151.

3.9K 141 4
                                    

Marry dziś miała wyjść ze szpitala. Po południu po nią jedziemy. Cały tydzień spędziliśmy w Rochester i musiałam przyznać, że spędziłam ten czas miło. Gdy Michael pracował, a robił to prawie cały dzień i robił przerwy na krótką wizytę w szpitalu, spędzałam czas z mamą i Daisy. Miałyśmy czas, żeby pomyśleć o przygotowaniach do ślubu, ale ważniejsze w tej chwili okazały się pierwsze urodziny mojej córki. Wiedziałam, że ślub wypadnie wcześniej, ale córeczka była ważniejsza.

Nasza mała Daisy za kilka miesięcy, niecałe cztery, będzie miała już dwanaście miesięcy. Jak ten czas szybko zleciał. Do tej pory pamiętam doskonale, gdy po raz pierwszy wzięłam ją na rączki. Była taka mała, że bałam się, żeby nie zrobić jej krzywdy. A teraz łobuziara zaczynała stawiać pierwsze kroki. Podchodziła do szafek albo krzeseł i się podnosiła. Raz o mało, co nie przewróciła się z krzesłem. Na szczęście zdążyłam ją złapać. Musiałam mieć ją cały czas na oku, żeby nie zrobiła sobie krzywdy, bo wystarczyła chwila nieuwagi. Właziła wszędzie, gdzie się dało, tylko po to, żebyśmy jej szukali. Nie dało się przetłumaczyć, że nie wolno. Trzeba chodzić za nią krok w krok. Moja mama była w tym mistrzem. Gdy gotowała obiad, to sadzała Daisy w fotelik i dawała jej zabawki. Miała spokój na chwilę i wiedziała, że mała nie zrobi sobie krzywdy. Współczułam Melisie, biegać za dwójką takich maluchów.

Michael siedział w pokoju gościnnym, próbując pracować, ale postanowiłam na chwilę podrzucić mu córeczkę, żeby się wykąpać i ubrać. Nie zwrócił na nas uwagi, dopóki nie poczłapała do niego, łapiąc się za łóżko i podnosząc. Złapała go za nogawkę i zaczęła się śmiać. Stałam, opierając się o ścianę, obserwując reakcję Browna.

– A co ty tu robisz? - Zdziwił się, odłożył na bok laptopa i wziął ją na ręce.

– Chyba chce już zacząć chodzić. - Uśmiechnęłam się.

– Naprawdę? - Przyjrzał się jej i pocałował policzki. – No dobra.

Wstał i postawił córkę na podłodze i trzymał za rączki. Daisy zadowolona, że zdobyła zainteresowanie obojgu rodziców, przeskakiwała z nóżki na nóżkę, śmiejąc się w głos.

– No, chodź do mamusi. - Przykucnęłam niedaleko nich, wyciągając w jej stronę ręce.

Zaczęła przebierać nóżkami w miejscu, śmiejąc się głośniej i krzycząc. Po dłuższym czasie zrobiła trzy kroki w przód i dumna wtuliła się we mnie. Pocałowałam ją w główkę. Dla nas to tylko trzy kroczki, ale dla niej to dużo. Fajnie było patrzeć, jak córcia uczyła się czegoś nowego.

– Mimimiii! – pisnęła mi do ucha.

– To chyba miało być mama. - Zaśmiał się Michael, kucając przy nas. – Zadowolona?

– Miiimiiimi. - Spojrzała na mnie uśmiechnięta.

– Jeżeli tak, to mogę być nawet mimi. - Zaśmiałam się.

Daleko jeszcze, żeby, brzmiało to, jak mama, ale tata też nie szło jej jeszcze doskonale, więc nie miałam, co narzekać.

Zostawiłam swoje dwa skarby, żeby pobawiły się chwilę razem, a co zastałam, gdy wróciłam? Michael zasnął na podłodze, trzymając Daisy, która bawiła się jego telefonem. Nie było mnie raptem dwadzieścia minut.

Wzięłam córkę na ręce i zniosłam na dół do mamy. Gdybym wiedziała, że był tak bardzo zmęczony, zostawiłabym małą z mamą. Ale prawda była taka, że ona też potrzebowała chwili odpoczynku. Od razu wzięła ode mnie Daisy. Nie, moja córka ani trochę nie była rozpieszczona. Po prostu z tej miłości każdy nosił ją na rękach jak księżniczkę. Zaśmiałam się pod nosem.

Kobieta wybaczy ci wszystko oprócz jednego: że jej nie kochasz. I [ZAKOŃCZONE]Où les histoires vivent. Découvrez maintenant