III Rozdział 28. 'Miała problemy z agresją'

5.5K 586 57
                                    

Zayn
Wróciła nad ranem. Była dokładne 4:13. Liam i Sophie poszli spać, brunetka miała dosyć i wcale się jej nie dziwię. A że Niall nie chciał słowa powiedzieć, to myślałem, że pierdolca dostanę.
Spojrzałem w stronę drzwi, tak jak Louis i Niall.
Weszła powoli do salonu, buty niosła w ręce, a małą torebkę miała pod pachą.
Wyglądała na zmęczoną.
Podniosła wzrok, który mówił, że zaraz po prostu zaśnie i przetarła twarz dłońmi.
- Ilu?- zapytał, a ona spojrzała na niego i tak samo powoli ruszyła w stronę schodów.
- Dziewięciu- mruknęła cicho i poszła na górę. Potem trzasnęły lekko drzwi do łazienki. Moja ekipa remontowa zdążyła wstawić nowe i naprawić uszkodzoną ścianę i lustro...
Później Niall poszedł na górę. Jak się okazało, poszła spać. Też bym poszedł. Nie chuja nie zasnę...
- Niall, o co w tym chodzi, do jasnej cholery?- zapytałem koniec końców, ogarnięty irytacją.
Usiadł naprzeciwko mnie na kanapie i pochylił się do przodu, opierając łokciem o kolana.
- Słuchajcie- westchnął, przecierając oczy palcami- mówię to wam, bo ufam wam jak swoim- spojrzał na nas zmęczony- więc zachowajcie to dla siebie. Ellayna... Ellayna jako jedna z nas często jest w takiej sytuacji, jakby to ująć...- spojrzał w sufit- no po prostu niektórzy mają ją za dziwkę- westchnął ostentacyjnie.
- Ale jak 'niektórzy'?- zapytał Louis.
- Najprostszy przykład to Thomson. Ten z wyścigów. Ale tam raczej jest spokój, to zasługa Alexa, a to znowu inna historia- pokręcił powoli głową- ale wracając do tematu. My jesteśmy gangiem. Nie wszędzie witają nas z otwartymi ramionami i uśmiechem. Są tacy co nas nienawidzą, gówno wiedzą o ans i o panujących między nami relacjach. Ellayna ma za sobą trudną przeszłość, cholernie dużo poświęciła, żeby być tu, gdzie jest teraz. Ale wiecie jak i jest. Jak ma laska dupę i cycki, w dodatku bandę facetów wokół siebie, to od razu, że dziwka.
Ma rację. Jebane osądy.
- Potrafi być wredna, potrafi być suką, potrafi wjebać niejednemu większemu od siebie, nadać mu od skończonych skurwieli i złamać kutasa. Ale przy tym jest też niesamowicie delikatną i wrażliwą kobietą, której życie nie oszczędzało. Raczej powinienem powiedzieć nie oszczędza- warknął, zaciskając pięść- kiedy dołączyła do nas nie była taka jak teraz. Bała się powiedzieć 'nie' komukolwiek, była swoim przeciwieństwem. Ale miała problemy z agresją. Wtedy jeszcze nieujawnione. To się rozwijało stopniowo, tak jak jej charakter i temperament, bo to dwie różne rzeczy. Uczyliśmy ją nad tym panować i udało się nam praktyczne w całości wywalić z niej tą złość. Ale są sytuacje, kiedy nie daje rady sama ze sobą. Wszystko w niej krzyczy i albo wyładuje złość na sobie, albo na innych.
- Więc gdzie była teraz?- odezwałem się.
- W klubach na obrzeżach.
Co?
- Ona ze strachem i bólem radzi sobie... inaczej, że tak powiem. Płacze dopiero później. Znalazła sobie potencjalnego klienta, zabrała do jakiegoś pokroju- mówił powoli- potem unieszkodliwiła i zostawiła- wzruszył smętnie ramionami.
- Czekaj, czekaj- Louis pokręcił szybko głową- ja dobrze rozumiem? Poszła się zemścić za Stylesa?
- Dokładne- skinął głową- przyłożyła dziewięciu facetom, którzy wzięli ją za łatwą dziwkę, tak jak on. Ona w tym widzi rozwiązanie problemu, ja nie. Nie rozumie, że jej to nie pomaga. Tylko szkodzi- westchnął zmęczony i padł plecami na fotel.
- A... Kim jest ta ona?- zapytałem po chwili.
Nie wiedziałem czego mam się spodziewać w odpowiedzi, ale mam przeczucie, że to był drażliwy temat.
- Mówiła o sobie- powiedział, patrząc na swoje dłonie- czasami sama siebie nienawidzi. Za to co robi. Jak jest w amoku nie kontroluje się. Raz już była taka sytuacja. Zamiast wyładować złość na kimś, lub na czymś, nakierowała ją na siebie. Nigdy tego nie zapomnę. Nigdy.
Miał tak puste spojrzenie, że poczułem niemiłe skurcze w żołądku.
On ją serio kocha.
- Nigdy nie wyobrażałem sobie jak można kogoś kochać i nie być z tym kimś- odezwałem się, zmieniając trochę temat.
- Co?- podniósł wzrok.
- No to co jest między wami. Kochasz ją nad życie, sam mi to powiedziałeś wiele razy. Ale wtedy myślałem, że mówisz o swojej dziewczynie. Ani razu nie użyłeś jej imienia, mówiąc o niej- zmróżyłem oczy.
- Bo dla mnie to Sweety- uśmiechnął się tylko- to co mówiłeś?
- Kochasz ją, ale nie tak, żeby z nią być...
- Nie, nie o to chodzi- pokręcił głową.
- Jak nie o to?- zapytał Louis.
- Ja ją kacham jak najważniejszą dla mnie osobę. Bo nią dla mnie jest. To jest w pewnym sensie sens mojej egzystencji...
- Ty mów po ludzku- przerwał mu Louis.
Znowu.
Spuścił głowę na moment, ale z uśmiechem, a potem spojrzał na nas.
- Ja dla niej żyję- powiedział w końcu- nie wyobrażam sobie mojego życia bez jej udziału w nim. Zrobiłbym wszystko, żeby była szczęśliwa. Zrobiłbym wszystko co by tylko chciała.
- Ale nie kochasz jej jak facet bebkę- zauważył.
- A ja co? Pies- skrzywił się- ale nie, nie kocham jej w ten sposób.
- A gdyby ona cię tak kochała?
Nie przeginaj, Tomlinson.
- Gdyby chciała ze mną być, to bym się z nią ożenił- wzruszył ramieniem, a ja spiąłem się okropnie.
- Przecież powiedziałeś, że nie kochasz jej w ten sposób- zauważyłem.
- Bo nie kocham. Ale jeśli to było by właśnie to, czego ona potrzebuje by być szczęśliwą, dałbym jej to- znów wzruszył ramieniem.
Matko, ale on przy tym spokojny. Ja się trząsłem wewnętrznie.
- Ale stary, przecież mógłbyś się związać z kimś, kogo naprawdę tak kochasz. Byłabyś nieszczęśliwy w takim związku przez resztę...
- Nie byłbym nieszczęśliwy, Louis- przerwał mu z uśmiechem- jeśli ona jest szczęśliwa, ja też jestem. Tak to działa.
- Ale ty to dziwne gadasz- zmarszczył brwi- normalnie jak nie ty- stwierdził, a on zaśmiał się cicho.
- Wiesz... Ktoś mi kiedyś powiedział, z nie sztuką jest być z kimś, ale dla kogoś- podkreślił- jeśli chciałaby być ze mną, nawet bym się nie zastanawiał. Moje uczucia się nie liczą. Liczą się jej uczucia.
- Zrobiłbyś to?
To nie ja zapytałem.
Odwróciłam się w stronę cichego głosu. Stała przy wejściu do salonu, miała na sobie tylko męską koszulkę i obejmowała się ramionami. Wygladala jak małe dziecko. Jak zagubione, małe dziecko.
- Czemu nie śpisz...
- Zrobiłbyś?- powtórzyła uparcie, patrząc mu w oczy.
Westchnął głęboko i wyciągnął rękę. Powoli podeszła do niego, mijając mnie i dziwne niepewnie wysunęła swoją prawą dłoń. Wplotła palce w jego i tak chwile stała, aż w końcu powoli usiadła mu bokiem na kolanach, opierając głową o jego ramię.
Jego wzrok padł na jej lewy nadgarstek. Miała tam ciemnego siniaka.
Zacisnąłem odruchowo szczękę.
- To nic. Mocno mnie chwili, nie zdążyłam zabrać ręki...
- Oni?- syknął, a ona podniosła głowę z jego ramienia- było ich dwóch na raz?
- Trzech- mruknęła dotykając opuszkami palców silnej skóry- ale wszyscy tak samo pijani- spojrzała w jego ciemniejsze tęczówki- co? Chłopaki mnie zgubili, hmm?- uśmiechnęła się lekko, a on otworzył szeroko oczy- wiedziałam- westchnęła i znów oparła się o jego ramię.
- Skąd?- zapytał, patrząc pusto przed siebie, jakby się zastanawiał skąd ona to wie.
- Przecież zawsze mnie pilnujesz, nieważne co byś robił. Spokojnie, napisałam im sms-a, że już jestem w domu, żeby mnie nie szukali do rana- mruknęła- a... co do tego co mówiłeś wcześniej...
- Każde słowo jest czystą prawdą, samą prawdą i tylko prawdą. Nie widzę swojego życia bez ciebie, Sweety. Nowy nie ma.
A ona podniosła głowę i tak patrzyła sobie na jego twarz, wszędzie, tylko nie w oczy. Jakby się nad czymś zastanawiała. Ale w jej niebieskich tęczówkach widziałem coś na kształt niezrozumienia.
W końcu przejechała palcami po jego włosach, zaczesując je do tyłu.
- Musisz iść do fryzjera.
- Ja ciebie też.
*
Wróciłem do domu tylko po to, żeby wziąć prysznic i przebrać się w garnitur. Jak wszedłem do łazienki i odkręciłem wodę w kabinie to tak stałem tam pół godziny, a woda się lała. Nie będę sobie żałował. Zawsze preferowane były przeze mnie szybkie prysznice, ale teraz chyba wolałbym wannę. Ale z Layną.
Sam nie chcę.
*
- Jak mi tu dobrze- westchnęła cicho i przejechała dłonią po mojej klatce piersiowej.
Mnie też było dobrze. Leżeć w wannie, kiedy ona jest obok, to mogę przez wieczność i dzień dłużej.
Po całym dniu pracy i orgazmów mogę wreszcie odpocząć. Chociaż od tego drugiego odpoczywać nie muszę. Wręcz przeciwnie.
Tak sobie leżeliśmy, ona bokiem przy mnie, a ja cóż... Mogłem ją dotknąć dosłownie wszędzie.
- Jutro musimy wracać- powiedziałem cicho i właśnie w tej chwili dotarło do mnie to co powiedziałem. Jutro moje życie z nią się skończy. Nie będę jej miał obok.
- Nie będzie cię...
Nic nie powiedziwła.
- Layna...- podniosłem głowę i wsparłem się na łokciu.
Ona śpi.
- Skarbie... wracaj do mnie- potarłem jej biodro i uśmiechnąłem się, kiedy nie odezwała się słowem.
Jej nie robi różnicy to, gdzie ona zaśnie. Definitywnie nie.
Pokręciłem tylko głową i objąłem ja ramieniem tak, żeby nie zsunęła się do wody, kiedy usiądę. Jakoś wyciągnąłem ją z wanny i łapiąc zębami ręcznik, wyszedłem z łazienki. Rzuciłem ręcznik na łóżko i położyłem ją na nim, potem wróciłem po drugi, którym ją przykryłem. Sam doprowadziłem się do porządku i po zapaleniu lampy po jej stronie łóżka wyszedłem z sypialni.
W kuchni napiłem się wody i wyszedłem na taras zabierając paczkę papierosów. Jak co wieczór. Nie wiedziałem, która godzina, dopiero jak wyciągnąłem telefon z kieszeni dresów dotarło do mnie, że jest po północy.
Ale skoro on nie ma wyczucia czasu, ja też nie będzie miał. Dlatego zaraz po odpaleniu papierosa, wyczekaniu sześciu sygnałów i usłyszeniu jego jęków ogarnęła mnie satysfakcja.
- Czego...- warknął w poduszkę jak mniemam i malsnął.
Nie wnikam.
- Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że poszła spać- wypuściłem dym z ust.
- To dobrze- ziewnął- więc ty też idź spać i pozwól mi też- mruknął sennie.
- Palę.
- Wiem- palnął, jakby to było oczywiste.
Zmarszczyłem brwi.
- Skąd niby?
- Zawsze to robisz zanim pójdziesz spać- wymamrotał niewyraźne- więc idź już spać.
- Idę...
- Ale sam i do innego pokoju, pamiętaj- no to już powiedział w pełni trzeźwy, bo niemal warknął.
- Yhym, dobra- odkaszlnąłem.
- No- znowu malsnął- to branoc.
Ta, branoc.
- Tobie też- westchnąłem, kiedy zakończył rozmowę.
- Jak po spowiedzi?
Odwróciłem się natychmiast.
Stała w drzwiach, opierała się biodrem o futrynę.
Wypuściłem dym, chowając telefon do kieszeni.
- Nie dostanę rozgrzeszenia za to, że z tobą śpię- uśmiechnąłem się i oparłem tyłem o barierkę.
Stąd wszystko widać. Całe miasto. Ja to się umiem ustawić.
Uśmiechnęła się lekko i podeszła do mnie. Objęła na szyję, stając na palcach, a ja objąłem ją wolną ręką.
- To ja ci dam- stwierdziła, całując mnie w szczękę.
*
Zaparkowałem na swoim stałym miejscu pod firmą dokładnie o 6:02. Nie miałem co robić w domu, spać bym i tak nie spał, bo nie ma mowy o zaśnięciu, a tak, zawsze jest co robić.
To prawda, zaniedbałem swoje obowiązki. Ana mówi, że mam na wszystko wyjebane, ale ta pierwsza wersja brzmi lepiej. Ale tak, mam wyjebane.
Usiadłem za biurkiem i pierwsze co rzucilo mi się w oczy to stos papierów na szafce obok. Zwykle jest pusta, bo wszystko robię na bieżąco.
Patrz, co ta miłość to i z człowiekiem...
Widzę właśnie. Niszczy.
Nie. Motywuje do działania. Tylko wasza dwójka jest jakaś dziwnie oporna...
Powiedziała, że nie da mi szansy.
Jak ją znam, już zmieniła zdanie.
Żałuje całej naszej znajomości, w sumie to kogo ja oszukuję? Zawsze mówiłem, że oszukać to mogę innych, siebie nie warto. Czemu się łudzę, że ona...
Bo ci na niej zależy. Chcesz z nią być. Dlatego wmawiasz sobie, że ona coś do ciebie czuje, zamiast po prostu powiedzieć co czujesz ty. Boisz się odrzucenia.
Nie. Już mnie odrzuciła. Nienawidzi mnie.
Mówiłem. No gupi...
Ana weszła do mojego gabinetu przed ósmą i stanęła jak wryta, widząc mnie siedzącego za biurkiem.
- Co ty robisz w pracy?- wywaliła na mnie oczy.
- O ile mi wiadomo, jeszcze jestem szefem- mruknąłem obojętnie, odkładając kolejną kartkę na stos tych już przeze mnie przeczytanych i przeanalizowanych. Był rzecz jasna mniejszy niż ten, gdzie było wszystko, ale robiłem postępy.
- Zayn, nie było cię na poważnie w biurze przez ponad dwa tygodnie, teraz jak gdyby nigdy nic jesteś w nim przed ósmą rano i ja mam wierzyć, że jest wszystko w porządku?- uniosła nieco głos.
- Nie muszę ci się spowiadać ze wszystkiego co robię. Nie jesteś moją matką. Jesteś tylko asystentką.
Powiedziałem i nie patrząc na nią i od razu tego pożałowałem. Podniosłem wzrok przestraszony swoimi własnymi słowami.
A spojrzenie w jej brązowe oczy było dla mnie jak porządny cios w twarz.
- Ana, ja...
Ale ona nie chciała słuchać. Wyszła trzaskając drzwiami.
Schowałem twarz w dłoniach.
To mnie zniszczyło.
Ona mnie zniszczyła.

Gupi??

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz