III Rozdział 30. 'Każdy czasem się gubi'

5.5K 599 62
                                    

Obudziłam się rano po godzinie snu i już miałam dość całego dnia. Walałam się po łóżku przez całą noc, nie umiałam się ułożyć tak, żeby zasnąć, a jak tylko zamknęłam oczy widziałam nic tylko zielone, znienawidzone znienawidzone przeze mnie oczy. Tylko te oczy. Nic kurwa więcej.
Coś mnie liże po dupie.
W prawy pośladek.
Znowu.
- Valar- jęknęłam- wiem, wstaję.
Usiadłam na łóżku, a on położył głowę na moich udach i mlasnął językiem moją skórę.
Uśmiechnęłam się.
- Ale ty mnie nie zostawisz, co?- chwyciłam jego głowę i uniosłam do swojej twarzy. A on przejechał chamsko jęzorem od mojej brody po czoło. Zacisnęłam usta.
- Jesteś bardzo bezpośredni nie sądzisz? Liżesz mnie po dupie, całujesz, śpisz z mną. Zaraz mnie przelecisz.
Na zegarku była dokładne ósma, a na dziewiątą miałam być na uczelni, żeby ogarnąć występ. Wczoraj rozmawiałam przez telefon z Eve i wstępny plan już jest, trzeba przećwiczyć parę razy.
I pewnie bym tak jeszcze siedziała przez moment, gdyby nie pukanie do drzwi.
- Proszę.
Drzwi powoli się otworzyły i zobaczyłam głowę Louisa. W sumie to mogłam się spodziewać tylko jego i Nialla. Liam i Sophie wrócili wczoraj do Londynu. Nie dziwię się. Życie z wariantami.
- Hej- uśmiechnął się lekko- mogę?
- Jasne, chodź- powiedziałam natychmiast- Niall jest?
- Ja właśnie w tej sprawie- wszedł do środka- on...
- Nie zamykaj drzwi- mruknęłam szybko. Zatrzymał się i zostawił je uchylone.
- Niall zaraz rano musiał jechać do firmy- powiedział, powoli podchodząc do łóżka- powiedział, żeby ci przekazać, że będzie na zakończeniu.
- Dzięki. Sam tu jesteś?
- Zayn był chwilę temu, chciał ci coś dać, ale spałaś, więc zostawił i poszedł.
Zayn tu był.
- A śniadanie jadłeś?- zapytałam i wstałam z łóżka. Miałam na sobie koszulkę Alexa, więc nie było źle.
- Nie, nawet o tym nie myślałem, szczerze mówiąc- zaśmiał się cicho i podrapał po karku.
- To chodź, zjemy coś.
Wyszliśmy z sypialni i zaraz po wejściu do kuchni stanęliśmy jak wryci.
Oboje.
- Co tu robisz?- zapytałam zaskoczona.
Stał przede mną w garniturze i białej koszuli. I miał dziwne oczy. Takie jakieś puste. I zapadnięte policzki. I był jakby... chudszy. Co się stało z moją perfekcją?
Jak wczoraj wyszedł z pokoju to wyszedł z domu i nie zwrócił.
- Chciałem ci jeszcze to dać- wysunął dłoń.
Pendrive.
- Wczoraj dostałem telefon, potem następny. Zrób z tego dobry użytek. Jeśli nie, ja to zrobię bez żadnych konsekwencji ani dla ciebie ani dla mnie.
- Nic z tego nie rozumiem...
- Jak zobaczysz co jest w środku, zrozumiesz- powiedział- muszę jechać- powiedział i odwrócił się do wyjścia.
- Zostań na śniadanie- odezwałam się cicho.
Zatrzymał się.
- Nie mam czasu.
I tyle go widzieli. Wyszedł.
Wzruszyłam ramieniem i zabrałam się za tosty.
- Może być? Czy wolisz naleśniki?- zapytałam, patrząc na niego przez ramię.
- Jest spoko, mną się nie przejmuj- uśmiechnął się- zjem wszystko co zrobisz.
- Niall też- zaśmiała się cicho- w ogóle... On wszystko zje. Tylko nie brokuły. I nie banany. Nie lubi bananów.
- Słuchaj... Nie przejmuj się Malikiem- powiedział, a moje ciało spięło się natychmiast- on czasami ma humory, ale nie robi tego celowo, taki już jest.
Spojrzałam na pendrive'a leżącego na blacie.
Ciekawe co na nim jest.
- Nie martw się. Nie biorę tego do siebie.
Biorę.
- Ostatnio zachowuje się dziwnie. Niall mówił, że nie jeździ do biura, nie chodzi na spotkania. Rozmawiałem z Aną ostatnio.
- I co?
- Powiedziała, że stracił i cały czas traci ogromne pieniądze. Coś musiało się stać, on by dolara z ręki nie wypuścił bez powodu. Coś mu odbiło.
- Mnie o to nie pytaj- położyłam przed nim talerz- nie znam go tak jak wy.
Chyba w ogóle go nie znam. Myślałam tylko, że jest inaczej.
- Jedziesz na uczelnię?- zmienił temat, biorąc tosta.
- Tak, za chwilę. Tylko się ogarnę.
- Może nie powinienem zaczynać tematu, ale...
Niedobrze...
- Jak się czujesz?- odchrząknął cicho- wiesz, z tym wszystkim.
Odwróciłam się do niego i oparłam o blat.
- Żebym ja to wiedziała- spuściłam wzrok- nie mam ochoty żyć.
- Przepraszam, że...
- Nie przepraszaj, Louis- pokręciłam głową i podniosłam wzrok- życie idzie dalej. Niestety. Stało się, trudno. Płakać mogę w nocy, teraz mam inne rzeczy do roboty. Muszę się czymś zająć, bo zwariuję. Nie wytrzymam sama ze sobą, jeśli będę stać w miejscu. A Styles... jest dla mnie nikim. Nawet nie kurwiarzem, szmacierzem... Po prostu zerem.
- Jesteś zodiakalnym skorpionem- stwierdził z małym uśmiechem.
- Skąd wiedziałeś?- zapytałam zdumiona.
- Nie poddajesz się, masz silną psychikę, potrafisz się podnieść z najgorszego gówna. I jesteś cholernie dobra i urocza. Musisz być skorpionem.
*
Dokładne o 16:00 podjechałam pod uczelnię. Była cała masa ludzi, którzy okupiwali parking, wyobrażam sobie co będzie jak ta chmara wpełznie do głównej auli. Zaparkowałem z tyłu, gdzie jakimś cudem rzuciło mi się w oczy granatowe, wysokie BMW Nialla. I... Nie.
Wysiadłam z samochodu i złapałam brązowe spojrzenie.
- Sweety, jesteś- przytulił mnie do siebie, a ja głupia cały czas patrzyłam w te dwie bursztynowe tęczówki.
- Co tu robisz?- zmarszczyłam brwi.
- Zostałem zaproszony tak jak Niall- wzruszył ramionami.
Dlaczego tam gdzie ja jestem, jest i on?
Jak ja mam o nim nie myśleć?
- Mike już jest?- rozejrzałam się- potrzebuję go.
- Właśnie jedzie- kiwnął głową za mnie, więc się odwróciłam. Obok mojego bordowego audi zaparkował czarny, matowy Mustang. Wysiadł z niego Mike, ubrany w czarne, dopasowane spodnie do garnituru i granatową koszulę, której jak zawsze nie zapiął do końca. Nigdy nie założył krawata i powiedział, z nigdy tego nie zrobi. A na szyi miał swoje czarne duże słuchawki. Wszędzie z nimi łazi, ma ich chyba z dwadzieścia i to każde inne.
- Hej, mała- uśmiechnął się szeroko- gotowa?- zapytał.
- Na co?- zapytał Niall.
- No na...
- Przestań...- usłyszałam kobiecy płacz, więc odwróciłam głowę, szukając źródła- przestań...
Znalazłam.
Była to... Mandy?
Stała w swoich dziwkarskich szpilkach i krótkiej sukience przed wysokim, chudym facetem, który po prostu do na nią darł. Był wyraźnie wściekły, a ona po prostu rozwalona na milion kawałków, zalana łzami i cała roztrzęsiona.
Co się stało...
- Co ty sobie myślisz?! Co?! Że teraz nagle będziesz zmieniać zdanie?!- wydarł się na cały głos, a większość osób patrzyło tylko na nich.
Nie ma to jak urządzać sceny przed uczelnią.
- Kto to jest...- mruknęłam sama do siebie.
- Jej ojczym- usłyszałam jego głos, na co spojrzałam na niego w szoku.
To jest jak ojczym?
- Nie chcę dłużej, rozumiesz?- zapłakała żałośnie- nie chcę...
- Mam gdzieś to, czego chcesz czy nie! Będziesz z nim, czy ci się to podoba czy...
- On zrobił ze mnie dziwkę!- krzyknęła rozhisteryzowana.
Co?
- Nie chcę tego, rozumiesz?! Nie chcę żadnej firmy...!
- Ale ja chcę. I będę ją miał. Masz się z nim spotykać.
- Nie...
- Powiedziałem! A i tak większej szmaty już z ciebie nie zrobi- spłynął z pogardą.
- O ty kurwiu- zmrużyłam oczy i natychmiast wsiadłam do samochodu.
- A ty dokąd?!- zawołał Niall.
Nie słuchałam. Wcisnęłam gaz i natychmiast ruszyłam w ich kierunku. Zatrzymałam się centralnie przed nim, więc odskoczył przestraszony.
- Cholera jasna, jesteś normalna?- warknął wściekły- mogłaś mnie zabić!
- Po pierwsze nie jesteśmy na ty- warknęłam wysiadając z samochodu i wymierzyłam w niego palcem, na co uniósł brwi.
Wszyscy się gapią.
- Po drugie mało mnie to obchodzi. Po trzecie i ostatnie nie masz prawa tak do niej mówić!- podniosłam głos.
- Ona wie dlaczego tak mówię- spojrzał na nią jak na śmiecia.
Ja też spojrzałam.
Miała całą czerwoną twarz, opuchnięte oczy i totalnie rozmazany makijaż. Wyglądała okropnie.
- Wsiadaj- kiwnęłam głową na samochód, a ona bez słowa to zrobiła.
- Zostajesz tu!
Nawet na niego nie spojrzała.
- Jeszcze raz nazwiesz ją dziwką, a porozmawiajmy inaczej- zagroziłam i odwróciłam się, ku mojemu zdziwieniu za mną był Niall i Mike.
I Zayn.
Oczywiście.
- Powiedz dyrektorowi, że mogę się spóźnić, ale będę napewno- powiedziałam do Mike'a.
- Dokąd jedziesz?- zapytał blondyn.
- Muszę załatwić jedną sprawę- powiedziałam i szybko wsiadłam do samochodu. Nie przejmowałam się w tamtej chwili tym całym zabiegowiskiem, ani tym, że mieliśmy się jeszcze raz dokładne dogadać w kwestii występu.
- Już dobrze, nie płacz- wedchnelam kierując się do willi Nialla.
- Nie rozumiesz n-nic- zaszlochała głośno i otarła oczy rękawem sukienki, już całkiem się rozmazując.
Już się nie odezwałam. Zaparkowałam na podjeździe i wysiadłam z samochodu, potem otworzyłam jej drzwi. Złapałam ją za ramiona, bo nie była w stanie sama iść, zaprowadziłam do sypialni i taką rozwaloną posadziłam na łóżku. Sama zdjęłam buty i usiadłam na podłodze, łapiąc ją za dłonie.
- Uspokuj się, powiedz co się stało- poprosiłam łagodnie.
- Czemu t-to robisz, c-co?- spojrzała mi w oczy.
Westchnęłam.
- Bo nie jestem obojętna na czyjś płacz. Bo płaczesz z jakiegoś powodu. I nie lubię jak kobieta jest nazywana dziwką- na to słowo rozpłakała się jeszcze bardziej.
- Hej, no spokojne- wstałam by usiąść obok niej i przytuliłam ją mocno.
- O-on chce firmy ojca Derek'a- wyjąkała- m-mój ojczym. Kazał mi się z nim spotykać i mamy być razem, a p-po ślubie firma będzie też moja. Czyli jego- zapłakała- Derek to chuj, ja nie chcę z nim być, nigdy nie chciałam...
- Więc dlaczego się na to godziłaś? Zachowywałaś się jak... no...
- Jak szmata- dokończyła za mnie ze łzami- nigdy nie miałam nikogo obok siebie, tylko tatę, a potem zmarł. Nie miałam koleżanek, potem matka wyszła za mąż drugi raz. Derek'a poznałam właśnie przez ojczyma, on mnie wciągnął w to towarzystwo. Powiedział, że jak dam dupy, wszystko się zmieni. Że to jest normalne.
- Boże, co za skurwysyn- warknęłam i odsunęłam ją od siebie.
Teraz jak tak patrzyłam w jej bezbronne, niebieskie oczy widziałam siebie sprzed lat. Chore.
- Posłuchaj mnie, Mandy...
- Mena- powiedziała, na co zmarszczyłam brwi.
- Słucham?
- Mam na imię Mena- powiedziała cicho.
- Ładnej- uśmiechnęłam się i otarlam jej policzek- posłuchaj, jeśli chcesz to zmienić, to ja ci pomogę. Nie musisz taka być, możesz robić co chcesz...
- Zrobiłam ci tyle złego...- pokręciła głową- czemu...
- Było minęło. Nie jesteś taka jak myślałam, więc za ocenianie po pozorach też cię przepraszam- dodałam- niczym się nie martw.
- Czemu mnie tu przywiozłaś?
- No jak to czemu? Trzeba cię doprowadzić do porządku, przecież musisz być na zakończeniu...
- Nie chcę tam być. Wszyscy będą na mnie patrzeć jak na...
- Jak na dziewczynę, która umie powiedzieć 'nie'- przerwałam jej stanowczo- chodź, pomogę ci.
Zaprowadziłam ją do łazienki.
- Weź prysznic, a ja dam ci bieliznę i ubrania. Powinnam coś znaleźć. Ręczniki masz tutaj- podałam jej dwa duże różowe.
- Dziękuję- wymamrotała cicho.
Wyszłam z łazienki i szybko złapałam za telefon.
Jeden sygnał... drugi...
- Hej, kwiatuszku- rzucił.
- Błagam, powiedz, że masz czas.
- Dla ciebie zawsze, a co się stało?
- Weź swoje magiczne pudełko niespodziankę i przyjedź do Nialla. Musisz mi pomóc.
- Już jadę- powiedział i zakończył rozmowę.
Za to go uwielbiam. Nigdy nie dopytuje i nie stwarza problemów. Dla niego wszystko jest dziecinnie proste.
Weszłam do garderoby i przeszukałam sukienki, żeby jej coś dać. Z cyckami będzie problem, bo ma większe niż ja...
Dwadzieścia minut później drzwi łazienki się otworzyły, Mena wyszła w samym ręczniku.
Wbiło mnie w podłogę, a moja szczęka odbiła się o nią z głośnym trzaskiem.
O kurwa.
- Co?- spuściła wzrok i potarła prawe ramię.
- Nie poznałam cię- zasmialam się- wyglądasz jak nie ty, wyglądasz...
- Beznadziejnie...
- Świetnie- wypaliłam, a ona podniosła wzrok- jesteś śliczna, nie potrzebna ci tona tapety. I już nie mam problemu ze stanikiem, masz taki rozmiar jak ja- uśmiechnęłam się.
Pewnie miała jakieś wkładki.
Dałam jej bieliznę i krótki szlafrok, żeby nie siedziała  ręczniku, a w chwili gdy go zawiązała usłyszałyśmy pukanie do drzwi.
- Wejść!- rzuciłam przez ramię, a on spojrzała na mnie przestraszona.
- Jestem, kwia... o...
Wytrzeszczył oczy i uchylił usta.
Mi się wydaje, czy on...
- Cześć- odezwał się oniemiały i powoli do niej podszedł. Patrzyła na niego w szoku i cofnęła się o krok, kiedy stanął przed nią. Ale cały czas patrzyła mu w oczy.
- Jestem Oliver- wyciągnął dłoń i chwycił jej. Pocałował jej wierzch i uśmiechnął się lekko.
- Mena- powiedziała cicho, na co uśmiechnął się nieco szerzej.
- Uśmiechnij się, nie ma co się smucić- uniósł delikatnie jej podbródek- rozumiem, że mam pomóc, kwiatuszku?- uniósł brew, patrząc na mnie.
- Dobrze rozumiesz, Oli. Jeden skurwysyn ją zniszczył.
Spojrzał mi w oczy z niemym pytaniem, czy mam na myśli to co on ma na myśli, a ja skinęłam głową.
- Więc ja cię naprawię- powiedział.
I dlaczego ja w tym widzę drugie dno?
- A-ale... ja nie...- westchnęła odsuwając się- dla dziwki nie warto, przepraszam- powiedziała i otarła jedną łzę.
- Dla każdej kobiety warto- odezwał się- i nie mów tak o sobie. Po prostu trochę się pogubiłaś. Każdy czasem się gubi.
Dlaczego spojrzał na mnie?

Dlaczego??

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz