88.

4.5K 175 1
                                    

Marika opuściła dzisiaj szpital i wprowadzi się do mojego mieszkania. Michael pojechał po nią pół godziny temu.

Przed chwilą odebrałam łóżeczko, które zamówiłam dla dziecka Mariki. Miałam nadzieję, że będzie zadowolona. Wszystko było przygotowane na jej przyjazd. Poinformowałam wczoraj o wszystkim tatę i uznał, że dobrze robiłam, chociaż zadowolony nie był. Bał się, że znowu się od niego oddalę, ale zapewniłam, że tak się nie stanie. Nie chciałam się kłócić z rodzicami.

Właśnie przed chwilą przyjechał Michael z Mariką.

– Cześć. - Uśmiechnęłam się na ich widok.

Mała spała w foteliku, który zorganizowaliśmy wczoraj od Mel. Miała jakiś stary jeszcze, jak Nadia była mała. Myślała, że się przyda dla kolejnego dziecka, ale kupili nowy. Dobrze, że go nie wywaliła.

– Alyson, dziękuję ci – zaczęła Marika.

– Daj spokój. - Machnęłam ręką. – Przygotowałam coś do jedzenia, więc mam nadzieję, że jesteście głodni.

– Ja bardzo. - Uśmiechnął się Mike i pocałował mnie w policzek. – Alyson, świetnie gotuje, przekonasz się.

– Pomóc ci? - Spojrzałam na dziewczynę.

– Nie, dziękuję. - Wyjęła córeczkę z fotelika. – Już dużo mi pomogłaś. Zapłacę ci za to mieszkanie, gdy tylko pójdę do pracy. Postaram się jak najszybciej.

– Marika, wszystko jest już ustalone. - Michael uśmiechnął się do niej. – Na razie masz odpoczywać i jeżeli tego nie zrobisz, będę cię pilnował.

Widziałam, że czuła się trochę niepewnie w nowej sytuacji, ale da sobie radę. No przyznajmy szczerze, że radziła sobie w o wiele gorszych chwilach.

Po obiedzie pokazałam dziewczynie gdzie, co było. Oprowadziłam po mieszkaniu i powiedziałam, gdzie mogła zrobić zakupy oraz opowiedziałam jej o okolicy, żeby nie musiała się bać.

– Jeśli mój tato przyjdzie cię sprawdzić, nie przejmuj się. - Uśmiechnęłam się. – Po prostu może tu przyjść, ale nie musi. Możesz wtedy do mnie zadzwonić. Przez kilka dni będziemy przywozić ci zakupy, żebyś nie musiała wychodzić.

– Będziecie mnie pilnować.

– Przez najbliższy czas tak – wtrącił Michael. – Nie dlatego, że ci nie ufamy.

– Martwimy się o ciebie – dodałam. – Chcemy ci po prostu pomóc.

– Już mi dużo pomogliście. Nie wiem, jak wam się odwdzięczę.

– Może na początek wystarczy, że odpoczniesz? - Spojrzał na nią. – My idziemy.

– Dobrze.

– Trzymaj się. - Przytuliłam ją. – Jakby co wiesz, gdzie dzwonić.

Nie wyglądała na szczęśliwą, ale cieszyła się, że nie musiała się martwić, dokąd pójdzie. Dobrze, że mogliśmy jej pomóc. Mimo że trudno złapać z nią kontakt zaczynałam ją lubić.

Pojechaliśmy na obrzeża miasta w sprawie wynajmu mieszkania. Pani z agencji nieruchomości oprowadziła nas po apartamencie na drugim piętrze. Miał dwa duże pokoje, salon, kuchnię z jadalnią i dużą łazienkę. Michael nie sprzeda swojego domu, dopóki nie znajdziemy czegoś większego. Rozsądnie, tu nie pomieściłby wszystkich swoich rzeczy i zawsze będzie mógł tam wrócić, gdyby akurat chciał. Wiedziałam, że będzie często bywał w swoim domu. Nie zastanawiając się długo, podpisaliśmy umowę najmu, z czego agentka była zadowolona.

– A co później? - Spojrzałam na Michaela.

– W weekend pojedziemy do Nowego Jorku. Umówiłem nas na trzy spotkania w sprawie domu. Mam nadzieję, że któryś z nich ci się spodoba, a jak nie, będziemy szukać dalej. - Wzruszył ramionami. – Później szybki remont i w końcu zamieszkamy razem.

– Już mieszkamy.

– Wiesz, o co mi chodzi.

– Trochę się źle z tym czuję, bo szukasz czegoś na siłę... Lepiej byłoby poczekać.

– Te domy mam na oku od dłuższego czasu i cieszę się, że w końcu chcesz ze mną zamieszkać. - Uśmiechnął się. – Już dawno miałem któryś kupić, ale nie mogłem się zdecydować.

– A co z kancelarią?

– Otworzę ją w Nowym Jorku, a tą sprzedam. Nic nie stracę, a mogę tylko zyskać. Rozkręciłem interes i mam sporo klientów spoza miasta, którym nie robi różnicy miejsce spotkań. - Złapał mnie za rękę. – Niektórym będzie nawet wygodniej.

– A co z Elizą i innymi? Zwolnisz ich? – zapytałam trochę przestraszona, bo nie chciałam, żeby ci ludzie stracili pracę.

– Zaproponuję, żeby pracowali dla mnie dalej w Nowym Jorku. - Spojrzał na mnie. – Nie martw się. Jeśli nie będą chcieli, polecę ich nowemu właścicielowi.

– Polubiłam Elizę.

– Z nią nie będzie problemu. - Zaśmiał się. – Ona pracowała u mnie w firmie i nie przeszkadzały jej nawet kilkumiesięczne wyjazdy na Majorkę, gdzie robiłem interesy. Później przyjechała ze mną tutaj.

– Musiała mieć jakiś powód.

– Sporo zarabia. - Przytulił mnie. – Tylko nie bądź zazdrosna.

– A łączyło cię coś z nią? - Spojrzałam na niego podejrzliwie.

– Z nią nie, ale z Demi miałem przygodę na jedną noc – zaczął niepewnie.

– Nie podejrzewałam cię o to – powiedziałam zdziwiona. – Ani jej.

– Zdarzyło się, ale jakoś nie kręcę jej w ogóle. Ciekawe dlaczego? - Udał, że się zastanawiał.

– Może nie jesteś w jej typie? - Podeszłam do okna. – A co było nie tak z Elizą? Nie była blondynką?

– Jest zbyt wyzywająca i za bardzo pewna siebie. Zresztą jakoś nie zależało jej na tym, żeby się ze mną przespać i nic się nie zmieniło, z czego bardzo się cieszę. - Poszedł do kuchni wstawić wodę.

Poszłam za nim, siadając na stołku i patrząc, jak wkładał torebki herbaty do kubków.

– Zawsze podrywasz swoje pracownice – skomentowałam.

– Nikogo nie podrywam. Same się na mnie rzucają. Poza jedną zazdrośnicą. - Odwrócił się do mnie. – Jak widzisz, żadna z nich nie ma do mnie jakichś pretensji i nie podrywa mnie nachalnie.

– Nie, pretensje ma jedna, Rachel. I nie do ciebie, a do mnie.

– Jakoś dawno jej nie było.

– A co, tęsknisz za nią?

– Alyson, przestań. - Spojrzał na mnie nieco wkurzony. – Nie będę się z tobą kłócił o byłe dziewczyny i kochanki, bo to nie ma sensu.

– Nie mam zamiaru się kłócić. - Wstałam. – A do tej herbaty lepiej zrób kanapki, bo jestem głodna. - Wyszłam z kuchni.

– Gdzie idziesz? – Usłyszałam za sobą jego zrezygnowany głos.

– Wykąpać się! – odkrzyknęłam.

Kobieta wybaczy ci wszystko oprócz jednego: że jej nie kochasz. I [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now