Rozdział 6. 'To nie możesz być ty!'

12K 689 39
                                    

Zdziwienie malujące się na jego twarzy było bezcenne. Patrzył na mnie z lekko uchylonymi ustami, widać, że nic nie wiedział. Ale...
Co?!
To on jest Zayn Malik?!
Ja jebie, to niemożliwe!
- Nie...- zamknęłam oczy i potrząsnęłam głową- nie...
- Co nie?- zapytał i zamknął usta. Kurka, ładne to usta... uh!
- To nie możesz być ty!- wyrzuciłam ręce w powietrze- jakim cudem ?!
- Spodziewałaś się kogoś innego na moim miejscu?- uśmiechnął się pod nosem.
Znowu się zaczyna...
Podszedł bliżej, tak, że teraz był jakieś dwa metro ode mnie.
No, chociaż tyle...
- A żebyś wiedział!- warknęłam i założyłam ręce pod biustem. Jego wzrok powędrował na mój dekolt, ale szybko powrócił na moją twarz.
- Cóż, ja też się tutaj ciebie nie spodziewałam- powiedział.
Czyli, że on wie, że to moje hotele, czy nie wie?
- Nie spotykam się z pośrednikami- kontynuował.
Czyli jednak nie wie.
- Tak więc, powiedz swojemu szefowi, że jeśli chce ze mną rozmawiać, to ma przyjść osobiście. Te apartamenty to zbyt ważna sprawa i chcę rozmawiać, wyłącznie z właścicielem. Oczywiście nie żebym narzekał na pani towarzystwo- uśmiechnął się w ten swój sposób.
Kurka, seksowny w cholerę ten jego uśmiech.
Ale on gupi. Nie głupi, tylko gupi! On dalej nie kojarzy...
Zagryzłam wargę, żeby powstrzymać śmiech i jego wzrok automatycznie tam zawędrował. Typowy facet!
- Coś panią śmieszy?- uniósł brew. I wrócił typ biznesmena.
- Chyba...- urwałam, żeby się powstrzymać od wybuchu- chyba się nie zrozumieliśmy, panie Malik- powiedziałam i uśmiechnęłam się kpiąco.
- To znaczy?- zmarszczył brwi.
Nie, Ellie, pełna profeska, zachowuj się! Tak jak pani Jones uczyła! Ma być kulturalnie!
Ale, że on dalej nie skumał?
- Oh, przepraszam- powiedziałam i wyprostowałam się. Powstrzymałam śmiech i przybrałam poważny, ale nie zbyt, wyraz twarzy.
To będzie dobre!
- Proszę wybaczyć mój brak manier- wyciągnęłam do niego rękę, a on zmarszczył brwi- Grande, właścicielka.
Tym razem jego mina warta Oscara. Pochylił trochę głowę do przodu, otworzył usta i wybałuszył na mnie piękne, bursztynowe oczy.
Tak, piękne!
Przybiłam sobie mentalną piątkę. Pozbawiłam go chwilowo kontroli nad sytuacją.
Brawo ja!
- Zaskoczony, panie Malik?- uniosłam zagadkowo brew. Zamknął usta i wyprostował się. Nawet na szpilkach jestem przy nim mała. A one mają dwanaście centymetrów, kurde!
- Przyznaję otwarcie, że tak panno Grande- skinął głową. Nagle chwycił moją dłoń, uniósł do swoich ust i złożył na niej najdelikatniejszy w świecie pocałunek. Nie przerwał przy tym kontaktu wzrokowego, cały czas patrzył mi w oczy- ale miło zaskoczony- uśmiechnął się i skinął głową. To... kurde coś się we mnie ruszyło! Sam sposób w jaki to zrobił... taki, delikatny. W niczym teraz nie przypominał tego chłopaka, którego spotkałam w klubie.
I nie wiem, czy się z tego cieszyć, czy nie.
