Last Christmas ~Duff McKagan~

554 19 69
                                    

Dla 003karola003 💜. Przepraszam, że tak długo czekałaś, nie miałam żadnego dobrego pomysłu.


W Seattle leżało około czterdziestu centymetrów śniegu, którego wciąż przybywało. Na bezchmurnym niebie świeciło słońce, wiał niemal niezauważalny wiatr. Krótko mówiąc, wymarzona pogoda na Gwiazdkę.

[T.I.], mimo iż ubrana w odpowiednie ciuchy i ogrzewania w aucie, drżała z zimna. Całe życie mieszkała w Kalifornii i nie była przyzwyczajona do aż takiego spadku temperatury. Wprawdzie mogła założyć szaro-czarne futro, które dostała od Duffa (dokładnie takie, jak nosiła Sharon Stone w Kasynie), jednak nie było to warte aż takiego poświęcenia.

- Czemu nie mogliśmy zaprosić naszych bliskich do nas? - spytała dziewczyna po raz kolejny. Poprzednio Duff nie raczył zaszczycić jej odpowiedzią. Wolał "odstawić Axla" i uprzeć się bez żadnej konkretnej przyczyny. 

Siedzący obok [T.I.] blondyn westchnął. Spod jego czerwonej czapki Mikołaja wystawało spalone utleniaczem blond sianko, niemal całkowicie zasłaniające jego przystojne oblicze.
Prawda była taka, że nie chciał zapraszać swojej rodziny do Los Angeles, ze względu na nowo rozpoczęty styl życia. Chybaby umarł, gdyby w środku porannego otwierania prezentów, albo krojenia indyka do jego domu wparowali Slash i Steven, albo - jeszcze gorzej - Nikki i Tommy. Jego biedna matka na pewno nie doszłaby prędko do siebie po takiej wizycie. W Seattle raczej nie roiło się od gwiazd rocka, był bezpieczny.

- Wiesz, chciałem... - odparł po chwili, przerywając by dobrze zastanowić się nad planowaną odpowiedzią - Chciałem pokazać ci moje rodzinne miasto. 

- Aha.

[T.I.] nie kupowała jego odpowiedzi, ale postanowiła nie drążyć tematu. Skoro Duff nie chciał powiedzieć prawdy, musiał mieć ku temu jakiś wyraźny powód.

Dziewczyna stresowała się poznaniem jego rodziny. Spotkała już wprawdzie panią McKagan i starszego brata Duffa, Johna, który był nauczycielem muzyki w LA, lecz to nawet nie była połowa jego najbliższych. Wybranek [T.I.] posiadał aż siedmioro rodzeństwa, o kuzynach, wujkach, ciotkach i dziadkach nie wspominając. 

Dziewczyna odczuwała lekki stres na myśl o spotkaniu ich wszystkich po raz pierwszy. To, jakby nie patrzeć, jest tłum ludzi.


****


- A jak kupiliśmy złe prezenty i nie będą się im podobać? 

Im bliżej domu McKaganów byli, tym [T.I.] bardziej wpadała w panikę. Zdarła już cały czerwony lakier ze swoich paznokci, wierciła się na swoim fotelu i co chwila zerkała na Duffa.

- Spokojnie - blondyn splątał palce swojej dłoni z jej - Spodobają im się.

- A jak zrobię coś głupiego i mnie nie polubią? 

- Moja mama lubi cię od samego początku. Najważniejszy test już za tobą - tłumaczył cierpliwie basista.

- A twoje rodzeństwo?

- [T.I.], wszystko będzie dobrze, zaufaj mi.


****


Na szczęście kolacja przebiegła raczej w pozytywnej atmosferze. Jedyną osobą, na którą mama Duffa czasem zerkała niechętnie okazał się jej były mąż, a nie przyszła synowa.
Atmosfera była radosna i gwarna, niczym na świątecznych reklamach Coca-Coli.
Rodzeństwo blondyna było przemiłe. [T.I.] szczególnie dobrze dogadywała się z Mandy, która za punkt honoru wzięła upokorzenie Duffa przed jego dziewczyną.

SHITSHOW // BAND IMAGINESWhere stories live. Discover now