Rozdział 21. ' Witam, panno Grande '

10.5K 636 22
                                    

Niech to pieprzone cholerne stworzenie elektroniczne się zamknie!
Nic. Zero reakcji na moje jakże kulturalne prośby.
Dalej z twarzą w poduszce wymacałam na szafce telefon.
- Uhh, pierdolony budzik- warknęłam i niechętnie odsunęłam kołdrę ze swojego ciała.
Usiadłam na łóżku i przetarłam zaspane oczy.
Nienawidzę poniedziałkowego poranka od kiedy wiąże się to z wstawaniem o siódmej rano, żeby zdążyć do pracy na ósmą. Szczególnie wtedy kiedy zasnęła przed czwartą.
Zawlokałam swoje zwłoki do łazienki, ogarnęłam się i powędrowałam na dół do kuchni w samym ręczniku.
Czemu by nie?
Zrobiłam sobie kawę na przebudzenie i o dziwo dzisiaj postawiłam na tosty, a nie pieprzony omlet.
Zjadłam śniadanie na łóżku w sypialni, wysuszyłam włosy i poszłam do garderoby.
Co tu założyć?
Wybrałam białą gładką bokserkę i różową spódnicę na bazie koła. Uwielbiam ten fason. Wygląda na mnie jak pofalowany parasol. Na stopy wsunęłam różowe koturny oczywiście wysokie, pomalowałam rzęsy, spięłam włosy w koka i byłam gotowa.
Zeszłam na dół, nakarmiłam Valara wzięłam torebkę i wyszłam z domu. Wsiadłam do samochodu, schowałam dach za pomocą magicznego pilota władzy i pojechałam do domu, czyli do chłopaków.
W mojej głowie pojawiły się obrazy z wczoraj.
Malik
Po naszej wczorajszej rozmowie dochodzę do wniosku, że ten facet to chodząca sprzeczność. Wszystko co mogę pomyśleć na jego temat gryzie się cholernie za każdym razem, kiedy coś mi o sobie powie. Zmieniam zdanie na jego temat w zastraszającym tempie.
I to mnie samą zaczyna przerażać.
Dojechałam przed budynek gdzie stał już zaparkowane czarne bmw. Pewnie Ashton wyprowadził maszynę z garażu.
Wysiadłam z samochodu i weszłam przez przejście na środkowy plac.
Pusto.
Poszłam dalej. Weszłam do domu, a potem do ogromnej kuchni połączonej z salonem. Skoro mieszka tu banda facetów to wielkość to podstawa.
Weszłam i stanęłam jak wryta.
Otóż...
Brian i Matt w samych bokserkach stoją przy kuchence i smażą naleśniki.
Ashton siedzi na wysokim barowym krześle z Jack'iem na kolanach i usilnie próbuje nakarmić to dziecko które widocznie ma go w dupie.
Nickodem również w samych gatkach siedzi na krześle i z twarzą w laptopie próbuje trafić łyżką płatków do gęby, a Mike jako jedyny który założył spodnie stoi tyłem do mnie układa na blacie talerze.
Zamrugałam dwa razy.
Jak ja ich kocham!
- Jack, no błagam cię- jęknął Ashton i westchnął głęboko.
- Nie chcę tata- wydął wargę i obrócił buźkę w moim kierunku.
Niespodzianka?
- Lany!- krzyknął na całe gardło zwracając uwagę reszty.
Wszyscy jak oparzeni odwrócili się w moim kierunku z wytrzeszczem gałek ocznych.
- Cześć...?- tyle zdążyłam wydukać, bo natychmiast zgniotło mnie pięć i pół osoby.
Jack się nie liczy bo objął moje nogi, a on ma trzy lata wiec...
- Puśćcie mnie idioci, bo mi flaki wyjdą- jęknęłam kiedy ścisnęło mnie w środku. Odsunęli się po chwili, a Jack nadal ściskał moje kolana.
- Ja cie nie pusce Lany. Bo uceknes- jęknął i spojrzał na mnie smutno.
- Oh, nie ucieknię kochanie, obiecuję- przykucnęłam i chwyciłam jego malutkie policzki- dzisiaj tu zostanę- uśmiechnęłam się.
- Będziesz spać z Mattem?- skrzywił się.
- Jak mi pozwoli- spojrzałam na blondyna i uniosłam brew.
- Zawsze księżniczko- mrugnął.
Wstałam i wzięłam Jack'a na ręce. Posadziłam go na blacie i zaczęłam karmić. Jadł o dziwo.
- Jak ty to robisz?- Ash usiadł obok mnie i spojrzał na syna- mnie ma w du...- zaczął, ale skarciłam go spojrzeniem- nie słucha mnie.
- Bo ja wiem? Samo wychodzi- wzruszyłam ramieniem i podeszłam do lodówki. Wyciągnęłam butelkę wody i upiłam łyk.
- Gdzie Nina?
- Ubiera się- powiedział i postawił chłopca na ziemi.
- Zostajesz dzisiaj, księżniczko- powiedział Brian.
- Brawo geniuszu- prychnęłam.
- Co tak?