Lekko speszona zabrałam dłoń i spuściłam wzrok. Pierwszy raz jestem w takiej sytuacji. Czuję się dziwnie. Delikatnie mówiąc w chuj niekomfortowo. Mulat wskazał na czarny fotel, naprzeciwko swojego biurka. Co miałam zrobić? Wcisnęłam tam swoją dupę i założyłam prawą nogę na lewą.
- Um... możemy zacząć?
- Aż tak się pani spieszy?- uniósł brew i obszedł swoje biurko.
- Nie ukrywam, że tak.
Miałam jeść kolację...
- Czyżbym popsuł pani plany?- uśmiechnął się po raz kolejny.
Tak idioto!
- Owszem- skinęłam głową.
- W takim razie, zapraszam na kolację- powiedział miękkim głosem, a mnie zatkało.
Kolacja?!
Znaczy się jedzenie!?
- Nie jestem przekonana, czy to dobry pomysł- powiedziałam.
Skąd we mnie tyle kultury?!
- Widzieliśmy się niespełna godzinę temu- zaczął. Co?- nie wydaje mi się, żeby zdążyła pani coś zjeść, a jak pani sama powiedziała, miała pani jeść kolację.
- Powiedziałam też, że chcę pójść do łóżka...
- Tym zajmiemy się później- przerwał mi z pewnym uśmiechem i skinął głową.
On musi byś taki seksowny?!
- Szczerze w to wątpię, panie Malik- odgryzłam się, a on szerzej się uśmiechnął. Niepełny ten uśmiech, ale zawsze...
- Jestem z natury optymistą- powiedział- Więc? Mogę panią zaprosić na kolację?- zapytał.
Nie.
Tak!
Nie, nie chcę z nim nigdzie iść!
Jesteś w cholerę głodna!
No fakt.
- Dobrze, zgadzam się- przytaknęłam, a na jego twarzy pojawił się zwycięski uśmieszek.
A co ja za to mogę?! Głodna jestem!
- W takim razie, chodźmy- obszedł swoje biurko i podszedł do mnie. Chciałam wstać, kiedy wystawił dłoń. Spojrzałam najpierw na nią, potem na niego.
- Pozwoli pani?- przechylił głowę w prawo.
No, pozwolę, jak muszę...
- O-oczywiście- jęknęłam i przełknęłam gulę w gardle. To dla mnie nowość!
Podałam mu dłoń, którą chwycił w swoją, znacznie większą i cieplejszą. Pomógł mi wstać i poprowadził do drzwi, cały czas szedł tuż za mną. Otworzył drzwi i przepuścił mnie pierwszą.
Punkt dla niego.
Wyszliśmy z jego gabinetu, a dziewczyna z recepcji uśmiechnęła się szczerze.
- Już po rozmowie?- zapytała.
- Nie, jeszcze nie- odpowiedział Malik i uśmiechnął się do niej.
Ja dobrze widzę?
- A, to w takim razie, nie przeszkadzam.
- Zabieram tę młodą damę na kolację- powiedział i spojrzał na mnie z góry.
W co ty grasz, facet?
- Ładnie z twojej strony, że nie dasz jej umrzeć z głodu, brawo- parsknęła z udawaną powagą, a mi oczy wyszły z orbit.
Czy ja przepraszam, dobrze słyszałam?!
- Nie strasz mojego gościa Ana- założył ręce na piersi.
- Przepraszam- uniosła ręce w geście obronnym- miłego wieczoru- powiedziała.
- Dziękujemy- powiedział Malik i objął mnie w talii, przysuwając do swojego boku.
O nie, tak się nie bawimy.
Odepchnęłam go szybko i odsunęłam się o krok.
- Widzisz?- westchnął i spuścił głowę w rezygnacji- wystraszyłaś pannę Grande- powiedział z udawaną urazą i podniósł wzrok.
- Ja?- pokazała na siebie palcem i otworzyła usta- to przecież...
- Ana...- zaczął ostrzegawczo.
Oj, coś się kroi!
- Dobra, już dobra szefie- machnęła ręką i powróciła do pisania czegoś na laptopie. Mulat przewrócił oczami, co wywołało u niej cichy chichot.
- Idźże ty już do domu, co?- zbulwersował się pan prezes.
- Kończę i idę – powiedziała.
- My także idziemy- powiedział i ponownie się do mnie przysunął.
Bier to łapy!
Odsunęłam się i poszłam wzdłuż korytarza do windy.
- Powodzenia- krzyknęła za mną Ana, a ja odwróciłam się z uśmiechem.
- Przyda się- szepnęłam, ale tak, aby słyszała.
- Ana, idź już do domu, serio- powiedział i poszedł za mną. Zatrzymaliśmy się przy windzie. Ding i drzwi się otworzyły. Znowu wpuścił mnie pierwszą. No i teraz mamy ten moment, kiedy jestem z min sam na sam w blaszanej puszce.
Cholernie ciasnej, blaszanej puszce.
Nawet się nie obejrzałam, kiedy przycisnął mnie do ściany. Kurwa mogłam się tego spodziewać!
- Może dokończymy nasza konwersację z wczorajszego wieczoru?- uniósł brew.
- Puść mnie idioto- wycedziłam, a on się zaśmiał.
- I wracamy do punktu wyjścia- naparł na mnie i poczułam jego krocze miedzy... no.
- Puść mnie- warknęłam.
- Ma pani rację, wszystko po kolei. Najpierw kolacja- powiedział i odsunął się ode mnie, a drzwi windy się rozsunęły. Wyszliśmy do holu i skierowaliśmy się do drzwi wyjściowych. Doszliśmy do recepcji, a blondynka uśmiechnęła się szeroko na widok Malika.
Mnie oczywiście zabiłaby bez zastanowienia, gdyby nadarzyła się ku temu okazja.
- Do widzenia panie Malik...- zaczęła trzepocząc rzęsami.
- Do widzenia- przerwał jej ostro, nawet na nią nie patrząc. Ja za to odwróciłam się, kiedy już ją minęliśmy. Była czerwona z wściekłości, myślałam, że eksploduję jej te dmuchane cycki.
- Możemy?- odwróciłam się na głos Malika. Nie zauważyłam, że staliśmy tuż przy drzwiach, które on już otworzył.
- Taa... Tak, oczywiście- powiedziałam i wyszłam, a on za mną. Weszliśmy na parking, a mulat wyciągnął telefon i coś w nim wstukał. Chwilę później nie wiem skąd pojawił się mężczyzna w garniturze około czterdziestki. Uśmiechnął się do nas, skinął głową i podał Malikowi dłoń, którą ten z chęcią uścisnął.
- Witam. Dokąd dzisiaj?- zapytał i uśmiechnął się do mnie. Zrobiłam to samo, nie miałam wyboru, z resztą... spoko jest chyba.
- Cześć Simon
Co? Z nim też jesteś na 'ty'?
- Do Fleur du désert- powiedział mój dzisiejszy towarzysz i wyciągnął z kieszeni spodni kluczyki do samochodu, które podał Simonowi. Otworzyłam lekko usta ze zdziwienia.
To po francusku, przecież.
Pan prezes wskazał ręką na samochód, który już dzisiaj widziałam, bo zgniótłby mój, gdyby mógł i posłał mi uśmiech. Podeszłam do drzwi, żeby wsiąść, ale on mnie uprzedził i sam mi je otworzył. Ponownie wystawił dłoń, którą chcąc nie chcąc ujęłam. Bąknęłam ciche dziękuję i na tyle zgrabnie, na ile pozwalała mi ta kiecka, wsiadłam do samochodu.
Zapachniało kasą.
Chwilę później, mulat zajął miejsce obok mnie, a Simon za kierownicą. Czemu do cholery dzwonił po kierowcę?
Droga minęła nam w ciszy. Malik nie odrywał ode mnie wzroku, a ja bacznie wpatrywałam się w widok za oknem.
Nie chcę patrzeć w te oczy!
Serio, nigdy bym nie powiedziała, że wyląduję w jednym samochodzie z tym człowiekiem. Nadal się zastanawiam, co ja tu tak właściwie robię?! Powinnam powiedzieć od razu na wstępie, żeby się jebał, bo nie sprzedam mu apartamentowców i wyjść. Ale nie, ja się zgodziłam iść z nim na kolację!
Co poradzę, jak głodna jestem!
Dojechaliśmy na miejsce po około pięciu minutach, może dlatego, że Simon nie przejmował się za bardzo widokami i nie ściągał nogi z gazu. Zaparkował samochód, a mulat wysiadł. Chciałam zrobić to samo, ale ubiegł mnie głos Simona
- Nie radzę, panienko- powiedział szeptem, zauważyłam, że wzrok ma utkwiony w środkowym lusterku, ale nie patrzy na mnie, tylko na tylnią szybę.
Zmarszczyłam brwi, ale nie pociągnęłam za klamkę. Chwilę później drzwi się otworzyły.
Kto mi je otworzył?
Malik, zgadza się.
Podniosłam wzrok i spojrzałam na niego. Przyglądał mi się z lekkim uśmiechem i czymś dziwnym w oczach. Po chwili wystawił dłoń, aby pomóc mi wysiąść. Serio? On tak zawsze? Nie męczy go to? Ta uprzejmość?
Znowu powędrował wzrokiem na mój dekolt. Po chwili wahania chwyciłam jego dłoń, a on szybko na mnie spojrzał. Wygramoliłam się z tego piekielnie drogiego i pięknego samochodu, a on zamknął za mną drzwi. Nawet tego nie pozwoli mi zrobić?
Poprawiłam sukienkę i założyłam kosmyk włosów za ucho.
- Mogę prosić, panno Grande?- zapytał i wystawił swoje ramię.
Spojrzałam na niego jak na idiotę. Najpierw chce mnie przelecieć na dachu klubu, potem zgrywa gentelmana, później znowu chce mnie przelecieć, tym razem w windzie, a potem znowu dobrze wychowane, kulturalne dziecko z niego. Nie ogarniam.
Mniejsza o to...
Chwycić, czy nie chwycić, chwycić, czy nie chwycić...
Pieprzyć to.
Ujęłam jego ramię, na co uśmiechnął się trochę szerzej i poprowadził nas do wejścia. Nie odezwałam się słowem, wciąż pamiętam, dlaczego tu jestem.
On chce mi odebrać to, na co haruję od prawie czterech lat.
Dwóch gości otworzyło nam drzwi, a Malik podszedł do recepcji. Ja oczywiście z nim, bo trzymałam jego ramię. Bardzo umięśnione ramię, nawiasem mówiąc...
- Une table pour deux, s'il vous plaît (Stół dla dwóch osób proszę)- powiedział płynnym francuskim, a ja otworzyłam lekko usta.
Nie wierzę !
Nawet się tak nie zdziwiłam na to, że Owen umie po francusku, ale Malik ?! On nie wygląda na takiego ! z resztą... co mnie jeszcze dzisiaj zaskoczy...
Kobieta w recepcji pokiwała głową i z perlistym uśmiechem, oczywiście do mulata poprowadziła nas na piętro.
Schody były kręcone, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu. Dobrze się po nich szło, nie powiem. Pierwsze, drugie... piąte piętro? Co to ma być ? Windy nie uwzględnili ?! Ja jestem w szpilkach, heloł?!
Zamarłam, kiedy dotarliśmy na górę. Okazało się, że to piętro, to w rzeczywistości dach.
Pusty, puściuteńki dach !
Ale jaki... Matko, w takich miejscach mogę być.
To wszystko przypominało jakby piętro, ale same ściany, be zadaszenia. Nie wiem też czy nazwałabym to ścianą, bo to były praktycznie same okna. Na środku był basen i to on zabierał większość miejsca. Przy każdym oknie stał mały stolik i dwa krzesła. Na szerokich parapetach były poduszki i paliło się mnóstwo świeczek.
O matko, ale tu pięknie.
- Podoba się pani ?- z podziwiania tego cuda wyrwał mnie głos Malika.
- Tak, bardzo- powiedziałam, dalej się rozglądając. Dla mnie, jako architekta, no niedoszłego jeszcze architekta, to miejsce jest niesamowite.
Weszliśmy po kilku schodkach, na podwyższenie, a on poprowadził mnie do jednego z większych stołów, również ustawionego przy dość dużym oknie. Większym, niż reszta. Odsunął dla mnie krzesło, za co bąknęłam ciche dziękuję i jeszcze raz poprawiłam sukienkę.
Czuję się co najmniej niekomfortowo.
Siedzę w restauracji na dachu z obcym mi człowiekiem, który chce zniszczyć moje marzenia i dał mi jasno do zrozumienia, że chce mnie przelecieć.
Co ja to robię ?
Czemu nadal tu jestem !
Rozejrzałam się jeszcze raz dookoła mnie. Spojrzałam na widok przed nami. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Miasto oświetlone milionami światełek na tle słońca, które już niemal zaszło. Zaparło mi dech, totalnie!
Mój wzrok przykuło coś na stole.
Flakon.
Bardzo ładny nawiasem mówiąc flakon, a raczej to co w nim było.
Lilia.
Jedna, pojedyncza, piękna, biała, przeklęta lilia.
Odsunęłam się lekko do tyłu, cały czas nie spuszczając wzroku z kwiatu. Zaczęło mi być duszno i daję słowo, że zrobiłam się czerwona. Jeszcze tego brakowało. Widzę gwiazdki. Cholera lilia ma piekielnie mocny zapach. Piękny, ale dla mnie przeklęty.
To może spieprzyć cały wieczór.
Nie, żeby mi na tym jakoś strasznie zależało, ale nie chcę mieś z tym kwietem styczności. Bliższej, czy dalszej.
- Coś nie tak ?- zapytał Malik, a ja szybko przeniosłam na niego wzrok. Jego bursztynowe tęczówki skupione były na mojej twarzy. Nie uśmiechał się, tak jak wcześniej, ale patrzył na mnie tak... z troską ? Nie wiem czy mi się przewidziało ?
- Ten kwiat...- zaczęłam, nie odrywając wzroku od lilii.
- Nie podoba się pani ?- zmarszczył brwi, wyraźnie zaciekawiony.
- Nie w tym rzecz, jest piękny, naprawdę, tylko że...- spuściłam wzrok- mam uczulenie- powiedziałam cicho. Nie wiem czemu, ale zrobiło mi się wstyd. Trochę głupio wyszło.
- To nie pani wina- powiedział, a ja podniosłam wzrok. Uśmiechnął się lekko i podniósł dłoń na wysokość głowy, cały czas na mnie patrząc. Nie minęła chwila, a przy stoliku zjawił się młody chłopak, około 25 lat. Widziałam, że był zestresowany, ale nie bardzo wiedziałam czym. Spojrzałam z powrotem na mulata, a ten chwycił wazon i nie spuszczając wzroku z moich tęczówek wcisnął go, dosłownie, w ręce chłopaka.
- Prendre (weź to)- powiedział obojętnie, a chłopak zabrał posłusznie flakon i zniknął tak szybko jak się pojawił.
Zmarszczyłam brwi.
- Nie musiał pan...- zaczęłam.
- Chcę, żeby czuła się pani dobrze, skodo na przeszkodzie ku temu stał kwiat lilii, usunąłem go- wzruszył ramionami.
Matko, ale kultura !
Dobrze, to ja się będę czuła bez ciebie, możesz się usunąć, Malik ?

~*~

Witam kochani moi! Mogę tak o was mówić? Może i mogę :)

Jak tak pierwszy dzień szkoły? Mi nawet znośnie, mogło być lepiej, ale zawsze...

Nie przedłużając, bo nie mam nic mądrego do powiedzenia...

Rozdział dla was :)

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz