III Rozdział 25. 'Zabiorę Cię do domu'

5.8K 578 60
                                    

W piątek wszyscy w firmie po południu sprzątaliśmy to, co nabrudzili panowie z remontu. Ja osobiście myłam podłogę, chłopaki zajmowali się resztą. Fajnie było widzieć, że się ze sobą dogadują, nikt się nie kłócił, wszyscy się śmiali. Byliśmy nawet po kolacji, bo zamówiłam pizzę, coś trzeba było jeść. Ostatni tydzień spędziliśmy w filmie, trochę nad projektami, trochę nad sprzątaniem, trochę nad ogarnianiem tego wszystkiego co się działo. Mike spisywał się świetnie, był szczęśliwy jak nigdy, mógł rządzić, wszyscy go słuchali, bo po prostu go polubili. Facet miał głowę do takich rzeczy, a ja?
A ja myślałam o tym wszystkim co się stało. Chciałabym móc do niego podejść i powiedzieć, że boli mnie to, bo go pokochałam, bo mu zaufałam, a on to zaufanie, którym go obdarzyłam po prostu zmiażdżył. Ale nie miałam odwagi, żeby mu to powiedzieć, przecież między nami nie miało być nic tylko seks. To była tylko umowa, nic więcej. Tylko ja idiotka się w nim zakochałam.
A nieodwzajemniona miłość boli najbardziej, szczególnie wtedy, kiedy nawet nie miała czasu by dobrze się rozwijać i w sumie nie wiadomo czego się chce. Chociaż może to i dobrze? Gdybym była z nim, kochała go tak jak go kocham i dowiedziała się o tym po dwóch miesiącach bolało by mnie to bardziej. O wiele bardziej.
- Hej, Ellayna? A ty masz jakie plany na dzisiejszy wieczór?- odezwał się Alan, a ja uśmiechnęłam się, opierając się o mop.
- A co? też chcesz mnie wyciągnąć na kolację?- prychnęłam.
- Cara by mnie chyba zabiła- powiedział, a dziewczyna prychnęła kpiąco.
- Nie schlebiaj sobie.
- Kochanie, dobrze wiemy, że jesteś o mnie zazdrosna- pokręcił głową, podchodząc do niej.
- Nie o ciebie. Masz fajne auto, a mnie nie chce się chodzić z buta do pracy, tylko dlatego- wzruszyła ramionami, a on złapał ją w talii i przyciągnął do siebie- chociaż... jakieś inne korzyści jeszcze mogę wymieniać, nie powiem, że nie- uśmiechnęła się, zaplatając ręce na jego szyi.
Słodko.
- Uwielbiam cię- przyznał, całując ją szybko w usta- tak okropnie. Więc?- odwrócił się do mnie.
- Cóż, dziś idę na imprezę- powiedziałam szczerze.
- Na imprezę? Chce ci się?
- Chce mi się- powiedziałam- idę się napić i wznieść jednoosobowy toast z samą sobą za mój zdany egzamin na studiach i mam zamiar cieszyć się wieczorem, bo chcę odpocząć od problemów. Mamy już zdecydowanie zbyt dużo- pokręciłam głową i znów zabrałem się za mycie podłogi.
Był taki szum, takie zagonienie, wszyscy coś robili, że nie zauważyłam jak trzasnęły drzwi. Odwróciłam się i oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie poślizgnęła się na tym jebanym mopie, ale...!
Złapał mnie w tali. Zawsze to robił.
- Czy to zawsze musisz być ty?- warknęłam, patrząc na niego z dołu. Śmiesznie musieliśmy wyglądać, ja prawie leżąca on podtrzymujący mnie, w garniturze, ja w dresie, on z nienagannie uczesanymi włosami, ja w beznadziejnym koku. Wszystko na mnie wisiało, a od niego biła perfekcja jak zawsze.
Pieprzona perfekcja- Zayn Malik.
- Nie mogłem pozwolić ci zaliczyć spotkania z podłogą- powiedział szczerze, a ja czułam, że cały hol, wszyscy moi pracownicy właśnie się na nas patrzą. Czy w tym budynku nie ma ochrony wtedy, kiedy on chce do niego wejść? Muszę z nimi pogadać. Bardzo poważnie pogadać.
- Wolałabym zaliczyć spotkanie z podłogą niż to żebyś to ty mnie złapał- powiedziałam, a on uśmiechnął się głupio- no i co się tak szczerzysz? Co w słowie 'spierdalaj' jest dla ciebie niejasne?- prychnęłam.
- 'Spierdalaj'- przewrócił oczami- Czyli mam cię puścić?- zapytał i uśmiechnął się pod nosem.
- Tak, masz mnie puścić!- krzyknęłam szarpiąc się.
I co? No i puścił.
A ja co? Głupia złapałam go za szyję, żeby nie zaliczyć gleby!
- I widzisz?- odezwał się, a ja cała czerwona odsunęłam się od niego.
Przynajmniej chciałam, ale znowu złapał mnie w talii przyciągając do siebie.
- I kto tu kogo nie chce puścić?- uśmiechnął się znowu, jak on to się zawsze się uśmiechała. Lewy kącik ust ku górze tak naturalnie, tak słodko, tak miło, tak pięknie, że aż pode mną zmiękły kolana i naprawdę mogłam upaść na tą ziemię, gdyby nie to, że mnie trzymał.
Boże, otwórzcie drzwi i dajcie więcej powietrza.
- Puść mnie- powiedziałam twardo. Nie odezwał się.
- Puść ją- powiedział David, a oczy Malika pociemniały natychmiast. Powoli odwrócił głowę w jego stronę i obdarzył go tak zimnym i tak lodowatym spojrzeniem, że dziwiłam się, że David to wytrzymuje, ale nie, patrzył prosto w jego tęczówki. Zacisnął dłonie w pięści, wyglądał tak jakby był gotowy mu przyjebać, żeby tylko mnie puścił.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić- powiedział prosto, ale puścił mnie, dodatkowo prostując tak żebym nie stała zgarbiona. Oczywiście jak by o mnie dbał, bo czemu nie.
- Jeżeli powiedziała, że chce żebyś jej nie dotykał, masz jej nie dotykać. Jesteś w jej firmie. Jeżeli nie chce cię tu to po prostu wyjdź.
- Twój kolega mnie nie lubi, skarbie- powiedział, a ja otworzyłam szeroko oczy.
Skarbie?
- Teraz będziesz mi skarbował? Nie mów tak do mnie- powiedziałam cicho i założyłam ręce pod biustem- nie chcę żebyś mnie tak nazywał Zayn...
- Ale ja tego chcę- powiedział prosto.
- Nie chcę cię tu widzieć- powiedziałam- co ty tu w ogóle robisz? warknęłam, a on wyciągnął z aktówki kolejną teczkę.
- W twoje ręce- powiedział, wysuwając ją w moją stronę.
- Zabierz to, nie chcę tego.
- Otworzyłaś chociaż tą pierwszą?- zapytał.
- Nie i nie mam zamiaru- powiedziałam, unosząc wyżej podbródek, a on pokręcił głową jakby z niezrozumieniem i rezygnacją.
- Jeśli tak dalej pójdzie nie będziesz mogła tego powstrzymać. Ale ty nie dopuszczasz tego do siebie. Możesz żałować. Słono żałować- powiedział, ja zmarszczyłam brwi. Podszedł do recepcji i położył na niej płasko teczkę, potem skierował się do drzwi.
A ja co?
Odwróciłam się i oczywiście potknęłam o leżącego na ziemi mapa.
Znowu mnie złapał.
- Miałem rację- uśmiechnął się, patrząc na mnie z góry.
- Kto ma rację...
- Stawia obiad i kolację- powiedziała Cloe ze śmiechem, a ja myślałam, że spalę się ze wstydu.
Malik spojrzał na nią, a ona natychmiast spuściła wzrok, a potem wrócił spojrzeniem do mnie. Puścił mnie, poprawił marynarkę, poprawił krawat, cofnął się o krok, przechylił głowę w prawo.
Oj.
- Będę o ósmej.
Kurwa.
*
Nie zwracałam uwagi na to co mi powiedział. Po prostu wróciłam do domu. Pożegnałam się z Niallem, który musiał jechać do Londynu, chociaż bardzo tego nie chciałam. Chociaż może nie, że nie chciałam. Chciałam żeby wszystko mu się układało, wiedziałam, że leci tam żeby pozałatwiać sprawie firmy, ale bałam się, że kiedy tam poleci to już nie wróci.
- Wziąłeś wszystko?- zapytałam, poprawiając klapy jego granatowej marynarki.
- Tak, nie martw się, wrócę w poniedziałek- przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czoło- masz być grzeczna, pamiętaj.
- Pamiętam- pokiwałam głową.
Patrzyłam jak wsiada do podstawionego samochodu, który chwilę później wyjechał z podjazdu.
Zbliżała się 20:00, a ja miałam iść do klubu. Powiedział, że przyjdzie o 20:00, on zawsze robił to co mówił przynajmniej tak mi się zdawało, ale zawsze był punktualnie. Jeśli się na coś uparł nie było mowy żeby zrezygnował, to był cały on. To jest cały on.
Zeszłam na dół ubrana w czarną obcisłą sukienkę i bordowe szpilki ze złotymi wstawkami. Nie miałam zbyt wyzywającego makijażu, malowałam się tak wtedy, kiedy była taka potrzeba albo wtedy, kiedy trzeba było się ukryć. Włosy spięłam w lekkiego koka i zgarnęła z blatu kopertówkę, którą przygotowałam wcześniej.
- A ty dokąd się wybierasz?- zapytał Harry, a ja obdarzyłam go mało znaczącym spojrzeniem.
Louis gdzieś zniknął.
- Wychodzę- powiedziałam tylko- nie muszę się spowiadać- prychnęłam.
- Grzeczniej- upomniał mnie, a ja odwróciłam się do niego z konsternacją wypisaną na twarzy.
- Będziesz mnie ustawiał? I to ty?- pragnęłam, krzyżując ręce pod biustem.
- Słuchaj, nie chcę żebyś się na mnie złościła- powiedział i podszedł do mnie, a ja poczułam dziwną chęć ucieczki. Nie chciałam być z nim blisko. W żaden sposób.
- Wkurwiasz mnie- powiedziałam prosto, unosząc wyżej głowę- nie masz swoich spraw?
- Nie- przyznał- ale chciałbym, żeby to były raczej nasze sprawy niż tylko moje- powiedział.
Uniosłam brew. Nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi.
- Wyjdź gdzieś ze mną- odezwał się, a ja roześmiał się na całe gardło, odchylając głowę w tył.
- Chyba sobie żartujesz- prychnęłam- nigdzie z tobą nie wyjdę- powiedziałam już ze śmiertelną powagą- nie masz szansy- powiedziałam, a przez jego oczy przeszła ciemniejsza nuta. Tak jakbym go wkurwiła.
Tak, wkurwia go moja odmowa.
- Myślisz, że nie wiem co chcesz zrobić?- warknęłam- nie zaliczysz mnie, nie ma szansy- powiedziałam, a on uśmiechnął się głupio.
- Nie bądź tego taka pewna- powiedział- ja mam wszystko czego chcę.
- I myślisz, że Niall byłby zadowolony z tego, że zaliczyłeś jego siostrę?- powiedziała dobitnie- bo nią dla niego jestem i wiem, że jeżeli dowie się o tym co mi teraz powiedziałeś, o tym co mi proponujesz, dostaniesz w pysk tak, że cię matka rodzona nie pozna nawet po operacjach plastycznych- warknął pod nosem.
- A co, poskarżysz się mu? Mała dziewczynka powie swojemu starszemu bratu, że jego kolega chciał z nią wyjść?
- Ty nie chcesz ze mną wyjść, ty chcesz mnie przelecieć! Myślisz, że o tym nie wiem? Myślisz, że nie wiem jak się na mnie patrzysz? Nie mam zamiaru mieć z tobą do czynienia Styles, wybij to sobie z głowy i daj mi spokój.
- A co?- odezwał się do mnie- nie jestem tak dobry jak on, co nie? Wszędzie Malik! wszędzie jebany Malik!- powiedział, a ja uchyliłam szerzej powieki.
On to wie?!
- Co, zdziwiona? Myślisz, że nie wiem, że dałaś mu dupy?
- Słuchaj mnie skurwysynie- odezwałam się twardo- nie puściłam się z nim to po pierwsze- zaznaczyłam dobitnie- po drugie nie masz najmniejszego wpływu na to co robię, po trzecie Malik jest takim samym skurwysynem jak ty i nie chcę mieć z waszą dwójką nic wspólnego, dotarło?!- warknęłam, chwyciłam torebkę i szybko wychodząc z domu.
Była 19:50 wiedziałam, że jeszcze go nie ma. Nie chciałam jechać do klubu Camerona, chciałam się napić sama wiedziałam, że tam mogą być jego znajomi poza tym Cameron miał wgląd do tego kto jest w jego klubie, ochrona na pewno bym mu powiedziała, że przyszłam, a wtedy nie dałby mi spokoju, a ja chciałam po prostu usiąść przy barze, wychylić pół litra wódki i mieć święty spokój przez całą noc. W sumie dawno nie piłam. Wsiadłam do taksówki i podjechałem do klubu na obrzeżach miasta. Jakoś dziwnie bolało mnie to, że go wystawiłam w pewien sposób. Ale co to w ogóle było 'będę o ósmej'.
A ja nie mam zamiaru nigdzie z nim wychodzić.
Wysiadłam przed klubem gdzie oczywiście była długa kolejka i ustawiłam się na samym końcu, nie chciałam się przepychać i tak nie mam nic lepszego do roboty. Jestem tu sama więc w czym problem?
Po około 30 minutach udało mi się wejść do środka. Od razu skierowałam się do baru gdzie siadłam na jednym wolnym wysokim stołków i oparłam dłonie o czarny marmurowy blat.
- W czym mogę pomóc?- usłyszałam głos wysokiego bruneta, który stał za ladą i wycierał kieliszki.
- Pół litra czegoś mocnego- rzuciłam szybko, a on uśmiechnął się i wskazał na szereg butelek stojących na wysokiej półce za nim.
- Do wyboru, do koloru- skinął głową.
- To różowe- powiedziałam szybko, a on uśmiechnął się jeszcze raz i nalał mi do kieliszka różowego gęstego płynu.
Skosztowałam.
Dobre, malinowe coś!
- Coś jeszcze dla pani?- zapytał profesjonalnie, a ja prychnęłam pod nosem i wysunęłam kieliszek w jego stronę.
- Jeszcze raz to samo- powiedziałam kładąc również na blacie pieniądze razem z zaliczką na następne drinki. Zawsze tak robiłam. Schował je do kieszeni uprzednio w nie dmuchając i puścił mi oczko.
W sumie był ładny. Mał niebieskie oczy, ładne niebieskie oczy.
I tak sobie siedziałam przy barze, już później opierając się o niego plecami i patrzyłam na tańczących ludzi. Wszyscy się bawili, pary się całowały praktycznie czasami gwałciły nawzajem na parkiecie. Nie był to klub pokroju klubu Camerona, tam wszyscy zgodnie się bawili, wszyscy tańczyli, nie było zbiorowych orgi w kiblach. Tu było co innego, z samego zaplecza dobiegały dźwięki, które można było zinterpretować w jeden sposób. Wyciągnęłam z torebki, na którym miałam trzy nieodebrane połączenia od Malika.
Wszystkie po 20:00.
Czyli jednak przyjechał.
Tylko po co przyjeżdżał? Po co w ogóle powiedział, że pójdzie ze mną na kolację. Przecież to się nie trzyma kupy, to jest bez sensu. To on cały jest bez sensu!
Zignorowałam to i wstałam, uprzednio poprawiając sukienkę.
Muszę do toalety.
Poprawiłam włosy, makijaż i oczywiście załatwiłam swoje potrzeby, potem wróciłam na stołek, gdzie czekał już na mnie przygotowany różowy drink z różową słomką i różową palemką.
- Dziękuję- uśmiechnęłam się do chłopaka, który tylko skinął głową i dalej wycierał kieliszki. Wypiłam go powoli i znowu obserwowałam ludzi, którzy na swój sposób świetnie się bawili.
Po około pół godziny zaczęło mi się robić dziwnie słabo. Wydawało mi się, że wszystko wokół mnie wiruje, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Widziałam, że muszę jak najszybciej wyjść z klubu i zadzwonić po taksówkę.
Wstałam ze stołka i chwiejnie skierowałam się do korytarza prowadzącego do wyjścia, ale w tamtej chwili nogi się pode mną ugięły. Oparłam się o ścianę, żeby się nie przewrócić.
Oblało mnie dziwne gorąco połączone z okropnym zimnem.  Nienawidziłam tego.
Dlaczego?
Bo w tym wszystkim najważniejszą rolę grał strach.
Wyciągnęłam szybko telefon, chcąc zadzwonić do któregoś z chłopaków żeby po mnie przyjechał, ja traciłam kontakt z rzeczywistością! 
To jest moja jedyna szansa.
I w tej chwili wytatuowane ramię owinęło się wokół mojej talii. Podniosłam wzrok patrząc w te duże oczy i z całych sił broniłam się, by nie opaść na jego tors.
- Chodź, skarbie. Zabiorę cię do domu...

Co będzie dalej!?!?
POLSAT

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz