Oversensitive ~Machine Gun Kelly~

227 13 1
                                    

Dla @hejeja 💜. Przepraszam, że tak długo czekałaś, w ogóle nie miałam pomysłu. Z tej części też nie jestem w 100. % zadowolona...


Urodziny Marylina Mansona nie były pierwszą imprezą pełną gwiazd, na jakiej [T.I.] miała okazję dobrze się bawić. Obecność sław nigdy nie robiła na niej specjalnego wrażenia, o ile to oni nie uznawali się za ósmy cud świata i nie wymagali specjalnego traktowania. [T.I.] przywykła też do imprezowania z własnym ojcem. Inna dziewczyna na jej miejscu byłaby pewnie zażenowana, ale jej tatą raczej nie był Tommy Lee. 

Wnętrze domu Briana, gdzie odbywała sie impreza urodzinowa, znacznie odbiegało od normy. Pomieszczenia podświetlono na czerwono, w salonie ustawiono podest z rurami dla striptizerek, a na piętrze postawiono pulpit dj'a. Willa była zapchana celebrytami i przyjaciółmi muzyka spoza show-biznesu. [T.I.] czuła wdzięczność, że zarówno jej chłopak jak i ojciec przewyższali przeciętnego gościa o co najmniej głowę. Niemożliwe, by zgubiła ich w gęstym tłumie gości.

Dziewczyna bawiła się nieprzerwanie, do około pierwszej w nocy.Zmęczona [T.I.] postanowiła wyjść do ogrodu rozpościerającego się przed domem Marylina. Wciąż miała wpaniały humor, jednak potrzebowała odpoczynku. W willi zrobiło się okropnie duszno, coraz ciężej było jej to znieść. Nogi bolały ją od tańczenia z Kellsem, a gardło paliło od picia czystej wódki z Tommy'm.

Dziewczyna usiadła na w miarę czystym kawałku trawnika, wydając z siebie westchnienie ulgi. Zdjęła szpilki i rozmasowała obolałe stopy. Zdrowie do imprez musiała odziedziczyć po matce - najchętniej położyłaby się już spać. Siedziałaby pewnie samotnie na trawniku przed domem Mansona w nieskończoność, gdyby nie padł na nią czyjś cień.

- [T.I.]? To naprawdę ty? - usłyszała męski obcy głos. Mrużąc oczy, uniosła głowę. Pochylał się nad nią jakiś przyjaźnie wyglądający szatyn. 

- Yyyyyy..? Znamy się? - zapytała po kilku chwilach niezręcznej ciszy. W ogóle go nie rozpoznawała, była też zbyt zmęczona, aby powiązać jego przyjazne oblicze z jakimkolwiek wspomnieniem.

- To ja, Jake! Rzucaliśmy w siebie błotem w dzieciństwie! - chłopak wyszczerzył się w pełnym ekscytacji uśmiechu.

- Jake Pryszczata Dupcia? - pisnęła dziewczyna, przypominając sobie czasy młodości. Jake wyraźnie się zmieszał, słysząc jej słowa. To musiał być on.

- Tak, ten sam - bąknął zażenowany.

- Siadaj! - poklepała zapraszajaco trawnik obok siebie - Dawno się nie widzieliśmy. Co u ciebie?

- Niewiele - przyznał szatyn, gdy wreszcie usadowił się na ziemi - Skończyłem studia, mam staż w Microsofcie... Jakoś leci. A co u ciebie?

Gdyby [T.I.] była choć odrobinkę trzeźwiejsza, nie powiedziałaby:

- Zajebiście! Imprezuję! Wooohoooooo!





****


Colson ledwo uciekł od Briana i Tommy'ego, próbujących polać mu następną rundkę. Pomyślał, że najwyższy czas wracać do domu. Musiał jeszcze tylko znaleźć swoja dziewczynę. Po zajrzeniu w każdy kąt rezydencji, wyszedł do ogrodu. Po chwili zastał swoją partnerkę na trawniku, głupkowato chichoczącą z jakimś chłopakiem. Jak na gust blondyna, siedzieli stanowczo zbyt blisko siebie. Na pierwszy rzut oka zauważył, jak mocno wstawiona była jego dziewczyna. Ledwo mogła usiedzieć bez chwiania się. Na ten widok opiekuńcze instynkty Colsona postanowiły się przebudzić. Nie chciał, żeby jakiś oślizgły typ wykorzystał jego dziewczynę, tylko dlatego, bo akurat nie miał nic lepszego do roboty.

Blondyn nie czekał, aż [T.I.] go zauważy. Podszedł do pary i zanim zorientowali się, że ktoś przy nich stoi, już podnosił [T.I.] na równe nogi. Dziewczyna zatoczyła się i gdyby nie muzyk, najpewniej poleciałaby z powrotem na trawnik.

- [T.I.], powinniśmy już wracać, co nie?

- Colsie-boo! - pisnęła półprzytomna dziewczyna - Tęskniłam za tobą! To jest Jake - wskazała na siedzącego na trawie szatyna - Opowiada mi o swoim stażu w Micro... Microsrofcie... Wiesz, o czym mówię.

- Mhm, fascynujące. Na pewno za trzy godziny musi wstać, żeby umyć auta gościom z zarządu, także...

- Ej, ale nie bądź niemiły. Jake był dla mnie bardzo miły... I chcę się z nim bawić dalej!

Kells nie miał na to ani ochoty, ani cierpliwości.

- [T.I.], ogarnij się, idziemy - burknął.

- Ale ja nie chcę! - dziewczyna zaczęła wyrywać się z jego uścisku.

- I mam cię zostawić samą z tym zboczeńcem?! - wybuchnął chłopak - Cały czas ślini się do twoich cycków! Obiecałem Tommy'emu, że będe cię pilnował..!

- Jestem dorosła, żaden z was nie musi mnie pilnować!

- Chcesz tu zostać, to na własną odpowiedzialność! Wiesz, jakie wyroki obaj dostaniemy, jeśli ten złamas coś ci zrobi?!

- Tylko rozmawiamy!

- [T.I.], myślisz,że nie wiem, jak jest? Zawsze zaczyna się tylko od rozmowy!

- Tak? To oświeć mnie, na czym polegają twoje "rozmowy" - pokazała cudzysłów palcami w powietrzu - Z fankami!

Szczęście, że wrzaski dotarły do akurat wychodzącego z willi Tommy'ego, bo Colson nie miał pojęcia, jak wybrnąć z tej sytuacji. Perkusista postanowił zainterweniować od razu.

- Co się dzieje, dzieciaki? - spytał, podchodząc do kłócącej się pary. Na pozór zachowywał spokój, nawet wymusił na twarzy uśmiech. Na widok sztucznego grymasu Colson aż się wzdrygnął. Tommy wyglądał, jak psychol.

- Kells nie rozumie, że Jake to tylko stary znajomy i zachowuje się, jak ostatni kretyn - wyjaśniła w końcu dziewczyna, nie mogąca dłużej znieść natarczywego spojrzenia swojego ojca.

- Jake? Jake Pryszczata Dupcia? - spytał perkusista.

- Dobry wieczór, panie Lee - przywitał się szatyn, gdy już podniósł się z trawnika. Uwaga całej trójki skupiła się na nim. Colson zdziwił się, widząc szeroki uśmiech na twarzy swojego przyszłego teścia. Do niego Tommy się tak nie uśmiechał.

- Jake! - bębniarz uściskał chłopaka przyjaźnie - Spierdalaj z tym panem, jeszcze nie mam siedemdziesięciu lat. Dawno się nie widzieliśmy. Opowiadaj, co u ciebie? Masz dalej ten mało dyskretny problem, wiesz, tam na dole?

- Nie, panie... Tommy. Dziękuję za troskę - mruknął jeszcze bardziej zawstydzony chłopak.

- Kells - bębniarz zwrócił sie do chłopaka - [T.I.] rzucała w niego wszystkim. Dosłownie wszystkim! Raz nawet trafiła mu w twarz psią kupą, uwierzysz?!

- Tak, tato, wszyscy ci wierzymy - dziewczyna wbiła wzrok w swoje stopy.

- Robię ci wiochę?

- Troszeczkę.

- I dobrze. W końcu jestem twoim ojcem, to mój obowiązek - poklepał szatyna przyjacielsko po ramieniu - Okej, dzieciaki, bawcie się dobrze. A ty - zwrócił się do Colsona - Nie bądź taki przewrażliwiony.

Gdy Tommy zniknął na tyłach domu, Colson wciąż miał strasznie glupi wyraz twarzy. Tommy, który na każdym kroku zachowywał się, jak bodyguard własnej córki mówił mu, żeby się nie przejmował! No przecież to był szczyt.

SHITSHOW // BAND IMAGINESWhere stories live. Discover now