III Rozdział 9. 'Nie dotykaj mnie'

6.7K 611 73
                                    

Wróciłam do domu trochę przybita. Oczywiście na widok chłopaków pojawił się sztuczny uśmiech i wszystko cacy, gra i śpiewa, ale... no wiadomo. Cieszyłam się, że mam z głowy przygotowania, bo wszystko jest tak jak powinno być. Jutro z samego rana zacznie się tam małe zamieszanie, dobra, trochę większe zamieszanie, ale są ludzie, którzy tego dopilnują.
Wszystko zbliża się nienaturalnie szybko. Zdawać by się mogło, że dopiero co stałam przez drzwiami gabinetu Stive'a z torbą projektów na ramieniu, w czarnych spodniach, różowej koszulce i trampkach. W tych znoszonych czarnych trampkach, na które patrzyła się każda kobieta w holu głównym, kiedy weszłam do jego firmy. Jego mina, kiedy otworzył drzwi... ale mnie poznał. I też spojrzał dziwnie na moje buty. A tak na marginesie to nadal je mam.
Tamtego dnia wszystko zaczęło budować się na nowo. Moje życie tak naprawdę nabrało samodzielności i szybszych obrotów niż dotychczas. Wtedy miałam tak naprawdę szczęście, bo zawsze Stive mógł mnie zignorować, bo kto uwierzyłby dziewczynie przed dwudziestą, która chce być Bóg wie kim. On uwierzył. I nigdy mu tego nie zapomnę.
Następnego dnia obudziłam się sama.
Gdzie mój grzejnik?
Zmarszczyłam nos i w samej bieliźnie zeszłam na dół. Jakoś mnie głowa boli. Było po siódmej i to wręcz niemożliwe, żeby wstał sam z siebie. Do roboty ostatnio jeździ na dziewiątą i wstaje tak coś o ósmej trzydzieści, potem leci na łeb na szyję.
Podrapałam się po karku i zlewając weszłam do salonu.
- Łoł- jęknął Harry, przeczesując włosy dłonią.
Spojrzałam na niego martwym wzrokiem.
- Uważaj bo się podniecisz- mruknęłam wchodząc dalej- gdzie Horan?- zapytałam, zakładając ręce na biodrach.
- W kuchni!- usłyszałam głos blondyna.
Jakoś mnie nie obchodziło, że stoję przed nimi w majtkach i staniku. Liam nie zwrócił na to zbytniej uwagi, Louis się uśmiechnął, poruszając brwiami.
- Sweety, co jest?- usłyszałam za sobą i odwróciłam się, a tam szok dekady!
Malik!
A ja w majtkach!
- Czemu cię nie było?- zapytałam i podeszłam do niego. Rozłożył ramiona więc natychmiast się w niego wczepiłam, zamykając oczy.
Chcę mieć na sobie spodnie...
- Musieliśmy coś obgadać. Dostałem telefon z firmy jakieś dwie godziny temu, coś zawalili- westchnął cicho.
Odsunęłam się i dopiero teraz do mnie dotarło, że ma na sobie pełny garnitur.
- Czyli treningu nie ma?
- Jak widać- wzruszył ramieniem z szerokim uśmiechem.
Potarłam prawą skroń, krzywiąc się.
- Hej, co jest?- podszedł do mnie i chwycił delikatnie za policzki, podnosząc moją twarz.
Wiedziałam, że on też na mnie patrzy.
- Boli mnie głowa- powiedziałam szczerze i opadłam na jego tors- najchętniej bym się spod kołdry nie ruszyła- wymamrotałam w jego marynarkę- a ty co tu robisz?
Nie mogłam się powstrzymać. Musiałam na niego spojrzeć, to było silniejsze ode mnie.
- Niall dzwonił, to przyjechałem- powiedział i poprawił krawat- właściwie będę się zbierał, muszę jechać do firmy.
- Poczekaj na mnie, też jadę- Niall wyciągnął telefon z kieszeni- tylko skoczę po papiery.
- A wy? Macie dzisiaj coś ciekawego do roboty?- zapytałam, odwracając się w stronę chłopaków oblegających kanapę.
- Nie- odparł Louis- jestem cały dla twojej dyspozycji- rozłożył szeroko ramiona.
- Fajnie wiedzieć- parsknęłam śmiechem- idę spać, jak będziecie wracać, to daj znać, zrobię kolację. Zostaniesz?- zwróciłam się do Malika, a on... przełknął ślinę.
Tak, dobrze. Patrz, że sobie radzę i mam cię w dupie, w ogóle mnie nie ruszyło to co zrobiłeś, w ogóle.
