II Rozdział 32. 'Tobie ciągle mało'

Start from the beginning
                                    

Położyłam obie torby na stolik, kiedy usłyszałam jak rozmawia z jakimś mężczyzną, pewnie z kapitanem

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Położyłam obie torby na stolik, kiedy usłyszałam jak rozmawia z jakimś mężczyzną, pewnie z kapitanem. Chwilę później obaj pojawili się w przedziale.
- Panie Walker, przedstawiam to jest Ellayna Grande- wskazał na mnie, a ja spojrzałam na mężczyznę około pięćdziesiątki- leci w interesach, jak ja- uśmiechnął się lekko.
- Carl Walker- powiedział i skinął głową, podając mi dłoń- mam nadzieję, że lot będzie udany- spojrzał na mnie, potem na Malika w TEN sposób!
Otworzyłam szeroko oczy, a mulat w tylko pokręcił głową wzdychając.
- No panie Walker- spojrzał na niego z politowaniem.
- Nie miej mi za złe, Zayn.
Zayn?!
- Panno Grande, życzę miłego lotu- skinął głową- ufam, że taki będzie- uśmiechnął się i wrócił do kabiny dla pilotów.
Spojrzałam na Malika.
- Wyjaśnisz?- wskazałam głową na drzwi.
- Carl jest pilotem, który lata ze mną od lat. Taki... dobry znajomy- stwierdził i objął mnie talii, przysuwając do siebie.
- Proszę zająć miejsca i zapiąć pasy- odezwał się głos znikąd.
Zaśmiałam się, kiedy odsunął się ode mnie niechętnie, burcząc coś pod nosem. Usiedliśmy w fotelach i po chwili samolot wzbił się w powietrze. Trochę potrzęsło i spokojnie mogliśmy uwolnić się od pasów.
- Malik, przestań, co jeśli...- zaczęłam, kiedy wstałam, a on już się do mnie przykleił.
- Skarbie, jesteśmy sami. Ściany są dźwiękoszczelne- powiedział widząc mój strach- poza tym... nie przywitałaś się ze mną- wymruczał nisko, wsuwając dłonie pod moją białą marynarkę.
- To ty jesteś facetem, Malik- prychnęłam, krzyżując ręce pod biustem- wykaż się- uniosłam kpiąco brew i odwróciłam się do niego plecami.
- Oj uważaj, bo jak ci wyjadę z inicjatywą, to będziesz krzyczeć- powiedział, przyciskając moje biodra do... no do swojego stłamszomego kutasa właśnie. Jęknęłam cicho, zagryzając wargę, a on się przyssał do mojej szyi jak glonojad.
- A kto ostatnio krzyczał- sapnęłam i wygięłam się w tył, a co za tym idzie, moja pupa tak pięknie zgniotła jego przyrodzenie. Ojej! Przykro!
- Layna, bo rzucę cię na tą kanapę i nawet dźwiękoszczelne ściany nie pomogą- warknął, wbijając palce w moje biodra- a wiesz, że mogę to zrobić- powiedział mi do ucha.
- A co, jeśli powiem, że nie chcę?- odwróciłam się do niego- co wtedy?- zapytałam, dotykając jego ust upuszkami palców.
Zadrżałam, kiedy chwycił je w swoją dłoń i delikatnie ucałował.
On mnie tym kupuje!
- Wiesz, że nie zrobiłbym nic wbrew tobie- powiedział i nie puścił moich palców- doskonale o tym wiesz- objął mnie ramionami, opierając czoło o moje.
- Wiem, Zayn- westchnęłam przeciągle.
- Więc...- zaczął- co robimy?- zapytał.
- Szczerze? Okropnie chce mi się spać- przyznałam, patrząc na niego zmęczonym wzrokiem- w nocy nie zmróżyłam oka- ziewnęłam cicho. Uśmiechnął się, kręcąc głową.
- Chodź- objął mnie ramieniem i poprowadził w kierunku dużej, beżowej kanapy. Usiadł, ja obok i od razu oparłam się i jego ramię- nie wolisz się położyć?- zapytał.
- Nie będę się rządzić, poza tym tak mi dobrze- mruknęłam z zamkniętymi oczami.
- To mój samolot, możesz robić co chcesz- powiedział- albo inaczej, masz się mnie słuchać. Kładź się. Już.
- Rozkaz?- uniosłam brwi- a co ja? Pies?- zaśmiał się głęboko, wstał, położył mnie na kanapie i potem umiejscowił moją głowę na swoich kolanach.
- Prześpij się- objął mnie ramieniem.
- A ty co będziesz robił?
- Sprawdzę maile- wyciągnął komórkę z kieszeni.
Cóż, było mi... zadziwiająco dobrze. Nigdy bym nie powiedziała, że będę spać na jego kolanach.
A jednak...
*
- Skarbie, wstawaj- usłyszałam tuż nad sobą- będziemy lądować- poczułam jego oddech na swojej szyi i przewróciłam się na plecy, otwierając niechętnie oczy. Przyglądał mi się, lewy kącik ust miał lekko w górze.
Czemu on się uśmiecha w tak idealny sposób?!
- Spałam przez cały lot?- przyciągnęłam się, a on pokiwał głową- jakoś nie czuję, żeby to coś dało- podniosłam się do siadu.
Czułam jakieś dziwne mrówki w brzuchu. Przerażało mnie to, bo to oznacza, że weszłam na maksymalny poziom stresu, a to niedobrze.
Po wylądowaniu okazało się, za mamy transport. Jakiś gostek w czarnym garniturze podjechał na lotnisko Range Roverem i tak o, dał Malikowi kluczyki. Potem zabrał nasze bagaże, włożył do bagażnika i tyle go widzieli. No poszedł sobie po prostu. Malik otworzył mi drzwi do samochodu i nie powiedział dokąd jedziemy ani nic z tych rzeczy.
Nosz gdzie on mnie wywozi!
- Do hotelu- powiedział, a ja zmarszczyłam brwi, kiedy ruszył- odpowiadam na twoje niezadane pytanie. Jedziemy do hotelu- powiedział.
- Okej- mruknęłam tylko, bo co miałam gadać. Głupio mi było, że się tak za darmo bujam po świecie.
Zaparkowaliśmy pod jakimś cholernie wielkim i zapewne cholernie drogim apartamentowcem, a Malik otworzył mi drzwi jak zawsze. Kilka osób spojrzało na nas dziwnie, ale mój stres przed dzisiejszym dniem był tak duży, że po prostu nie bardzo zwróciłam na to uwagę. Jest po jedenastej. O dwunastej muszę być pod apartamentowcem.
Weszliśmy do lobby, gdzie uderzył we mnie przepych i elegancja. O dziwo to możliwe. Tu to dopiero się lampili na nas, a przynajmniej dopuki Malik nie zgromił ich wzrokiem. Podeszliśmy do recepcji, gdzie brunetka uśmiechnęła się lekko na widok mężczyzny.
- Witam, panie Malik.
Co?
- Dzień dobry, Samantho- skinął formalnie głową.
Co?!
- Pański penthause jest gotowy, proszę, oto klucz.
CO?!
- Dziękuję- powiedział i chwycił srebrną kartę- a, proszę przyjść do mnie, kiedy skończysz zmianę- powiedział, a ona pokiwała głową i wróciła do swych obowiązków.
Co to było?
- Chodź- położył dłoń u dołu moich pleców i poprowadził do windy. Nie odzywałam się, co miałabym powiedzieć.
- To twój apartamentowiec, prawda?- mruknęłam tylko, kiedy jechaliśmy windą na samą górę.
- Zgadza się- skinął głową, patrząc na drzwi puszki, które chwilę później rozsunęły się, ukazując krótki, jasny korytarz, oświetlony przez okrągłe lampy w ścianie. Chwycił moją dłoń, na co się wzdrygnęłam jakoś dziwnie i poprowadził do drzwi. Otworzył je przode mną, a ja cóż... podziwiałam wnętrze. A było co podziwiać, oj było...
Chcę poznać architekta, który to wymyślił.
- Podoba mi się- stwierdziłam, rozglądając się dookoła- bardzo.
- Widywałem lepsze miejsca- stwierdził.
- A tobie ciągle mało, Malik- pokręciłam głową ze śmiechem. Zdziwiłam się widząc swoją walizkę i torbę przy kanapie- skąd to się tu wzięło?- wytrzeszczyłam oczy.
Przecież zostało w samochodzie.
- Kazałem przynieść- wzruszył ramieniem- zawsze się tu zatrzymuję, kiedy jestem w San Francisco.
- I rozumiem, że mam mieszkać tu z tobą- powiedziałam, a on uśmiechnął się pod nosem i podszedł do mnie.
- Dobrze panie rozumie, panno Grande- przyciągnął mnie do siebie za biodra- bardzo dobrze- mruknął.
- Ale Zayn, to nie w porządku- stwierdziłam.
- Co takiego?
- No to, że ty za wszystko płacisz- powiedziałam- czuję się z tym źle, to jakbym na tobie żerwała- spojrzałam na niego, czując się winna.
- Skarbie, w żaden sposób mi to nie przeszkadza- pokręcił głową- mam pieniądze, poza tym za ten penthause nawet nie płacę, bo jest mój. To oni mi płacą.
- Ja wiem, że jesteś trzeci najbogatszy we wszechświecie, ale to nie zmienia faktu, że czuję się źle- skrzyżowałam ręce pod biustem.
- Źle?
- Dokładnie tak- skinęłam głową pewna swoich słów.
- Nie potrzebnie- mruknął nisko, a jego oczy stały się ciemniejsze.
- Jak to?
- Odwdzięczysz się wieczorem.

~*~
Jakieś przypuszczenia co do pobytu?
❤❤❤
PATIX

SAVE ME | Zayn MalikWhere stories live. Discover now