drugie tyle, co wybaczała. Paul najwyraźniej nie potrafił nawet zapamiętać o jej urodzinach.

Rezcz w tym, że [T.I.] wcale nie chiała futer, biżuterii i innych rzeczy. Chciała spędzać więcej czasu ze swoim wiecznie zajętym mężem. Zamiast tego wyciągnęła psiapsióły do restauracji. One pamiętały o jej urodzinach. Poprawiły jej humor, wysłuchały żali, zachęcały do flirtowania z barmanem. Kiedy usiłowały wyciągnąć [T.I.] do klubu, ta jednak odmówiła. Była w zbyt podłym nastroju, chciała już zakończyć ten dzień. 


****


Gdy tylko Bono usłyszał chrzęst żwiru pod kołami luksusowego auta małżonki, złapał ogromy bukiet jej ulubionych kwiatów w garść i padł na kolana w przedpokoju. Nie zamierzał przyznawać się do zapomnienia o jej urodzinach. Postanowił udawać, że specjalnie chciał ją zaskoczyć.

Kiedy [T.I.] wparowała do domu, mało nie zdzieliła go drzwiami. Patrząc na niego z góry, spod zmarszczonych brwi, sprawiała dość przerażajace wrażenie.

- Co..? - zaczęła.

- Wwszystkiego najlepszego, kochanie! - przerwał jej brunet - Myślałaś, że zapomniałem, co?

Kobiecie zrobiło się głupio

- No... Właściwie...

- Chciałem zrobić ci niespodziankę - muzyk wstał z podłogi i wręczył swojej drugiej połówce kwiaty.

Na twarzy [T.I.] dziwny grymas został zastąpiony uśmiechem. Jak mogła wątpić w Paula? Nigdy tak naprawdę jej nie zawiódł. Czemu miałby to robić teraz?

- Zapraszam panią do salonu.

[T.I.] zrzuciła ubłocone buty, mokry płaszcz i grzecznie podążyła za swoim księciem z bajki. 

Ogromny salon w stylu angielskim został rozświetlony blaskiem około stu świec, ułożonych na każdej wolnej powierzchni. Poza nimi brakowało jednak tortu, czy innych dekoracji.

Mimo tego, zachęcona [T.I.] usiadła na kanapie i zniecierpliwiona czekała na tą wielką, wspaniałą niespodziankę.

Na pewno nie oczekiwała swojego męża z akustykiem, przerzuconym przez ramię.

- [T.I.], z okazji twojego święta, przygotowałem dla ciebie coś wyjątkowego. Kocham cię najbardziej na świecie - złapał za gitarę i zaczął brzdąkać delikatną, przyjemną dla ucha melodię, nacechowaną radością.

- Ja ciebie też kocham, Paul.

- Shhh, nie psuj występu - zganił ją żartobliwie. Gdy już wczuł się w melodię, zaczął śpiewać:

 - My love she throws me like a rubber ball, Oh oh oh, the sweetest thing, She won't catch me or break my fall, Oh oh oh, the sweetest thing, Baby's got blue skies up ahead, But in this I'm a rain cloud [...].

[T.I.] z zadowoleniem obserwoiwała swój prywatny koncert. Jak mogła gniewać się na Paula, szczególnie gdy wyglądał tak przystojnie? I napisał dla niej tak piękną piosenkę... Poczuła się winna, że w ogóle w niego wątpiła.

Kiedy skończył, uśmiechnął się szeroko, aczkolwiek niepewnie

- I jak? - spytał niepewnie po dłuższej chwili oczekiwania.

- Przepięknie. Chodź się przytul - wyciągnęła ręce w stronę mężczyzny. Brunet bez wachania złapał ją w swoje silne, męskie ramiona.

- Wszystkiego najlepszego, księżniczko - wyszeptał kobiecie do ucha i pocałował ją w policzek.

- Wiem, że zapomniałeś - zaznaczyła kobieta - Ale wybaczam. To najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałam.

- Naprawdę?

- Naprawdę.

SHITSHOW // BAND IMAGINESWhere stories live. Discover now