- Ja... chyba nie- odpowiedział w końcu.
Miałeś powiedzieć 'tak'. Miałeś zostać!
- Zayn- przewrócił oczami Niall.
- Dobra- wypuścił spięty oddech- zostanę- skinął głową, patrząc na mnie.
- No i fajnie- powiedziałam i tak jakoś machimalnie poklepałam go po ramieniu. Nie mogłam cofnąć ręki.
I kopło mnie prądem! No pierdzielło mnie!
Niall poszedł na górę po dokumenty, a ja zniknęłam w kuchni. Oparłam się tyłem o blat i przycisnęłam dłoń do serca, które biło jak po maratonie.
Czemu on mnie nie kocha!
Czemu ja się w to plątałam, skoro wiedziałam, że będę żałować. Boże, jaka głupota.
Otworzyłam lodówkę i wyjęłam jedzenie, które przygotowałam wieczorem. Zapakowałam do pojemnika, dla mojego dziecka, bo Niall to jedna wielka dzidzia. I tak jakoś machimalnie, z dupy, spojrzałam na niego. Stał z rękami w kieszeniach spodni i patrzył pusto w ziemię.
Poczułam jak zalewa mnie fala współczucia, którego w żadnym wypadku być nie powinno. Nie umiem pojąć tego co zrobił, ale jestem tak cholernie miękka i naiwna jeśli chodzi o niego.
Miał jakby zapadnięte policzki. Dłuższy zarost. Wydawało mi się, że ten garnitur jest jakby za duży na niego. Zawsze nosił dopasowane. Miał takie dziwne puste oczy. Moje ukochane, bursztynowe tęczówki. Ścisnęło mnie w środku.
Nawet nie wiem kiedy, zapakowałam drugie pudełko.
- Sweety, jedziemy. Będziemy koło osiemnastej- Niall zszedł na dół z czarną, skórzaną teczką.
- Poczekaj, jedzenie- zawołałam i wzięłam oba pudełka.
- Dzięki, kochanie- dostałam buzi w policzek.
Odwrócił się ode mnie. No czemu!
- Um, dla ciebie też mam- szepnęłam cicho, kurczowo ściskając pudełko.
Odwrócił się w moją stronę i nie patrzył mi w oczy. Patrzył na pudełko z jedzeniem. A miał przed sobą moje ciało w bieliźnie i nie zawiesił na nim wzroku choćby na sekundę.
- Ja... nie- pokręcił głową- nie trzeba- powiedział, nadal na mnie nie patrząc.
- Weź- wsunęłam w jego stronę porcję, on wyciągnął rękę o przysięgam... ona drżała.
Czemu...
- Dziękuję- powiedział i dosłownie na moment spojrzał w moje tęczówki, ale natychmiast uciekł wzrokiem.
- Dobranoc- odwróciłam się i przeszłam przez salon.
Zmarszczyłam brwi.
- Harry, nie gap się tak, wkurza mnie to- rzuciłam przez ramię i weszłam po schodach na górę.
*
- Mała?- usłyszałam nad sobą, na co podniosłam się, marszcząc brwi.
- Louis?- wymamrotałam sennie, przecierając dłonią kąciki oczu- stało się coś?- zapytałam, podnosząc się na łokciach.
- Właściwie to nie- podrapał się po karku- przyniosłem ci tabletkę- powiedział, wskazując głową na szafkę przy łóżku, gdzie stała szklanka wody i tabletka na podstawce- mówiłaś, że boli cię głowa.
- Dzięki, jest kochany- uśmiechnęłam się, sięgając po lekarstwo.
- Jej, żadna dziewczyna mi nie powiedziała, że jestem kochany- powiedział, lekko... czerwony?
- Czy ty się rumienisz?- zapytałam z małym uśmiechem i zmróżyłam oczy- tak, widzę to- wyszczerzyłam się pewnie.
- Nie codziennie się słyszy takie rzeczy z ust takiej kobiety- pokiwał lekko głową.
- Takiej... normalnej, ludzie, normalnej- westchnęłam popijając tabletkę.
- Prośbę mam- mruknął cicho, siadając niepewnie na łóżku.
Uniosłam pytająco brew.
- Słucham.
- O Liama chodzi.
Oj...
- Gadał dzisiaj przez telefon ze swoją dziewczyną i chyba nie bardzo mu wyszło. Mogłabyś jakoś przemówić mu do rozumu, bo ja nie umiem, a Styles jeszcze bardziej go dołuje, mam wrażenie.
- Jasne, tylko się ogarnę- powiedziałam i sięgnęłam pod poduszkę po koszulkę Alexa. Założyłam ją na siebie i wygramoliłam się spod kołdry.
Razem z Louisem zeszłam na dół, gdzie... było pusto.
Wieś poszliśmy na taras.
A tam Liam i Harry stali i gadali.
Yey.
- Liam- uśmiechnęłam się lekko- co...
- Nie miałaś racji- przerwał mi ostro- nienawidzi mnie, nie miałaś racji- zacisnął dłonie w pięści- okłamałaś mnie- syknął, patrząc na mnie wściekle.
Westchnęłam przeciągle, przymykając powieki. No walnę go zaraz.
- Siadaj- wskazałam na deski tarasu.
Usiadł.
- I słuchaj- usiadłam naprzeciw niego- co jej powiedziałeś?
- Powiedziałem, że ją kocham i że chcę, żeby do mnie wróciła.
- Powiedziałeś, że to chcesz?- uniosłam brwi.
- Tak, tak jej powiedziałem. A ona powiedziała, że będzie tak samo jak wcześniej i że nie ma do czego wracać. Powtórzyłam, że tego chcę, a ona się rozpłakała i znowu powiedziała, że mnie nienawidzi.
Westchnęłam ponownie.
- Źle to robisz...
- Co złe robię?!- krzyknął- wszystko, kurwa spierdoliłem!
- Uspokój się, to po pierwsze- skarciłam go wzrokiem- wdech.
- Nie...
- Wdech- podniosłam nieco głos, o on przymknął powieki i dosłownie się trząsł, ale odetchnął nierówno- no. I słuchaj mnie. Zadzwoniłeś do niej, nic nie zepsułeś...
- Jak to nie?
- Nic nie zepsułeś, Liam. Po prostu powiedziałeś w niewłaściwy sposób- wyjaśniła spokojnie.
- Co?- zmarszczył brwi.
- No właśnie- odezwał się Harry.
Przymknęłam powieki.
- Co miał innego powiedzieć? Chciał tylko, żeby wróciła...
- Właśnie o to słowo się rozchodzi- spojrzałam na niego znacząco- on chciał. Żądał tego. Powinien ją o to po poprosić, a nie wyjechać z zachcianki do złamanej wewnętrznie kobiety.
- Powiedziała, że go nienawidzi i mówisz, że jest złamana wewnętrzne?- prychnął kpiąco, krzyżując ręce na torsie. Sam fakt, jak patrzył na mnie z góry.
Pan i władca się znalazł...
- Liam, posłuchaj mnie. Musisz jej pokazać, że jesteś dla niej. Że liczysz się się jej zadaniem, a nie tylko wymagasz, żeby się dostosowała, to tak nie działa.
- Ma koło niej skakać jak idiota? To za chwilę...
- Harry, z łaski swojej sprawdź czy cię nie ma w kuchni, co?- spytałam już zirytowana.
- Tylko mówię co myślę- wzruszył ramieniem.
- Dzwoń do niej- rozkazałam natychmiast.
- Co?- spojrzał na mnie zszokowany- tam jest środek nocy.
- No właśnie. Dzwoń do niej natychmiast- wstałam na równe nogi.
- Na pewno go będzie chwalić, jak ją obudzi.
- Styles, do cholery zamknij się- warknęłam głośno- a ty wyciągaj telefon. Już- powiedziałam i poleciałam pędem do salonu po jakaś kartkę i długopis.
- No dzwoń- wskazałam na niego głową.
- Ale...
- Liam, powiedziałam ci. Największy chuj to taki, który rozkocha w sobie kobietę, nie mając zamiaru jej kochać- syknęłam- więc albo dzwonisz, albo po prostu ci wjebię, bo nie będę tego tolerować- powiedziałam twardo.
- Jaka groźna- usłyszałam za sobą, a no zacisnęłam dłonie w pięści.
- Dzwoń.
Westchnął i wyciągnął telefon, potem wybrał numer.
- Daj na głośnik- powiedziałam cicho, a on pokiwał głową i zrobił co kazałam.
Po pięciu sygnałach odezwał się zasypany głos dziewczyny.
- Tak?
- To ja- odezwał się, a ja chwyciłam za długopis i zaczęłam pisać.
- Liam, przestań...
- Porozmawiaj ze mną- zaczął już napiętym głosem. Pokiwałam szybko palcem i pokazałam mu kartkę.
Zmarszczył brwi, czytając.
- No gadaj- szepnęłam cicho.
- Chciałem cię przeprosić. Nie powinienem tego mówić- przeczytał, a ja stanęłam plecami do niego i pisałam tak, żeby to widział.
- Czego?
- Nie powinienem żądać. Ja nie chcę, żebyś do mnie wróciła. Proszę cię o to.
Uśmiechnęłam się, bo dziewczyna mu nie przerwała, nie odzywała się, a to znaczy, że go słuchała.
- Chodzi o to, że ja nie potrafię bez ciebie żyć. Nie śpię w nocy. Nie umiem. Dlatego dzwonię. Jeśli chcesz, jeśli to jest to czego chcesz, to... ja na ciebie czekam- podsunąłam kolejną kartkę.
Wytrzeszczył oczy, kiedy zobaczył zawartość.
- A-ale, jeśli uznasz, że nie jestem dla ciebie, to...- urwał, zamykając oczy.
- Czytaj- mruknęłam.
- To n-nie mam do ciebie żalu. Zawsze będę cię kochał i zawsze będziesz dla mnie jedyna, ale jeśli ty tego nie chcesz, zrozumiem- głos zaczął mu się łamać- ale wiedz, że będę czekał. Bo cię kocham.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- I jedziesz prosto z serduszka, kochany- odwróciłam się do niego, zakładając ręce pod biustem.
- Nigdy nie spotkałem takiej kobiety jak ty. I przepraszam, że nigdy ci tego nie powiedziałem w taki sposób.
Usłyszałam jakby stłumiony szloch w słuchawce.
- I nie będę cię już denerwował, ale to nie znaczy, że mi nie zależy. Kocham cię i to się nigdy nie zmieni, pamiętaj. U ciebie jest noc, więc... słodkich snów, kochanie.
I dziewczyna zakończyła połączenie.
A on? Zacisnął powieki i odwrócił się do mnie plecami.
- I co?- uśmiałem za sobą głos Harrego- trochę pogadał, zrobił z siebie miękką ciotę i na gówno mu to wszystko- prychnął- nawet mu nie odpowiedziała.
- Jak ty mało wiesz- pokręciłam głową bazsilnie- Liam?- dotknęłam jego ramienia, a on cały taki załamany odwrócił się w moją stronę- na twoim miejscu, kupiłbym nowy garnitur- powiedziałam.
- Co? Czemu?- zapytał zdziwiony.
- No chyba nie chcesz się spotkać ze swoją dziewczyną w starych ciuchach, nie?- uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ale przecież...
- Gwarantuję ci, że właśnie się pakuje i rano wsiada w pierwszy samolot- wzruszyłam ramieniem i weszłam do domu.
*
- Sweety!- usłyszałam głośny krzyk z holu i uśmiechnęłam się pod nosem, kończąc koktajl owocowy.
- Kuchnia!- odkrzyknęłam.
Chwilę później dwójka panów weszła do salonu, a mnie wstrząs jasny przeszedł, kiedy Malik smętnie zdjął marynarkę i rzucił ją na fotel.
Coś się stało.
- Co dobrego?- Niall podszedł do mnie i mocno przytulił- o, dzisiaj dzień dziecka!- ucieszył się.
Yey, naleśniki!
- Znaj mą łaskę- prychnęłam wyjmując talerze- idź się przebierz, za chwilę będzie- dałam mu słodkie buzi w szyję, bo wyżej nie dostanę, jak się dryblas nie pochyli.
- Tak jest- powiedział i pędem wyleciał z kuchni.
- Um, dziękuję.
Trzymajcie mnie.
Nie odwróciłam się, wystarczy, że czułam jego zapach bardziej niż zwykle.
- Z-za co?- mój głos drżał, nie mogłam tego kontrolować, nawet jakbym chciała.
- Za obiad- powiedział, przysięgam, podszedł bliżej- dawno nie jadłem czegoś takiego- przyznał cicho.
Tak, polubił moją kuchnię.
- Nie dziękuj- powiedziałam i otworzyłam szufladę, drżącą dłonią wyjmując sztućce.
I w tej chwili był za blisko!
- Ja...
- Nie dotykaj mnie- syknęłam cicho, odwracając się natychmiast- nie dotykaj mnie- uniosłam ręce, dając mu jasno do zrozumienia, że ma się cofnąć.
Zacisnął wargi i odwrócił się powoli.
- Dziękuję- powtórzył wychodząc.
Z hukiem położyłam widelce na blacie.
Czemu on takiej jest...
- Sweety?- zapytał Niall, wchodząc do kuchni- Dave dzwonił. Za godzinę trening...

Yey, co u was??

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz