IV Rozdział 7. 'Powiedzieli ci'

5.4K 527 72
                                    

Witam Was w Nowym Roku!!!
I mam info. Jako, że zaczynają mi się zaliczenia i te wszystkie ciężkie rzeczy, od przyszłego tygodnia do połowy lutego co weekend jestem za studiach i mam egzaminy NIE WIEMKIEDY KOLEJNY ROZDZIAŁ. Nie gniewajcie się na Patunię, ona naprawdę nie ma czasu. W dodatku wszystko się jej wali, ładniej mówiąc.

Nie wiedziałem o co chodzi.
- Nie rozumiem- pokręciłem głową- co...
- Zabawa w pieska- zacisnęła pięści- powiedziałam, że musisz wiedzieć wszystko. Powiedziałam, że będę z tobą szczera. Obiecałam ci to, Zayn. Więc będę. Nawet jeśli to się wiąże z powrotem do najgorszych chwil mojego spieprzonego życia.
- Layna, jeśli nie chcesz, nie mów...
- Nie chcę. Muszę.
- Nie...
- Powiedziałeś, że pozwolisz mi powiedzieć do końca- przerwała mi cicho i spuściła wzrok- powiedziałeś.
Cholera, znowu jest jak małe dziecko.
- Powiedz- odezwałem się gładząc wierzch jej dłoni- jeśli tak zdecydowałaś, powiedz- westchnąłem.
Jest przed północą.
- Powiem ci wszystko. Kochałeś mnie. Więc musisz wiedzieć.
Kochałem?
Że kiedyś?
Kocham cały czas.
Zmarszczyłem lekko brwi, kiedy wycofała dłoń.
- Kiedyś wszedł do pokoju. Miałam swój pokój  odkąd pamiętam. Na parterze. Miałam drzwi na taras i wyjście na ogród. I duże łóżko. A na nim czerwoną pościel. Zawsze była tylko ta czerwona pościel.
Zacisnęła powieki.
- I... I kiedy przychodził... kiedy to robił... ja miałam przed oczami tylko to. Tylko czerwony. Nic więcej.
A mnie olśniło.
- Dlatego nienawidzisz czerwonego.
Podniosła niepewnie wzrok i pokiwała głową.
- A ja lubiłam czerwony. Bardzo. Miałam takie czerwone sukienki. I nawet jedne byty. A później miałam jeszcze więcej czerwonych ubrań. Adam lubił czerwony.
Zacisnęła pięści.
- A ja musiałam chodzić w jego koszulkach. Nie wiem dlaczego, ale zawsze tak kazał. Jeśli miałam na sobie coś innego, kiedy wszedł do pokoju, zaczynało się moje piekło.
Jej ciało zadrżało.
- Więc nosiłam tylko to. Tylko czerwony. Od tego się zaczęło. Później... później zaczęło się wszystko mieszać. Kochałam go i nienawidziłam jednocześnie. Potrzebowałem go i panicznie się go bałam. Bo nie wiedziałam jaki będzie akurat w tej chwili. Nie wiedziałem co zrobi albo jak się zachowa. A sama byłam bezradna. I ta bezradność mnie zabijała.
*
- Czego się boisz?
- Bezradności.
*
- Dlatego zawsze szukasz wyjścia z każdej sytuacji. Dlatego tak boisz się porażki- stwierdziłem cicho- ty cały czas masz w głowie tamto życie.
- Muszę- odezwała się równie cicho- muszę. Inaczej nie byłabym sobą. Ale wiesz... czasami nie chcę nią być. Nie chcę być tą dawną sobą.
- Nie jesteś nią- tym razem to ja złapałem ją za dłoń.
Ale... powoli swoją zabrała.
Minimalnie zmarszczyłem brwi.
- Layna posłuchaj mnie- zacząłem z desperacją- ty nie jesteś już tamtą osobą. Wyleczyłaś się z tego, zaczęłaś żyć inaczej, żyć na nowo.
Zamknęła oczy, po czym znowu spojrzała na swoje dłonie.
- Uważasz, że jesteś winna temu co ci zrobił? Że to jest twoja wina?
- Ja przy nim nie wiedziałam co się dzieje- cały czas patrzyła na swoje dłonie- tego dnia zabrał mnie do łazienki. Chciał mi pomóc zdjąć ubrania. Krzyczał, bo się go bałam. Później przepraszał. I zawołał go jeden z jego ludzi. Później kazał mi zejść na dół. I wiesz co jest najgorsze?
Podniosła wzrok i spojrzałam mi w oczy.
Pokręciłem ostrożnie głową.
- To, że kiedy weszłam na schody patrzyłam tylko na niego. W holu byli wszyscy. Cała moja rodzina. Ludzie, którym zawdzięczam to, że żyję. A nie zwróciłam na nich dużej uwagi. Patrzyłam tylko na niego i liczyło się dla mnie to, żeby wreszcie przy nim być. Niall mnie zawołał. A ja nawet nie wiedziałam dobrze kim on jest. Miałam w głowie pusto, jedyne o czym myślałam i czego chciałam to Adam. To jest moja wina- powiedziała z naciskiem.
- Nie- pokręciłem głową- przestań tak myśleć. Wróciły do ciebie wspomnienia, wróciło całe piekło- zacisnąłem powieki- byłaś tym przerażona. Nadal jesteś- spojrzałem na nią.
Opuściła wzrok.
- Powiedz mi- znów złapałem ją za dłoń, którą zacisnęła lekko na pościeli- co takiego sprawiło, powiedziałaś mu 'nie'?
- Ty.
Uniosłem głową.
- Słucham?
- Zobaczyłam ciebie.
Spojrzała mi w oczy.
- Miałem w głowie Adama. Nic więcej. Liczyło się tylko to, żeby wreszcie przy nim być. Bo w tym wszystkim myślałam, że go kocham. Czułam się tak samo jak siedem lat temu. Dokładnie tak samo. Później przyszedłeś ty... i...- zmarszczyła brwi- była z tobą Liss, tak?
- Posłuchaj mnie uważnie- pochyliem się do niej-  na drugi dzień po twoim telefonie zadzwoniłem do ciebie.
- Już wtedy nie było mnie w mieszkaniu- zmarszczyła brwi.
- Ale odebrałaś ten telefon.
- Co?- uchyliłam usta.
- Myślałem, że rozmawiam z tobą. Ale coś mi nie pasowało, mówiłaś dziwnie. Jakbyś nie wiedziała o co mi chodzi, a przecież sama dzień wcześniej zaproponowałaś mi kolację. Chciałaś mi powiedzieć coś ważnego.
- I wtedy rozmawiałeś z Larissą?
Nie mogła w to uwierzyć.
- Tak. I z nią spotkałem się na kolacji.
Zabrałem dłoń i wstałem z łóżka.
- Poczekaj na mnie moment- powiedziałem cicho, po czym skierowałem się do drzwi.
- A-ale wrócisz?- usłyszałem za sobą, na co przystanąłem.
Jej głos przepełniony był strachem.
Ale... innym.
Ona pytała w taki sposób, jakby się bała zadać to pytanie. Nie chodziło już o sam strach przed samotnością. Ona się bała tego, że będę zły za to,  że pyta. Że będzie za to ukarana.
- Wracam za chwilę- powiedziałem- chyba, że chcesz iść ze mną.
- Mogę?
- Oczywiście- uśmiechnąłem się  wyciągnąłem do niej rękę- możesz robić cokolwiek chcesz- zapewniłem, a ona powoli wstała z łóżka.
Była bardzo niepewna. Ze wszystkim co robiła. Jakby bała się sama z siebie podjąć decyzję i jakimkolwiek ruchu.
No taka prawda. Boi się.
Czego? Przecież wie, że nic jej nie zrobię.
Wie. Ale to jest silniejsze od niej. Żyła tak przez dwa lata, nie dziw się jej.
Podeszła do mnie ubrana w jedną z moich bluz. Nie mam pojęcia, dlaczego założyła akurat dresową bluzę, zamiast nie wiem, koszulkę?
Mnie było gorąco.
Bluza sięgała jej do połowy uda, rękawy miała podwinięte bo za długie.
- Nie wolisz ubrać czegoś innego?
Natychmiast pokręciła panicznie głową i objęła się ramionami.
Bardziej wyciągnąłem do niej dłoń.
Patrzył w na nią przez moment jakimś takim pustym wyrokiem, później spojrzała na mnie na moment i znów na moją dłoń.
Zagryzła wargę.
Kiedyś też się wahała.
Ale chyba nie blokowało jej wtedy to co teraz. A może i tak?
Niepewnie wsunęła swoje palce w moje. Bardzo delikatnie. Aż za bardzo.
- Chcę ci coś pokazać- mruknąłem, kiedy zeszliśmy piętro niżej i znaleźliśmy się przed drzwiami do mojego gabinetu.
Przekręciłem kluczyk, bo to jedyne drzwi, które zawsze są zamknięte na klucz i otworzyłem, wskazując gestem dłoni by pierwsza weszła do środka.
Ale ona stała w miejscu.
Nie ruszyła się.
Dopiero po chwili złapała mnie niepewnie za ramię obejmując je obiema dłońmi i razem ze mną weszła do środka.
- Usiądź sobie- wskazałem jej mój skórzany fotel, a ona znów spojrzała na mebel, na mnie i znów na mebel.
Powoli podeszła i usiadła.
Obszedłem duże biurko podchodząc do czarnej wąskiej komody i z pierwszej szuflady wyjęłam plik kartek.
- Jak już ci mówiłem spotkałem się z tobą na kolacji. Nie pasowało mi twoje zachowanie. Zamówiłaś lody waniliowe. Nie skomentowałaś tego, że ogoliłem włosy, jakbym wyglądał tak zawsze...
- Pasują ci takie włosy- przerwała mi cicho, patrząc na swoje dłonie- podobają mi się- dodała szeptem.
Podszedłem do niej ostrożnie i położyłem przed nią umowę.
- Spójrz na to, proszę cię- westchnąłem, kiedy nie okazała zainteresowania, albo po prostu bała się podnieść wzrok.
- Co to jest? Mam coś podpisać?- zapytała za strachem.
- Nie, nie- pokręciłem szybko głową i otworzyłem na właściwej stronie- to dała mi do podpisania twoja siostra.
Podniosła wzrok i spojrzała mi w oczy z niezrozumieniem.
Odnalazłem wzrokiem jedno zdanie i wskazałem palcem.
- Umowa kupna-sprzedaży- przeczytała cicho- wraz z jej podpisaniem (po dokonaniu wpłaty) niżej podpisany staje się właścicielem sieci apartamentów i kurortów... GA.
Podniosła wzrok w szoku.
- Ona chciała się spotkać by zaproponować mi sprzedaż twoich apartamentowców, Layna. Wiedziałem, że coś jest nie tak. Od tego zaczęła się nasza znajomość, pamiętasz? Nigdy w życiu nie zgodziłabyś się na sprzedaż, tym bardziej nie wysunęłabyś tej propozycji sama z siebie. Tego samego dnia wieczorem pojechałem do ciebie, ale nie było się w GA. Zamiast ciebie znalazłem wyrzucony w łazience bukiet lilii z listem, i napis w wannie.
- Tyle zdążyłam zrobić po tym, kiedy zobaczyłam go stojącego w drzwiach. Uciekłam do łazienki, nie pobiegł za mną, wiedział, że i tak zrobi co będzie chciał. Nie spieszył się.
- Jak cię stamtąd zabrał?
- Ostatnie co pamiętam to jak podał mi środek usypiający. A... co z tym zrobisz?- wskazała głową na papiery- chcesz, żebym to podpisała?
Patrzyła na mnie ze strachem.
Ale wiesz, że jeśli powiesz jej, że ma podpisać, ona bez wahania podpisze?
A ja wyjąłem z biurka zapalniczkę i niedużą  metalową tackę. Położyłem tackę na biurku tuż przed nią i uniosłem dokument tuż przed jej twarz.
Uchyliła usta, kiedy podpaliłem jeden koniec i położyłem powoli palący się papier na podstawce. Zawsze tak pozbywałem się ważnych dokumentów.
Patrzyła na płomienie trawiące litery.
- Tyle mam do powiedzenia w tej kwestii.
Wrzuciłem popiół do kosza i spojrzałam na jej twarz.
Była zagubiona.
- Jak mnie znalazłeś? Skąd się tam wziąłeś?- zapytała nadal na mnie nie patrząc.
Oboszedłem biurko podchodząc do niej i oparłem biodra o blat.
- Kiedy poznaję kogoś, kto... wydaje się być interesujący, a jest możliwe, że będę miał z nim bliższy kontakt, współpracę, coś w tym rodzaju... moi ludzie szukają informacji na jego temat. Kiedy cię poznałem chciałem znaleźć o tobie cokolwiek. I przyznaję sam przed sobą, że nie było to łatwe zadanie. Bardzo dobrze chronisz swoją prywatność.
- Wszyscy to robimy- mruknęła cicho.
- Nie znalazłem nic istotnego. Żadnych danych o rodzinie. Tylko studia, pracę i...
- Rozmiar mojego stanika- zauważyła nie podnosząc wzroku.
- Dokładnie tak- skinąłem głową z uśmiechem.
A kiedy ona niepewnie podniosła głowę i zrobiła to samo... zrobiło mi się cieplej w sercu.
Patrzcie.
Malik ma jednak coś takiego jak serce.
Zawsze miał. Potrzebny był tylko ktoś, kto ma do niego klucz.
Poeta się znalazł.
- Podczas bankietu otwierającego GA powiedziałaś jedną bardzo istotną rzecz. Powiedziałaś, że jesteś córką Edwarda McDraya. Byłem w szoku, oczywiście tego o tobie nie wiedziałem. I to jedno przegapiłem, to jedno mi umknęło. Nie pomyślałem, żeby poszukać czegokolwiek o przeszłości Ellayny McDray.
Zmarszczyła minimalnie brwi.
- Więc znalazłeś mnie po otrzymaniu tych danych?- zapytała cicho.
- Tak. Wtedy właśnie wiedziałem gdzie cię szukać. Wiedziałem, gdzie prawdopodobnie cię zabrał.
- A...- znów spojrzała w dół- czy... czy te informacje zawierają...
Urwała, kiedy znów podszedłem do komody i z trzeciej szuflady wyjąłem laptopa. Włączyłem urządzenie, znalazłem odpowiedni plik, a w nim folder, który otworzyłem.
Spojrzała na ekran.
Miała przed sobą wszystko co zebrałem. Swój niemal pełny profil.
.ELLAYNA.LARISSA.MCDRAY.
- Są tutaj informacje na twój temat. Do trzynastego roku życia.
- Do śmierci ojca?
- Tak. Później nie ma żadnych danych na twój temat jako o Ellaynie McDray.
- Kiedy zostałam u Dave'a, zmienił moje nazwisko. Żeby Adam mnie nie znalazł.
- Jak to się stało, że znaleźli cię w Los Angeles? Mieszkaliście na północy Anglii.
- Adam miał jakieś ważne sprawy do załatwienia. Zabrał mnie ze sobą.
- Jak mu uciekłaś?
- Wynajął dom na obrzeżach miasta. Bardzo duży. Zostawił mnie w pokoju. Przyjechaliśmy wieczorem, do Kalifornii dotarliśmy jego prywatnym samolotem. On wyszedł rano. Powiedział, że mam na niego czekać. I czekałam. Ale... coś dziwnego zwróciło moją uwagę.
- Co takiego?- zmarszczyłem brwi.
- Odgłos samochodów.
- Samochodów?
- Tak- pokonała głową- podeszłam do okna, weszłam na stojącą przed nim kanapę i spojrzałam za szybę. Zobaczyłam ulicę. Na niej mnóstwo samochodów. Różnych. Jeździły ciągle i bez przerwy, a było ich naprawdę dużo. Cały czas pojawiały się coraz to nowe i nowe.
Przecież to tylko samochody.
- Myślisz, że to tylko samochody- mruknęła cicho- ale ja od dwóch lat widziałam tylko czarnego Mercedesa. Po remontach miałam małe okno na wnętrze garażu, który kazał odbudować. A tam był ten samochód. Nic innego. To świadczyło tylko o jednym. Że Adam wrócił. I że znów do mnie przyjdzie.
- Dlatego tak zareagowałaś tego dnia u mnie w garażu- przypomniałem sobie- kiedy pokazałem ci moje samochody uciekłaś, gdy zobaczyłaś czarnego Mercedesa.
Pokiwała głową.
- To było dziwne uczucie. Zobaczyć coś nowego. Ja nie widziałam nic poza pokojem, w którym byłam.
Uchyliłem usta.
- Nie wiedziałam jaka jest pogoda- powiedziała patrząc pusto w blat biurka- nie wiedziałem, czy święci słońce, czy akurat pada deszcz.
- Mówiłaś, że miałaś pokój z drzwiami na taras- zauważyłem.
- Kazał je zamurować- powiedziała cicho- wiedziałam tylko, kiedy jest burza. Było to słuchać. Mocniejszy deszcz czasami też.
Nie mogłem tego pojąć.
- Nie widziałam innych ludzi. Tylko jego. Nie pamiętam, jak dostałam się z nim do samolotu i później tutaj. Nie byłam wtedy świadoma, byłam nieprzytomna.
- Więc jak to się stało, że później uciekłaś?
- Kiedy zobaczyłam samochody... Później zwróciłam uwagę też na ludzi. Na drzewa. Świeciło słońce. Na niebie zebrały się już burzowe chmury, ale nadal świeciło słońce. Ludzie chodzili ulicami. Rozmawiali ze sobą. Śmiali się do siebie. Nie umiałam zrozumieć, wiesz? Dlaczego oni ze sobą rozmawiają. Adam powiedział, że nie wolno z nikim rozmawiać.
I kiedy zobaczyłam to wszystko przez to jedno okno... podeszłam do następnego. I znowu widziałam ludzi, znowu widziałam samochody, ale już trochę inaczej, bo to było inne okno. Nie umiem opisać słowami tego jak się wtedy czułam. Byłam tym wszystkim zafascynowana. Przerażona jednocześnie. Wiedziałam, że miałam czekać na niego w pokoju. A okazało się, że nie zamknął drzwi na korytarz. Wyszłam i podchodziłam po kolei do wszystkich okien w domu. Nie powinnam tego robić. Nie wolno mi było tego robić. Złamałam zakaz. Wyszłam na piętro, widziałam dalsze ulice. Bałam się tego, bo już zapomniałam jak to jest być częścią społeczeństwa. Dziwiłam się temu jacy naturalni są ci ludzie. Podeszłam do okna na poddaszu. I okazało się, że da się je otworzyć. Więc otworzyłam. Spojrzałam w dół. I zaraz się cofnelam. Nie wolno mi było.
- Ale chciałaś uciec.
- Tak. I nie. Potrzebowałam go do życia. Byłam od niego zbyt uzależniona. Jak już mówiłem kochałam go i nienawidziłam. I to była ta chwila, kiedy bardziej go nienawidziłam niż kochałam. Otworzyłam szeroko okno i weszłam na parapet, a z niego zaskoczyłam na niewielki fragment dachu. Później na kolejny. I zatrzymałem się, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że do ziemi brakuje trzech metrów. Chciałam powoli zejść w dół dachu, ale poślozgnęłam się i zjechałam na dół po dachówkach. Spadłam na trawę. Wtedy chyba już złamałam żebro. To był tył ogrodu. Wyszłam przez bramę i zdałam sobie sprawę, że nie mam pojęcia co robić. Bezradność, którą miałam w sobie w tamtej chwili była okropna. Wszędzie byli ludzie. Nie zwracali na mnie wielkiej uwagi, byli zajęci sobą. Ale ja zwracałem uwagę na nich i po prostu się ich bałam. Szłam przed siebie ulicą, kiedy zaczęło padać. Weszłam w wewnętrzną ślepą uliczkę między dwoma budynkami. To była jakaś stara kamienica. Pod ścianą stały kontenery na śmieci, takie duże, kwadratowe na kółkach. Przeszłam na sam koniec uliczki, do betonowej ściany. Jeden z kontenerów był otwarty pokrywa była oderwana i luzem na nim położona. Usiadłem między nim, a rogiem muru. Byłam już cała mokra, ale przynajmniej nie padało mi na głową. Później zrobiło się ciemno, a pokrywa spadła na beton pod wpływem wody. A do mnie dotarło, że jestem sama i potrzebuję Adama. A go zostawiłam.
- Nie zostawiłaś go- powiedziałem- ty mu uciekłaś, Layna. Uciekłaś i to było właśnie to co powinnaś tamtego dnia zrobić.
- Ja to wiem. Gdyby nie to, nie poznalabym ciebie.
Mówiła o mnie. Po tym wszystkim co się stało mówiła o mnie.
Ciesz się.
- Nie mam uczulenia na lilie- powiedziała cicho, nadal patrząc pusto w blat biurka- okłamałam się wtedy, przepraszam.
- Nie przepraszaj- powiedziałem.
- Daj mi dokończyć, proszę cię. Kochałeś mnie, więc chcę ci wszystko powiedzieć.
Kochałem?
Nadal kocham.
- Dave nie jest moim wujkiem. Musieli coś wymyślić, bo byłam niepełnoletnia, a musiałam mieć prawnego opiekuna. Oni dali mi nową  tożsamość i wtedy też zaczęło się moje może życie. Prawdziwe i zdrowe. Był Alex.
O patrz, ja!
- On mi pomógł. Wiem, że mnie tam nie chcieli.
Uchyliłem usta.
- Mieli tylko kłopot, z którym nie dało się dogadać...
- A teraz mają siostrę, która jest dla nich całym światem i rozumieją się bez słów- wszedłem jej w zdanie- wiele się zmieniło.
- Tak- przyznała- i znów wiele się zmieni.
- Pewnie tak- westchnąłem zmęczony- trzeba na wszystko czasu. Musisz odpocząć, musisz...
- Zayn, my nie możemy być razem.
Aż mnie cofnęło.
A serce się zatrzymało.
Patrzyłam na nią zszokowany. Ona nie patrzyła na mnie. Ale w pewnej chwili uniosła spojrzenie.
Miała w oczach łzy.
- Jak to nie możemy być razem?- zapytałem załamany- nie. Nie, właśnie musimy nic razem. Nigdy nie pozwolę ci odejść. Nigdy, rozumiesz?- pokręciłem panicznie głową.
Ona chce mnie zostawić.
- Posłuchaj mnie- powoli podniosła się do pionu i odsunęła krzesło, stając naprzeciwko mnie, oczywiście zachowując odległość- proszę posłuchaj...
- Nie będę słuchał- cofnąłem się o krok- nie, kiedy mówisz głupoty. Ty sama w to nie wierzysz. Wiesz jaki jestem bez ciebie. Wiesz, że mnie potrzebujesz tak samo jak ja ciebie  potrzebuję. Layna, ja cię kocham.
- Już nie.
- Co?!- krzyknąłem nie kontrolując sam siebie.
Zacisnęła powieki.
- Kochałeś mnie, Zayn.
- I kocham nadal! Jeszcze bardziej, rozumiesz?- powiedziałem już ciszej.
- Posłuchaj. Ja jestem strzępem kobiety. Nie jestem dość dobra i nie będę jedyna...
- Jesteś dla mnie jedyna- przerwałem jej desperacko.
- Nie. Nie o to chodzi, że nie chcę z tobą być, bo bardzo chcę. Niczego innego tak nie pragnę. Niczego, uwierz mi. Ale chcę, żebyś był szczęśliwy z prawdziwą kobietą.
- Ty jesteś prawdziwą kobieta. Jesteś jedyną kobietą, z którą kiedykolwiek mógłbym się związać.
- Prawdziwa kobieta to taka, która da mężczyźnie prawdziwy dom i rodzinę.
- Przecież ty możesz dać mi to wszytko- podszedłem i mimo wszystko złapałem ją za ramiona- twoja przeszłość w niczym nie...
- Powiedzieli ci.
Patrzyła mi w oczy minimalnie mrużące swoje.
- Powiedzieli ci czego dowiedzieli się w szpitalu.
- Nick mi powiedział- przyznałem.
- Tak? I o tym, że byłam w ciąży z przyrodnim
bratem też ci powiedział- stwierdziła.
- Powiedział- przytknąłem spięty.
- Powiedział, że dziecko, które żyło we mnie zabił narkotyk?- zapytała jakby z odrazą.
Pokręciłem powoli głową.
- A powiedział, że już nigdy więcej nie będę mogła mieć dziecka?

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz