Motel California ~Kirk Hammett~

499 21 67
                                    

Dla @dreamfeelings 💜.
Nie wiem, czy do końca o to chodziło, ale mam nadzieję, że się spodoba.

Motel, w którym późnym wieczorem zatrzymali się Kirk i [T.I.] nosił nazwę California, choć nie znajdował się nawet w stanie graniczącym z tym miejscem.

Para postanowiła się tam zatrzymać w drodze do Nowego Orleanu, gdzie mieli spędzić miesiąc wypełniony zabawą i tak potrzebnym im wypoczynkiem. Zamiast wsiąść w samolot postanowili wskoczyć w pickupa wyłudzonego od Jamesa i spędzić trochę czasu w drodze.

California wydawała się kolejnym przydrożnym motelem z cienkimi ścianami i starymi, masującymi łóżkami, działającymi na drobniaki.

- Nie podoba mi się tutaj - powiedziała [T.I.], rozglądając się po parkingu. Przy motelu stało sporo starych, zaniedbanych, brudnych aut. Sam parking oświetlały jedynie latarnie, mimo tego cała okolica wciąż sprawiała obskurne wrażenie. Panowała duchota, śmieciami rozrzuconymi po asfalcie nie poruszał nawet najmniejszy podmuch wiatru.

- Daj spokój, byliśmy w gorszych miejscach - odparł Kirk, wyciągając torby z rzeczami przeznaczonymi na drogę z furgonetki.

Z tym akurat [T.I.] polemizować nie mogła.

- To wcale nie znaczy, że musimy do nich wracać - mówiąc to, wyskoczyła z samochodu, zatrzasnęła za sobą drzwi.

- Niestety, przy autostradach nie stoją pięciogwiazdkowe hotele.

Zamknęli samochód, złapali się za ręce i żartując zaczęli iść w stronę wejścia do motelu.

Gdy przestąpili próg tego znamienitego budynku, uderzył w nich obrzydliwy zapach, jakby znaleźli pod łóżkiem nieprany od sześciu lat strój na wuef.

[T.I.] posłała swojemu chłopakowi wymowne spojrzenie, w odpowiedzi brunet jedynie westchnął cicho. Nie znosił, kiedy dziewczyna miała racje. Zamaist mu to wypominać, często używała tego, by dostać, czego akurat chciała. Kirk zwykle nie sprzeciwiał się swojej dziewczynie, nie dlatego, iż był pantoflarzem. Po prostu zawsze się rozumieli, a problemy z komunikacją zdarzały się bardzo rzadko.

Para podeszła do starej, zakurzonej lady, pamiętającej pewnie jeszcze dziewiętnasty wiek. Dziewczyna nacisnęła oblepiony czymś dziwnym dzwonek, który niegdyś zapewne był złoty. Wkrótce zza drzwi najprawdopodobniej prowadzących do kantorka wyszła starsa, siwa kobieta przy kości, o surowej twarzy. Sprawiała wrażenie, jakby na jej obliczu nigdy nie gościł uśmiech. Miała na sobie starą, zjedzoną przez mole, brunatną sukienkę. Mimo nieprzyjemnej aury, jaką wokół siebie roztaczała, ['T.I.] i Kirk uśmiechnęli się do niej miło.

- Dzień dobry - powiedziała grzecznie dziewczyna - Czy jest jakiś wolny pokój dla dwójki?

Kobieta skinęła głową, wyciągnęła spod lady klucz z przyczepionym do niego numerkiem.

- Na długo? - spytała. Jej głos był chrapliwy, nosił znamiona kilkuset, jak nie kliku tysięcy wypalonych papierosów.

- Tylko na jedną noc - odpowiedział Kirk miło.

- Dziesięć dolarów.

Zapłacili, zostawiając spory napiwek i udali się na poszukiwanie pokoju o numerze czterysta dziewiętnaście.

Po otworzeniu drzwi Kirk postawił torby niemal w progu i z głośnym westchnieniem opadł twarzą na łóżko.

- Ale jestem zjebany!

[T.I.] uśmiechnęła się widząc jego reakcję, zapaliła światło.

W porównaniu z recepcją i zewnętrznym stanem budynku było sterylnie. Tutaj przynajmniej widać było, że usiłowano utrzymać czystość.

SHITSHOW // BAND IMAGINESWhere stories live. Discover now