- Stęskniłem się po prostu- powiedziałam.
- Za naszą zajebistością- stwierdził Matty.
W tej samej chwili do kuchni wszedł Tomas i Will. Dwaj bruneci o jasnych oczach, o dziwo nie bracia.
- Cześć wam- zaśmiałam się kiedy wywalili na mnie gały. Nie zdążyłam nic innego powiedzieć bo znowu zgnietli mnie w uścisku.
- Dziękuję, ja was też- stęknęłam.
- Zostajesz dzisiaj?
- Tak Tommy- uśmiechnęłam się szeroko.
- No to wyczuwam szalony wieczór- Will zatarł ręce i poruszył brwiami.
- Tylko nie rozwalcie domu- usłyszałam za sobą i odwróciłam się natychmiast.
- Dave- mruknęłam i rzuciłam mu się ma szyję- czemu ja tak za tobą tęsknię?
- No nie wiem właśnie- prychnął i skrzyżował ręce na torsie.
- A gdzie Luke?- rozejrzałam się.
- Odsypia nocną zmianę.
- Czaję.
- Jestem już- obok mnie pojawiła się Nina w takiej samej spódnicy jak moja tylko jasno błękitnej i do tego też miała białą bokserkę. I czarne koturny...
Kurwa bliźniaczki!
Wspominałam, że ona też jest blondynką i też ma niebieskie oczy?
Stałam i patrzyłam na nią oniemiała tak jak ona na mnie.
Nawet włosy spięła tak jak ja!
- Czy wy się do cholery umówiliście?!- jęknął Nickodem.
- No właśnie nie- zaśmiałam się jak idiotka- Ni kocham cię!- ucieszyłam się jak głupia i podeszłam do niej- kocham cię- powtórzyłam i objęłam ją za szyję.
- Ja ciebie też Li ja ciebie też- oddała uscisk, a po chwili odsunęła się ode mnie- chodź bo Anderson nas udusi- pociągnęła mnie za rękę w stronę wyjścia.
- Pa chłopcy!- krzyknęłyśmy przez ramię i szybko wyszliśmy z domu trzymając się za ręce.
Kocham ją.
- Czy wy to robicie specjalnie?- zapytałam kiedy ona wsiadła za kierownicę bmw.
-Ale co?- zapytała niewinnie i odpalił samochód.
Dobrze wie o czym mówię.
- Wiesz o czym mówię, kochanie- odpaliłam samochód- chcecie mnie podświadomie udupić i nakłonić do zmiany samochodu- powiedziałam.
- Nieee?- powiedziała przeciagle i spojrzała na mnie.
- Tak i wcale nie chcecie mi udowodnić, że moje autko wygląda przy waszych cackach jak złom- prychnęłam i ruszyłam.
- Ej! Wcale nie o to chodzi!- krzyknęła i ruszyła za mną.
Dojechaliśmy do pracy i zaparkowałyśmy obok siebie jak zawsze. Szybko wygramoliłam się z samochodu i praktycznie biegiem udaliśmy się do kawiarni.
- Wracasz po urlopie i już się spóźniasz?!- usłyszałam za sobą na co przystanęłam.
Zajebiście!
- Wcale nie! Mamy jeszcze cztery minuty do ósmej!-broniłam się.
Taka prawda!
- Powiedziałem, że macie być zawsze za piętnaście żeby przygotować lokal! Czy ja kurwa gadam do ściany?!
- Moment David, nie przeginaj!- warknęłam.
Nie będzie wyjeżdżał z takimi tekstami do mojej osoby.
- To zacznij zapierdalać jak trzeba...- zaczął się drzeć, ale wzięłam Ninę za rękę i pociągnęłam do szatni. Nie będę słuchać tego pierdolenia. Gdyby nie to, że on dobrze płaci, a ja potrzebuję pieniędzy dawno by mnie tu nie było.
Pytanie brzmi, po co pracuję skoro jestem milionerką?
Proste
Zarabiam na swoje utrzymanie, a pieniądze ojca idą na budowę. Źle bym się czuła gdybym żerowała na jego pracy i nic od siebie nie dawała. A tak to utrzymuję się sama.
- Spokojnie, już nie długo- powiedział Nina i usiadła obok mnie na ławce. Pogładziła mnie po plecach i cicho westchnęła- za chwilę nas tu nie będzie, a wtedy szlag jasny trafi Andersona i jego pierdolony biznes- warknęła.
Jak już moja Nina się wściekła to coś jest na rzeczy...
- Bez nas nikt mu tu nie przyjdzie. Zobaczysz, jeszcze będzie błagał żebyśmy wróciły. Na kolanach przyjdzie- prychnęła- obstawiam dwa tygodnie po naszym odejściu- zaśmiała się i podała mi firmowy fartuszek w kolorze białym z beżowym logiem kawiarni. Zawiązałam go w pasie na wysokości spódnicy, poprawiłam i założyłam za ucho włosy który wypadły mi z koka. Uśmiechnęłam się do Niny i obie wyszłyśmy z szatni.
- Nareszcie- prychnął David i zniknął na zapleczu w swoim gabinecie.
- No co za skur...- zaczęłam, ale do kawiarni wszedł pierwszy klient- co za piękny dzień- westchnęłam jedynie i uśmiechnęłam się do chłopaka, który codziennie przychodzi po latte na wynos zanim pójdzie na uczelnię.
Tak.
Wracamy do szarej rzeczywistości...
Wróciłam do pracy po dwóch tygodniach i z bólem stwierdzam, że to jest masakra. Dawno nie było aż takiego ruchu.
Dzisiaj chyba daruję sobie przerwę na lunch niestety.
Po jedenastej trochę się uspokoiło, ale nadal nie było spokoju.
- Weźmiesz ten stolik? Ja muszę przygotować zamówienia- poprosiła Nina.
- Tak jasne- uśmiechnęłam się i skierowałam do stolika przy oknie. Przy okazji wstałam się z ludźmi którzy przychodzą tu od lat i ta kawiarnia na stałe wrosła w ich plan dnia.
Uśmiechnęłam się na widok około czterdziestoletniego biznesmana w ciemnym garniturze. Lubię go. Przychodzi tu codziennie w porze lunchu od chyba czterech lat. Za każdym razem mocne espresso i ciasto czekoladowe.
- Cześć Johnny- uśmiechnęłam się do niego promiennie.
- Ellie! Witaj moja droga- powiedział z uśmiechem- dawno się cie widziałem.
- Tak miałam urlop. Ale już jestem i zaraz przyniosę ci twoją kawę- drgnęłam jak zawsze przy nim i uśmiechnęłam się lekko.
- Espresso bo nie wytrzymam...
- Dnia z tą bandą idiotów- powiedziałam razem z nim i westchnęłam teatralnie- Tak wiem.
- Znasz mnie- zaśmiał się.
- Miałam okazję przez te cztery lata- rzuciłam przez ramię i poszłam za ladę.
- Mam dość- jęknęła Nina i zmaterializowała się obok mnie- ja z nim nie mogę- oparła głowę o moje ramię- wykituję tu.
- Jeszcze trochę, damy radę.
- Gęba mu się nie zamyka. Cały czas narzeka. Drze się o byle gówna. Potem wracam wściekła do domu. Nawet Ashton to zauważa. Wiedzi, że coś jest nie tak, nie jest głupi.
- Żaden z nich nie jest- westchnęłam
- Ruszcie dupy zamiast gadać!- usłyszałam za sobą i odwróciłam się natychmiast. Wściekły Anderson stał w drzwiach z grymasem na twarzy
- Niech te dwa tygodnie zlecą szybko, bo ja też zwariuję- wzięłam kawę i ciasto i poszłam do stolika Johnnego.
- Proszę bardzo- położyłam przed nim filiżankę i uśmiechnęłam się. Ale to nie był uśmiech ten co zawsze w stosunku do niego. Byłam już po prostu zmęczona. Po niecałych czterech godzinach, a gdzie tam do 16:00...
- Usiądź moja droga- wskazał na miejsce naprzeciw siebie i odłożył smartphone na stolik.
- Przepraszam cię. Nie mam czasu- powiedziałam że smutkiem.
- Widzę, że jesteś zmęczona. Ja też. Ceny akcji znowu idą w dół- westchnął i upił łyk.
- Zobaczysz, jutro pójdą w górę- poklepałam go po ramieniu- zobaczysz, zarobisz dwa razy więcej.
- Tak myślisz?
- Ja nie myślę, ja to wiem- pochylił głowę i westchnął głęboko.
- Jak ty to robisz dziecko?
- Ale co?- zmarszczyłam brwi.
- Pomimo tego, że jesteś zmęczona nie pokazujesz tego. Jak?
- Um... nie wiem- skrzywiłam się- Tak jakoś. Samo wychodzi.
- Samo?
- Ehm- mruknęłam.
- Grande! Do cholery robota jest!
Kurwa zamknij się Anderson!
- Idę- powiedziałam niechętnie.
- Skończ z tym moja droga.
- Proszę?
- Dlaczego to znosisz? Obie znosicie- spojrzał za mnie.
Nina.
- Jeszcze dwa tygodnie- powiedziałam i mocniej zacisnęłam palce na tacce- tylko dwa tygodnie- westchnęłam i wróciłam za ladę.
Na piłam się wody i po szukałam wzrokiem Niny. Wycierała stolik. Widzę po jej twarzy że ma już dość.
Nagle zrobiło się cicho. Dziwnie jakoś.
Poczułam znajomy zapach.
Nie
- Latte proszę- usłyszałam za sobą.
No kurwa nie!
Odwróciłam się powoli a moje niebieskie oczy spotkały drugie.
Bursztynowe
Malik
- Witam, panno Grande- skinął głową i uśmiechnął się do mnie lekko.
Ciarki czuję...

~*~
Jak myślicie?
Coś ciekawego się wydarzy?
Dawajcie gwiazdki!
Pod ostatnimi rozdziałami Było ponad 50. I tak ma zostać :)
Bo będę wredna...
♥♥♥
PATIX

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz