II. Rozdział 1. 'Nie jest dobrze'

9.1K 621 59
                                    

Przeszło mi.
I dobrze.
Cały tydzień przesiedziłam nad książkami, mózg wyprany do reszty.
Przez ten cały czas nie myślałam nad niczym innym. Nie odbierałam telefonu, skończyło się na tym, że go wyłączyłam, co następnie skutkowało wizytą Nialla u mnie w domu.
Oczywiście pytał co mi, ale powiedziałam, że muszę się uczyć, bo zawalę egzaminy końcowe.
Uwierzył.
Albo odpuścił.
I dobrze.

Jest piątek
Zdecydowałam, że jednak nie zwolnię się z pracy, tak jak pierwsze miałam w planie. Będę pracować do czasu, aż nie przejmę firmy taty.
On nie jest w stanie się nią zająć, niestety...

Podjechałam pod kawiarnię jak zawsze, za dziesięć ósma i zaparkowałam obok auta Niny. Weszłam do środka i przywitałem się z blondynką.
- Co ci?- chwyciła mnie za ramiona i spojrzała w oczy.
- Jestem zmęczona. Siedziałam nad książkami przez ostatnie dni. Padam na twarz- westchnęłam.
- Zrobię ci mocnej kawy.
- Kochana jesteś- powiedziałam i poszłam na zaplecze, przygotować się na kolejny dzień pracy.
Czas dłużył się niemiłosiernie. Do tego było gorąco. Upiłam łyk z butelki, którą trzymałam pod ladą i przetarłam dłonią czoło.
- Latte na wynos
Przełknęłam wodę.
Z trudem.
Odwróciłam się twarzą do bruneta.
Ostatni raz widziałam go tydzień temu. Dotrzymał obietnicy.
Nie kontaktował się ze mną.
I dobrze
Nie potrzebuję go.
Potrzebujesz
Wcale nie.
I nie mów mi, co mam robić.
Jak sobie chcesz...
Patrzyłam w jego oczy, które były jakby przesłonięte mgłą.
Bił od nich dziwny dystans.
- Tak, już podaję- powiedziałam cicho i spokojnie zabrałam się za przygotowywanie kawy.
Nie mogłam się powstrzymać i zerknęłam na niego kątem oka.
Nie patrzył na mnie.
Uparcie wpatrywał się w blat lady.
I dobrze.
Darował sobie, w końcu.
Zapakowałam kawę do papierowej torebki z logo kawiarni i postawiłam przed nim.
- Proszę...
- Reszty nie trzeba- przerwał mi szorstko i chwycił swoje zamówienie, a następnie wyszedł nie zaszczycając mnie spojrzeniem.
I dobrze.
Zachował się tak jak tego chciałam.
Schowałam pieniądze, które zostawił i wyszłam pozbierać zamówienia.
*
- Gdzie jesteś?- zapytałam i przyspieszyłam dodając gazu.
- Jestem już na miejscu, czekam na ciebie.
- Będę za niecałą minutę- przerwałam szybko połączenie.
Dojechałam na miejsce i zaparkowałam obok czarnego Ashtona Martina, tuż pod ścianą budynku. Wysiadłam z samochodu i założyłam kaptur na szare włosy.
W ciemnej uliczce zauważyłam postać opierającą się o ścianę. Palił papierosa. Ruszyłam w jego kierunku, a przy nim niespodziewanie pojawiła się jeszcze dwójka mężczyzn.
Zauważył mnie i wyprostował się natychmiast, a ja stanęłam naprzeciw nich i ściągnęłam kaptur.
- Proszę proszę, suka Mayera- powiedział najwyższy z nich.
- Szczeniak Travisa- uśmiechnęłam się kpiąco i skrzyżowałam ręce pod biustem.
- Lubię ten twój niewyparzony język- stwierdził brunet i podszedł bliżej zatrzymując się metr przede mną- ciekawe jak spisze się robiąc mi dobrze- uśmiechnął się obleśnie.
- Zawsze ta sama śpiewka- pokręciłam głową- nie jestem tu, by słuchać twojego pierdolenia. Dawaj towar- warknęłam.
W odpowiedzi usłyszałam drwiący śmiech.
Jak ja go nienawidzę.
- Nie ma towaru, kochanie. Nie ma i nie będzie.
- Wiesz, że ryzykujesz?- zapytałam patrząc na niego jak na idiotę.
- Ja?- prychnął- to raczej ty ryzykujesz, przychodząc tu sama o trzeciej nad ranem.
- Kto powiedział, że to dla mnie ryzyko?- wyprostowałam się.
- Ja- uśmiechnął się i zrobił jeszcze jeden krok w moją stronę- ja tak powiedziałem. I jak narazie nie zmienię zdania- powiedział pewnie.
- Powtórzę- odchrząknęłam głośno- gdzie jest transport nowej broni- wycedziłam twardo.
- Już ci powiedziałem, nie ma- wzruszył niedbale ramionami- nie ma pieniędzy, nie ma towaru.
- Nie ma towaru, nie ma pieniędzy- sprostowałam- to błędne koło- westchnęłam teatralne.
- Przerwę je- sięgnął po broń, ale byłam szybsza. Wyciągnęłam zza paska karambit i przystawiłam do jego szyi. Dwaj mężczyźni stojący za nim wyciągnęli bronie, ale zanim unieśli ręce, aby wycelować usłyszęliśmy cichy odgłos przeładowania broni, który przeciął ciszę.
Odwrócili się w tym kierunku, a za nimi stali już ci, na których czekałam.
- Co jest- zapytał brunet zaciskając szczękę. Stał wyprostowany z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała. Już nie było mu śpiesznio aby wyciągnąć pistolet.
Najnormalniej w świecie się bał.
- Miałaś być sama...
- Kto powedział, że będzie sama?- Niall zaskoczył z dachu budynku i zdjął z twarzy biało czarną bandamę.
- Ty...- chciał ruszyć na niego z łapami.
- Nie robiłabym tego na twoim miejscu- pokręciłam głową, przystawiając mu ostrze do gardła- chyba, że chcesz paść trupem tu i teraz.
- Nie żartuj- zaśmiał się, ale dalej był spięty jak cholera- zabyłabyś mnie?- prychnął, a ja powoli wyciągnęłam mu pistolet zza paska, nieprzerwanie patrząc mu w przerażone tęczówki.
Wyraz twarzy miał opanowany, przechodzący we wściekłość, ale oczy...
Oczy biły niepohamowanym strachem i chęcią ucieczki.
- Bez mrugnięcia okiem- zaakcentowałam wyraźnie każde słowo i podeszłam do dwóch innych mężczyzn, aby pozbierać wszystko, co chwali po kieszeniach. W sumie cztery pistolety i jeden nieduży nóż.
- Słabo- przyznałam szczerze, patrząc na wysokiego faceta z irokezem i tatuażem na prawym boku.
- No, Flyn...- zaczął Niall z kpiącym uśmiechem i spojrzał na bruneta- gdzie jest towar.
- Nie ma.
- Nie ma?- powtórzył udając przesadne zaskoczenie- to niedobrze- poklepał go po ramieniu- szkoda- westchnął i podszedł do łysego mężczyzny, który nie silił się na jakąkolwiek próbę choćby udawania pewnego siebie.
Po prostu trząsł się ze strachu.
- A ty?- zapytał stojąc tuż przy nim. Łysy przełknął ślinę- ty też nie wiesz nic o transporcie, który miał na nas czekać już ponad godzinę temu?
- N-nie- wyjąkał kręcąc przy tym energicznie głową.
No błagam... skąd w tym fachu taka ciota.
- Nie? Myślę co innego. Panowie- kiwnął głową na Ashtona i Willa. Ci podeszli natychmiast i wyciągnęli pistolety.
- Nie, czekaj!
Niby zwykły blef, a jaki skuteczny.
- Tak?- Niall splótł ręce za plecami i pochylił się lekko do przodu. Jest dużo wyższy od tego faceta, wzrost w tej sytuacji robi swoje...
- Nic nie mów!- krzyknął brunet, a ja mocniej przycisnęłam ostrze noża do jego szyi tuż pod jabłkiem Adama. Docisnęłam mocniej, aż był zmuszony się cofnąć do samej ściany. Przylgnął do niej plecami, a jego oddech znacznie przyspieszył.
Niall zdawał się zupełnie go zignorować. Reszta tak samo.
- Mówiłeś coś?- zapytał jeszcze raz łysego, a on pokręcił głową na nie- dobrze. Stoner- kiwnął głową na Ashtona, a ten przeładował szybko pistolet i uniósł do góry.
- Nie! Powiem! Powiem wszystko!- zapiszczał przerażony.
- Więc słucham - Niall wyciągnął zza paska broń, a tamten jeszcze bardziej zbladł.
Co strach robi z człowiekiem...
Jakaś aluzja?
Ależ skąd...
- Zamknij pysk!
- Trochę kultury- warknęłam głośno zaciskając dłoń na rękojeści noża.
- Spierdalaj dziwko- syknął.
To był impuls.
W mgnieniu oka karambit przeciął gęste powietrze, pozostawiając krwawy ślad na jego szorstkim policzku i wrócił z powrotem na szyję bruneta. Zawał i złapał się za ranę, z której zaczęła spływać krew.
- Jeszcze jedno słowo, a wytnę ci język- syknęłam, a moje kolano wylądowało między jego nogami. Zginął się w pół, a Brian i Tomas podeszli do niego i przycisnęli i do ściany. Niall spojrzał na mnie i kiwnął głową, a ja podeszłam do niego.
- Nie chcę mi się powtarzać- zwróciłam się do łysego- albo mówisz gdzie jest transport, albo cię zastrzelę- powiedziałam prosto z mostu.
Mam dość.
- T- transport... Travis trzyma broń w sejfie...
- Stul pysk!- krzyknął brunet, a w odpowiedzi dostał cios w ranny policzek. Brian jeszcze bardziej rozwalił mu twarz.
Widziałam, że młody chłopak się waha.
Wyciągnęłam więc z westchnieniem swój pistolet i przejechałam palcami po krótkiej lufie.
Mój ulubiony model.
Nadal cisza.
- Nie to nie- prychnęłam i uniosłam broń do jego czoła, pokrytego kropelkami potu.
- Po drugiej stronie miasta - powiedział szybko w panice.
- Jaśniej- prychnął Niall.
- W magazynie... za miastem na południu jest magazyn. Nie strzeżony, wygląda jak ruina. W środku jest sejf- powiedział głośno oddychając.
- Szyfr- zażądał Matt.
- N-nie wiem- jęknął.
- Mów- wycedził twardo Wilson.
- Nie wiem, przysięgam!- przyznał na granicy płaczu.
Powtórzę:
Co taka ciota robi w gangu ja się pytam?!
- Twój wybór- westchnął Matt i przeładował broń.
- Zostaw go- powiedziałam szczerze- on naprawdę nie wie. Zdziwiłabym się, gdyby wiedział- spojrzałam na Nialla - zbieramy się. Mamy po co przyszliśmy.
- Częściowo- powiedział i skinął na chłopaków. Pozbierali im broń i zostawili.
Odwróciliśmy się i bez zbędnych słów skierowaliśmy się do samochodów.
- Dopadnę cię suko- wyjęczał brunet, podnosząc się z ziemi.
Obróciłam się przodem do niego.
- Jeszcze będziesz krzyczała, jak będę cię rżnął- splunął krwią.
- Powodzenia. Krzyczeć będziesz ty, kiedy obetnę ci kutasa- prychnęłam zakładając ręce pod biustem- chociaż... w twoim przypadki nie ma nawet czego obciąć- odwróciłam się i ruszyłam w kierunku chłopaków.
- To nie koniec!- krzyknął za mną.
- Mam nadzieję- prychnęłam pod nosem.

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz