Rozdział 29. 'Śpisz na kanapie'

10K 616 16
                                    

- To co... miłego dnia w pracy- powiedziałam cicho i przeniosłam na niego wzrok. Patrzył na mnie i uniósł kącik ust.
- Wzajemnie, panno Grande- skinął głową i wyciągnął dłoń. Zmarszczyłam brwi, ale chwyciłam ją, a on uniósł ją do ust i delikatnie pocałował jej wierzch, nieprzerwanie patrząc mi przy tym w oczy.
O matko...
- Do zobaczenia- skinął głową.
- Jesteś dziwny- zaśmiałam się i zabrałam rękę- jak ty możesz być taki kulturalny przez cały czas. Ja bym miała dość.
- W stosunku do ciebie? Mogę być gentelmanem cały czas- uśmiechnął się.
- Co za zaszczyt - prychnęłam i wysiadłam z samochodu.
Tak, pozwolił mi na to. Pozwolił Mi wysiąść samej z tego pieprzonego Range Rovera!
Brawo ja!
Obeszłam samochód i stanęłam przy drzwiach od strony kierowcy.
- Dzięki za wczorajszą kolację i za wieczór- uśmiechnęłam się.
- Sama przyjemność, panno Grande.
- Co ty masz z tą panną Grande?- zapytałam, a on tylko się zaśmiał.
- Muszę jechać- powiedział, a ja tak jakoś poczułam, że chciałabym ,żeby został.
- No to jedź- westchnęłam i uśmiechnęłam się do niego.
- Będziesz tęsknić?- przygryzł dolną wargę i spojrzał mi w oczy.
No będę.
- A ty nie musisz już jechać przypadkiem?- skrzyżowałam ręce pod biustem i uniosłam brew.
- Ta...- westchnął- do zobaczenia... kochanie- mrugnął i założył czarne okulary przeciwsłoneczne.
Ciepełko...
Odpalił samochód i odjechał, a ja chcąc nie chcąc, weszłam do kawiarni.
Dzisiaj nie przyszedł juz ten chłopak. I dobrze, nie chciałam go tu widzieć. Weszłam za ladę i zabrałam się za wykładanie ciasta, które jak zawsze zostało przywiezione wcześniej. Przyniosłam wszystko z zaplecza i po króla na kawałki. Było za pięć ósma. Dobrze, że Malik przywiózł mnie wcześniej.
Dzisiaj nie było dużego ruchu. Około południa wpadła Ana. Pogadałyśmy chwilę, wzięła kawę dla Malika i poszła. Niby było okej, bo nie miałam dużo do roboty, ale miałam za to dużo czasu na przemyślenia. To wszystko co się stało wczoraj...
Nie wiem co mnie napadło. Gdyby nie ten telefon, gdyby nie to, że się zatrzymał...
Przespałabym się z nim.
Byłam zbyt otumaniona tym wszystkim, żeby go odepchnąć i też tego nie zrobiłam.
Przespałabym się z Zaynem pieprzonym ideałem Malikiem!
Tak!
Jest pieprzonym ideałem!
To jak wczoraj mnie pocałował, to w jaki sposób to zrobił... Matko, na samo wspomnienie jego ust na moich robi mi się gorąco. Co się ze mną dzieje do cholery?!
Wstałam z krzesła i pozbierałam postępowania szklanki ze stolików. Punktualnie o 14:00 do kawiarni wszedł Ashton ubrany w czarne spodnie, skórę i buty na ścigacz, a w prawej ręce niósł kask.
Tak, przystojny blondyn o niebieskich oczach.
Która by takiego nie chciała...
Nina chciała.
- Cześć maluchu- uśmiechnął się i podszedł do lady- gotowa?
Tak, wszystkie dziewczyny w lokalu nie odbywają od niego wzroku. A on jest mój! Mój i Niny!
- Tak, już idę. Tylko muszę poczekać na Camil- skrzywiłam się na wspomnienie tlenionej blondynki, która zawsze robi drugą zmianę. To najgłupsze stworzenie na świecie.
- Już nie musisz - jęknął Ash, kiedy drzwi się otworzyły.
No fakt, już nie muszę.
- Witaj skarbie- usłyszeliśmy piskliwy głos- tęskniłeś?- do lady podeszła wysoka cycata blondynka z prawie białymi tlenionymi przedłużonymi kudłami i płaskim siedzeniem.
Szanowni państwo, przedstawiam Camil May.
Nienawidzę baby.
- Nie, nie tęskniłem, daj mi wreszcie spokój dziewczyno- westchnął i zamknął oczy.
- Nie kłam kochanie...
- Czy możesz się zamknąć i łaskawie zająć się pracą? - położyłam fartuszek na ladzie i poszła na zaplecze po torebkę.
- To że ty nie masz nic innego do roboty, nie znaczy że ja też- prychnęła i oparła się o blat.
- To jest moja praca, tak samo jak i twoja- wyszłam i skierowałam się do drzwi, a Ashton za mną.
- No na nic innego niż zmywak się nie nadajesz- usłyszałam za sobą na co przystanęłam. Odwróciłam się twarzą do niej. Wiązała właśnie fartuszek na swojej czarnej obcisłej mini- do zobaczenia w sobotę- mruknęła, a ja odwróciłam się i wyszłam z kawiarni.
Wspominałam, że Camil to przydupasica Mandy?
Nie?
No to już wiecie, co muszę znosić na uczelni...
- No co za suka- westchnął chłopak i wyciągnął ze schowka kask. Schowałam tam torebkę i założyłam go na głowę.
- Kurtkę tak mi wziąłeś? - zdziwiłam się, kiedy ja skądś wyciągnął.
- Wiedziałem, że się przyda- założyłam ją na ramiona, a blondyn usiadł na czarno złotym Ducati i założył kask. Odpalił maszynę, a ja usiadłam za nim i mocno się do niego przytuliłam.
Uwielbiał z nim jeździć, w ogóle uwielbiał jeździć z kimkolwiek. No... z mojej rodziny oczywiście.
Dojechaliśmy do nory bardzo szybko. Lucas na służbie, Nikodem ma dyżur w szpitalu. Tak, jest lekarzem. Dave'a też nie było, a Matt i Brian nadal są w warsztacie, który prowadzą od siedmiu lat.
- Nina! - ucieszyłam się na widok przyjaciółki. Podbiegłam do niej i rzuciłam się jej na szyję.
- Też się kocham, ale daj mi oddychać- zaśmiała się. Spojrzałam na jej policzek- już prawie nie widać- machnęła ręką i uśmiechnęła się do mnie.
Cała Nina. Zawsze uśmiechnięta.

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz