De Beaufortowie

By AnOld-FashionedGal

29.7K 4.7K 18.4K

Tom III De La Roche'ów De Beaufortowie przeżyli już wiele rodzinnych tragedii i zawirowań w otaczającym ich w... More

Przedmowa
Postacie
I. Wiedeńskie spotkania
II. Od dawna wyczekiwany ślub
III. Pomyłka Charlotte
IV. Zaręczynowe perturbacje
V. De Beaufortowie w Wiedniu
VI. Sylfida
VII. W towarzystwie
VIII. Małżeńska kłótnia
IX. Przyjęcie stulecia
X. W operze
XI. Powrót do domu
XII. Bal
XIII. Rozmowy szczere i nieszczere
XIV. Pojedynek
XV. Ważkie sprawy
XVI. Decyzje
XVII. Przyjacielska korespondencja
XVIII. Weselne dzwony
XIX. W Italii
XX. Nowe życie młodej madame Lwowej
XXI. Propozycja
XXII. Małżeńskie chwile w Rzymie
XXIII. Spotkanie
XXIV. Co działo się u rodzeństwa de Beaufortów
XXV. Dwa przyjęcia
XXVI. Namiętność i pasja
XXVII. Porywy uczuć
XXVIII. Teściowie i synowe
XXIX. (Nie)odrzucone oświadczyny
XXX. Koniec małżeńskiej beztroski
XXXI. Dwa wesela
XXXII. Trzy listy
XXXIII. Friedrich w Paryżu
XXXIV. Kaprysy Charlotte
XXXV. Wieczór w doborowym towarzystwie
XXXVI. Zakochani Rosjanie
XXXVII. Decyzja Roberta
XXXVIII. Braterska rozmowa
XXXIX. Gisèle, Aleksander i ten trzeci
XL. Ojcowska troska
XLI. Przełomowe chwile
XLIII. Rozczarowanie panny Gisèle
XLIV. Wyjazd Roberta
XLV. Złośliwy los dotyka kochanków
XLVI. Spory w rodzinie de Beaufortów
XLVII. Rozterki hrabianek de Beaufort
XLVIII. Pauline
XLIX. Małżeńskie spory
L. Aleksander poznaje prawdę
LI. Losy buntowników
LII. Sprawy zerwanych zaręczyn ciąg dalszy
LIII. Jean pojmuje pewne sprawy
LIV. Diane wpada w gniew
LV. Włoskie sprawy
LVI. Konflikty narastają
LVII. Rodzinne swary i czułości
LVIII. Nadmierna troska
LIX. Angielski bal
LX. Zbrodnia
LXI. Propozycja
LXII. Kłopoty
LXIII. Szczęścia i nieszczęścia
LXIV. Sercowe dole i niedole
LXV. Gorzki powrót do domu
LXVI. Diane podejmuje decyzję
LXVII. Konfrontacja
LXVIII. Życiowa klęska
LXIX. Ważne decyzje
LXX. Powroty do domu
Księga druga
I. Po latach
II. Bracia de Beaufort
III. Tajemnica Poli
IV. Decyzja pana Lavatiera
V. Prace nad książką
VI. Próby
VII. Przyjęcie u de Beaufortów
VIII. Wypadki przerażające i (nie)przyjemne
IX. Uczucia dochodzą do głosu
X. Potajemny ślub
XI. Rozmowa z matką
XII. Franciszek zawraca ze złej drogi
XIII. Wszystko zaczyna się dobrze układać
XIV. Kolejne dobre wieści
XV. Zaręczyny
XVI. Koniec końców
Epilog
Ogłoszenie
Podziękowania

XLII. Konsekwencje pamiętnej nocy

364 56 258
By AnOld-FashionedGal

Diane otworzyła oczy i rozejrzała się po pokoju. Zarumieniła się ze wstydu, widząc, że nie znajduje się we własnej sypialni, a w alkowie Friedricha. Odwróciła się i spojrzała na mężczyznę leżącego tuż obok niej. Jego pierś unosiła się spokojnie, a na twarzy malował się uśmiech. 

Westchnęła ciężko. Wczorajsza noc należała do najpiękniejszych w jej życiu i nie żałowała, że poddała się Friedrichowi, lecz z drugiej strony ogarnęły ją ogromne wyrzuty sumienia. 

Kochała Friedricha, ale miłość nie usprawiedliwiała jej grzechu. Popełniła zbrodnię. Grzech śmiertelny. Złamała szóste przykazanie. To, które uważała za jedno z najważniejszych. 

Czuła się źle. Ojciec zawsze mówił jej, że powinna przestrzegać przykazań. Nigdy żadnego nie złamała. Nie wzywała imienia Boga, gdy nie zachodziła taka potrzeba, zawsze poświęcała na modlitwę i rozważania nad Pismem tyle czasu, ile trzeba było, celebrowała Dzień Święty i szanowała rodziców. Inne grzechy nigdy nawet nie przyszłyby jej na myśl. 

A teraz popełniła jeden z tych, które uważała za najgorsze. W dodatku z mężem własnej siostry. Nie zważała przy tym na fakt odrzucenia Friedricha przez Isabelle. Wciąż byli złączeni węzłem małżeńskim, a to liczyło się najbardziej. Gdyby jeszcze Friedrich nie miał żony... Ale nie powinna nad tym gdybać. 

Spojrzała na niego z czułością. Naprawdę go kochała, choć zupełnie inaczej niż Janka, miłością spokojną, rozsądną i pełną troski, wyzbytą tego pożądania i szaleństwa, które ciągnęły ją do Potockiego, choć nie całkowicie. 

Wszystko w Friedrichu było zupełnie inne niż w Janku. Rysy twarzy miał łagodne, oczy i włosy ciemne, a usta lekko zaróżowione. Z jego oblicza promieniowały ogromna troska i spokój. Mogłaby utonąć w głębi jego spojrzenia. Gdyby tylko...

— Dzień dobry, moja śliczna — szepnął nagle, uchylając leniwie powieki. 

Diane uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała na niego czule. Nie chciała, by widział, że jest jej źle. Na pewno poczułby wtedy dojmujący smutek, a dość już miał rozpaczy w życiu.

— Dzień dobry, Friedrichu — powiedziała cichutko.

— Wciąż nie mogę uwierzyć, że mam cię tak blisko... Och, Diane, to niczym najpiękniejszy sen! Tak cię kocham, moja najdroższa! 

Gdy to rzekł, nachylił się do Diane i przycisnął swoje usta do jej. Długie loki kobiety przyjemnie połaskotały go po twarzy. Poczuł, jak ogarnia go gorąco, gdy przycisnęła swoje nagie ciało do jego własnego. Mógłby utonąć w tym uścisku już na zawsze. Dotyk jej skóry wywoływał przyjemne drżenie. Nie chciał jej już nigdy wypuszczać. 

Nagle oderwała się od niego jak oparzona i załkała. 

— Co się stało, Diane? — zapytał ze zdumieniem. — Nie kochasz mnie jednak? Proszę, nie łam mi serca...

— Kocham, ale... — jęknęła, zmieszana. Nie miała pojęcia, jak rzec mu, jakie są jej odczucia, by go nie urazić. Nie chciała wzmagać jego cierpienia. — Nie możemy. Grzeszymy, a ja nie chcę sprzeciwiać się woli Pana. 

— Diane, jeśli nasza miłość nie jest błogosławieństwem od Pana i Go nie raduje, to co by nim mogło być? Nie wierzę w to, że potępi nas za pragnienie szczęścia. 

— A ja nie byłabym tego taka pewna... — westchnęła. — Czy to z miłości, czy nie, popełniliśmy grzech i nie ma na to żadnego usprawiedliwienia. 

— Diane... Jeśli miłość do ciebie jest grzechem, chcę być potępiony na wieki — wyszeptał. 

Czuła, jak jego ciało drży z namiętności. Nie podobało się jej to. Żałowała, że posunęli się tak daleko, że nie powstrzymali swoich cielesnych porywów. Friedrich należał do Isabelle, nie do niej. 

Czuła, jak do jej oczu napływają łzy. Dlaczego nie mogła żyć i cieszyć się swą miłością w spokoju, w Bożej łasce i z przychylnością Pana... Dlaczego musiała zakochać się w nieodpowiednim mężczyźnie?

Nie mogła tu dłużej zostać. Musiała udać się do konfesjonału, by zmyć z siebie grzech, którym okryła swą duszę. Była brudna i potrzebowała oczyszczenia. Nie mogły jej go dać łzy. 

— Przepraszam, Friedrichu... Przepraszam... — jęknęła i wstała z łóżka. 

Zasłoniła się wstydliwie i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Chciała jak najszybciej się ubrać i znaleźć się daleko od mężczyzny. Nie mogli być razem. Nigdy. 

Friedrich skrył głowę w pościeli i nawet na nią nie patrzył. Była mu za to wdzięczna. Nie zniosłaby, gdyby po tym wszystkim jeszcze się jej przyglądał. 

W końcu zawiązała ostatnią tasiemkę sukni i wyszła, nie mogąc już dłużej znieść sytuacji, w której się znalazła. Nie wzięła nawet powozu, lecz przemierzała ulice Paryża w poszukiwaniu kościoła. Chciała do jakiegoś wejść i pozbyć się skazy ze swojej duszy. 

Weszłą do pierwszego, który napotkała, i rozejrzała się w poszukiwaniu spowiednika. W świątyni panował gęsty mrok. Tylko jedna mała świeca przy ołtarzu oświetlała jego wnętrze. Była jak ostatnie światło nadziei dla jej zbłąkanej duszy. 

Gorączkowo rozglądała się za konfesjonałem, mając nadzieję, że w którymś z nich będzie siedział ksiądz. Potrzebowała go bardziej niż powietrza. 

Zaglądała w każdy kąt, lecz nigdzie nie znalazła żadnego spowiednika. Poczuła, jak do oczu napływają jej łzy. Jakim sposobem miała się oczyścić z grzechu, skoro nigdzie nie było kogoś, kto mógłby jej udzielić sakramentu?

Czuła się jak najgorsza grzesznica. Oddała swe ciało temu, do którego nie należało. Tylko Janek miał do niego prawo, żaden inny mężczyzna, chyba że ten, za którego wyszłaby za mąż. Była obrzydliwa. 

Gdy przebyła cały kościół i nie znalazła w nim żadnego księdza, usiadła w ławce i rozpłakała się. Nie mogła już znieść ciężaru swych grzechów. Zbłądziła. Nigdy nie powinna była zawierać znajomości z Friedrichem, a już tym bardziej oddawać mu swego serca. 

Czuła się coraz gorzej. Nie była godna tego świętego miejsca. Jezus patrzący na nią z krzyża i Niepokalana Panienka z Dzieciątkiem przyprawili ją o jeszcze większe wyrzuty sumienia. Złote akcenty w umeblowaniu oślepiły ją. Nie mogła dłużej tu przebywać. Zdawało się jej, że stoi sama na Sądzie Ostatecznym, a surowy Pan karze ją za jej grzechy. 

Wybiegła z kościoła i popędziła do domu. Ledwo łapała oddech, lecz nie chciała spocząć. Zdawało się jej, że coś ją goni, jakiś szatan albo inny czart, który pragnie ją zaciągnąć do piekła. 

Gdy dobiegła do domu, miała wrażenie, że zaraz wypluje z siebie płuca. Nie chciała pokazać się przed rodzicami w takim stanie. Czuła, że nie była tego godna. Oni zawsze byli dobrzy, a ona tak ich zawiodła. 

— Diane, czy to ty? — Usłyszała głos Camille. — Gdzie się znowu włóczyłaś? Nie wstyd ci tak chodzić po nocy Bóg wie gdzie?

— Wybacz, maman... — jęknęła. — Bardzo źle się czuję. Proszę, nie dręcz mnie. Mam dość. Nie zejdę do was na razie, muszę się położyć. 

— Dobrze... 

To usłyszawszy, pobiegła do swojego pokoju i tam padła na łóżko. Dlaczego ksiądz nie mógł siedzieć w konfesjonale? Dlaczego nie mógł jej udzielić sakramentu? Przez całe życie tak bardzo nie potrzebowała spowiedzi jak w tej chwili. 

Chciała się rozebrać, lecz nie miała sił. Leżała więc tylko z nosem w pościeli i szlochała. Czuła się jak najgorsza grzesznica spod latarni, jak kobieta upadła, nawet mimo tego że ona zgrzeszyła z miłości. Była taka sama jak te kobiety. 

Leżała tak bez życia przez cały dzień, nie mogąc pogodzić się ze swym uczynkiem. Matka raz zapytała ją, czy zamierza w końcu do nich zejść, lecz Diane odpowiedziała przecząco. Nie chciała teraz pokazywać się rodzinie. Nie zasługiwała na to, by ich widzieć. Oni byli dobrymi, przykładnymi chrześcijanami, a nie takimi okropnymi zbrodniarzami jak ona. Nie mogła spojrzeć na ojca, który miał tak dobrotliwe oblicze, na matkę czy rodzeństwo, wciąż jeszcze niewinne. 

Wtem do jej pokoju wszedł Robert. Zdumiała się, bowiem miał w zwyczaju pukać. Schowała głowę w poduszki i jęknęła. Nie chciała go widzieć. On miał najczystszą duszyczkę z nich wszystkich i nie powinien na nią patrzeć. 

— Diane. Chcę wiedzieć, co się stało, że do nas nie schodzisz. Wyglądasz okropnie, siostrzyczko... Dlaczego masz takie zaczerwienione oczy? Do tego jesteś blada jak papier...

Westchnęła. Nie chciała mu o wszystkim mówić, lecz po chwili pomyślała, że rozmowa z bratem mogłaby być doskonałym lekarstwem na zło tego dnia. Był zawsze tak dobry i czuły, a do tego miał zostać kapłanem. Wiedziała, że by jej nie ocenił, do tego czułaby się trochę, jakby spowiadała się przed prawdziwym księdzem. Tylko jemu mogła zawierzyć swoje zmartwienia. 

Podniosła się i spojrzała na brata. Ten pojął, co miała na myśli, i usiadł obok niej. Przytuliła się do jego ramienia i zaszlochała. Nie mogła już znieść tego wszystkiego. Bliskość brata sprawiła, że nieco się uspokoiła. W końcu nie była sama. 

— Jeśli nie chcesz, nie musisz mi mówić, dlaczego płaczesz... — zaczął łagodnie Robert — ale wolałbym, byś mi o wszystkim powiedziała. 

— A nie będziesz mnie oceniał? Nie spojrzysz na mnie krzywo, jeśli ci powiem, jak straszną rzecz uczyniłam?

— Nie, Diane. Nie taka jest moja rola. 

Kobieta odetchnęła. Wiedziała, że zawsze może liczyć na młodszego brata. Wiedziała, że wyznanie mu prawdy będzie trudne, lecz da jej ulgę. 

Spojrzała na niego z wahaniem i jęknęła. Robert spojrzał na nią ośmielająco i ujął jej dłoń. 

— Śmiało, kochanie. Mnie możesz powiedzieć o wszystkim. 

— Dobrze... — Diane wciąż patrzyła na niego niepewnie, lecz powoli się opanowywała. Wyznanie prawdy było jej potrzebne. — Widzisz, kiedy byliśmy z maman i Alexem w Wiedniu, ja i mąż Belle bardzo się do siebie zbliżyliśmy. On jest takim dobrym, czułym, wrażliwym młodzieńcem, a Belle traktuje go jak śmiecia...

— Zakochałaś się w nim? — Spojrzał na nią przenikliwie. 

Diane skinęła mu głową. Brakowało jej siły moralnej, by się do wszystkiego przyznać. Miała nadzieję, że Robert sam odgadnie resztę historii, lecz on tylko siedział i się w nią wpatrywał. 

— Moja droga, mów... Będzie ci lżej, kiedy to wszystko z siebie zrzucisz, siostrzyczko.

— A więc... — podjęła po krótkiej chwili. Czuła, jak coraz bardziej ściska ją w gardle. Gdyby tylko mogła mu wszystko wyznać bez tego palącego bólu! — On też się we mnie zakochał, zupełnie nieoczekiwanie. Żadne z nas nie chciało tego uczucia, ale skoro już przyszło... Wczoraj znów do niego poszłam. Wyznał mi, co do mnie czuje... A potem... Robercie, sam się domyśl... Tak bardzo żałuję... Jestem taką złą, zepsutą do cna kobietą... Czy Bóg mnie za to potępi?

Robert westchnął ciężko i spojrzał na zapłakaną twarzyczkę siostry. Trudno mu było uwierzyć w jej słowa. Jego słodka Diane, którą tak podziwiał, dopuściła się tak potwornego grzechu?

Nie mógł jednak jej oceniać. Była tylko kobietą, na którą czekało mnóstwo pokus w tym świecie. Nie dziwił się jej, że uległa, skoro istotnie pokochała Friedricha. 

— Nie, Diane, bo szczerze żałujesz, a to najważniejsze. Będziesz musiała odpokutować, oczywiście, ale to nie przekreśla twych szans na zbawienie. Ludzie czynią gorsze rzeczy, a Pan im przebacza. Spójrz na Barabasza. On popełnił dużo więcej grzechów niż ty, a Chrystus i tak go zbawił. Pamiętasz, co powiedział Jezus? „Idź i nie grzesz więcej". Więc ja powtarzam ci jego słowa. Jeśli tak uczynisz, Pan cię nie ukarze tak, jak wtedy, gdybyś czyniła to codziennie. Bo przecież to było jednorazowe, prawda?

— Tak — wyszeptała. — Nie mam zamiaru tego powtarzać, tak źle się czuję. Co pomyślałby o mnie Jean? On tak mnie kochał, a ja zdradziłam jego pamięć... Nienawidzę się za to. 

— Nie mów tak. Jean na pewno nie miałby nic przeciwko temu, że po jego śmierci znalazłaś kogoś, kto ci go zastępuje. Na pewno chciałby twego szczęścia, a skoro Friedrich ci je daje... 

Diane uśmiechnęła się blado do brata. Jego słowa sprawiły, że poczuła się nieco lżej, jakby kajdany skuwającego ją grzechu opadły z jej kostek i nadgarstków. Wciąż plamił on jej duszę, lecz nie była to skaza tak ogromna, jak jeszcze przed chwilą. Chociaż wyrzuty sumienia wciąż były ogromne, nie czuła się już tak źle. 

— Dziękuję ci, braciszku. Będziesz wspaniałym księdzem...

Friedrich przez cały dzień błąkał się po domu, nie wiedząc, co uczynić. Z jednej strony był ogromnie rozradowany. Diane w końcu przyznała, że i ona coś do niego czuje. W końcu doszło między nimi do czegoś więcej. Może nawet uczynili zbyt wiele... Ale nie żałował. Kochał ją i chciał mieć ją przy sobie już zawsze.

Podobało mu się nie tylko jej ciało, choć było przepiękne, ale i charakter. Ubóstwiał jej delikatność, czułość i dobroć. O siebie troszczyła się na końcu. Wcześniej były dzieci, bliscy krewni, a nawet żebracy. Pamiętał biedną kobietę, której Diane pomogła znaleźć pracę. Podziwiał ją za to.

Jej uroda tylko dopełniała tego obrazu. Delikatne rysy twarzy były tak piękne, jakby ktoś wyrzeźbił je w czystym, białym marmurze. Gęste, ciemne loki przywodziły mu na myśl miękki jedwab, a delikatne różowe usteczka płatki róż. Wciąż odtwarzał w pamięci chwilę, w której je całował. Pragnął uczynić to jeszcze raz i jeszcze raz. Mógłby się od niej nie odrywać.

Wiedział, że to, co zrobili, było strasznym grzechem, lecz nie obchodziło go to. Dlaczego przez błąd rodziców miał cierpieć do końca życia? Nie chciał tego małżeństwa i nigdy nie wyraził na nie zgody, nie czuł się więc zobowiązany do przestrzegania przysięgi, którą złożył Belle, zwłaszcza, że ona złamała ją jako pierwsza.

Pragnął szczęścia i zamierzał je osiągnąć, nieważne, czy z bożym błogosławieństwem, czy nie. Mógł się nawet wyrzec Boga, jeśli to mogło mu zapewnić szczęście.

Gdyby nie dzieci, od razu pobiegł by do Diane i porwał ją gdzieś daleko. Musiał jednak zważać na ich dobro, bo one nie zasłużyły na to, by cierpieć z jego powodu, zwłaszcza, że już matka przyczyniła się do ich mąk.

Musiał uczynić coś, by Diane została z nim na zawsze. Nikt w Paryżu go nie znał, mógł więc podać się za wdowca bez większych wyrzutów sumienia. Diane jako wdowa mogła swobodnie dysponować swoim życiem. Czy nie mogli więc wyjechać, by powrócić do Paryża po jakimś czasie i rzec wszystkim, że wzięli cichy ślub, z dala od miejskiego zgiełku? Żyliby razem jak małżeństwo i nikt nawet by się nie zorientował, że to wszystko było tylko mistyfikacją.

Potrzebował jedynie zgody Diane. Musiał do niej jak najszybciej pójść. Gdy przypominał sobie, jak potraktowała go z samego rana, łamało mu się serce. Nie chciał, by się tak zachowywała, zwłaszcza, że oboje darzyli się miłością. Musieli być razem. Wiedział, że inaczej uschnie z rozpaczy.

W końcu postanowił, że uda się do de Beaufortów jeszcze tego samego wieczoru. Musiał pomówić z Diane jak najszybciej. Obawiał się, że po tej całej sytuacji kobieta zerwie ich znajomość, a to byłoby jeszcze gorsze, niż gdyby mieli pozostać tylko przyjaciółmi. Sama jej obecność byłaby dla niego największym szczęściem.

Gdy wszedł do de Beaufortów, teściowa posłała mu nieprzychylne spojrzenie, jakby była Meduzą pragnącą zamienić go w kamień. Zastanawiał się, czy czegoś nie podejrzewała. Może domyśliła się, że do czegoś między nimi doszło? Zwłaszcza że Diane nie zachowywała się normalnie. Musiał wszystkiego się dowiedzieć.

Zastał ukochaną w jej pokoju. Zdumiał się, widząc, że zajmowała sypialnię urządzoną tak, jakby wciąż była jeszcze małą dziewczynką. Widział, że tuliła do siebie starą lalkę.

— Diane? — szepnął. — Dobrze się czujesz?

— Nie. Idź stąd — wyjąkała.

— Nie. Chcę z tobą pomówić. To konieczne, Diane. Wybacz mi, błagam. Źle postąpiłem, nakłaniając cię do... Dobrze wiemy... Ale gdybyś sama tego nie chciała, nigdy bym tego nie uczynił.

— Tak, chciałam tego, ale teraz żałuję...

— Wiem o tym. Ja nie żałuję ze względu na siebie, ale na ciebie. Gdybym wiedział, że tak zareagujesz... Nigdy bym nie dopuścił do takiej sytuacji. Kocham cię i pragnę twego szczęścia. Proszę, nie odpychaj mnie. Już nigdy więcej tego nie zrobię... — Spojrzał na nią błagalnie i przyklęknął przy jej łóżku, po czym ujął jej dłoń.

Diane spojrzała na niego spod przymkniętych powiek. Przypominał jej skruszonego grzesznika błagającego o wybaczenie, nie zatwardziałego cynika dumnego ze swego złego postępku. Uśmiechnęła się blado. To w nim kochała. Nawet jeśli uczynił coś, czego nie powinien był robić, przepraszał.

Pozwoliła, by gładził delikatnie jej palce. Jego pełen czułości dotyk sprawiał, że czuła się wyjątkowo. Naprawdę ją kochał.

Dlaczego życie było tak niesprawiedliwe? Odebrano jej jednego mężczyznę, którego kochała, a drugiego nie mogła mieć, bo był już mężem innej.

Dlaczego rodzice musieli zmusić Friedricha do małżeństwa z Belle? Nie chciał przecież, by została jego żoną. Nienawidzili się i nigdy nie powinni stawać przed ołtarzem.

Czy przysięga była nieważna, skoro złożyli ją niejako pod przymusem, zupełnie nieszczerze? Uważała, że nie powinno tak być, skoro już przy zawieraniu małżeństwa narzeczeni wiedzieli, że ich związek nie przetrwa. Gdyby tak...

— Friedrichu, czy nie da się jakoś rozwiązać tego małżeństwa? — zapytała, patrząc mu w oczy. — Czy ono nie jest nieważne?

— Dlaczego miałoby być nieważne, Diane? Zostało skonsumowane, już po wszystkim. O ile Belle niczego nie zataiła, raczej nie ma ku temu żadnych powodów. A teraz wyjechała Bóg wie gdzie i nie ma z nią żadnego kontaktu. A jest potrzebna, by to wszystko przeprowadzić.

— Och... Wyszłabym za ciebie i w tej chwili, gdybyś tylko był wolny... A tak... Sama nie wiem, co czynić... Pragnę być szczęśliwa, ale nie chcę sprzeciwiać się Bogu. To się nie godzi. Powinnam być Mu wdzięczna za otrzymane dary, za moje dzieci, i wypełniać Jego przykazania.

— A nie myślałaś kiedyś, że Bóg wcale nie jest dobrym ojcem, skoro zabrał ci męża, którego tak kochałaś? Że wcale nie jesteś Mu winna posłuszeństwo, skoro zniszczył ci życie?

— Friedrichu, nie mów tak! — obruszyła się Diane, podnosząc się z łóżka.

Jego słowa tak ją przeraziły, że ledwo oddychała. Jak mógł mówić tak o Panu? Dlaczego? Przecież nie było lepszego Ojca niż On, który tak dbał o Swoje dzieci. Friedricha musiał opętać ten sam szatan, który sprawił, że wspólnie zgrzeszyli.

— Dlaczego? Gdyby istotnie był tak miłosierny, ja nie zostałbym nigdy mężem Belle, a twój Jean wciąż by tu był. Skoro tak ciężko doświadczył nas oboje, możemy teraz zbuntować się przeciw jego regułom.

— Nie, tylko byśmy się tym pogrążyli. Każdy ma do niesienia swój krzyż. Tobie przeznaczono małżeństwo z Belle, mnie śmierć Jeana... Nie możemy nic z tym zrobić, jedynie nieść go cierpliwie i znosić wszystkie cierpienia. Za to Pan wynagrodzi nas kiedyś w Niebie.

— A co, jeśli to wszystko kłamstwo? Jeśli wcale nie ma żadnego Boga i Nieba, jeśli nie istnieje życie po śmierci. Czy w dniu, w którym nadejdzie koniec, będziesz myśleć o tym, że zachowałaś się tak, jak trzeba było, odrzucając moją miłość, czy może będziesz żałować, że się ze mną nie związałaś? Co jeśli okaże się, że po śmierci jest tylko pustka, a ty nie wykorzystałaś jedynej szansy na szczęście? Kto da ci gwarancję, że w istocie wyrzeczenie się naszego uczucia da ci zbawienie?

Diane poczuła, jak wstępuje w nią gniew. Podniosła się z łóżka i spojrzała na niego wściekle. Miała wrażenie, że złość zaraz rozerwie jej trzewia.

Stanęła przed Friedrichem i spojrzała mu w oczy. Dostrzegła w nich złość i niepohamowaną namiętność. Jej błyszczały tak samo.

— Wstąpił w ciebie jakiś diabeł. Nie będziemy tak rozmawiać. Wynoś się stąd, póki nie otrzeźwiejesz — wycedziła przez zęby.

— Nigdzie nie wyjdę. Wiem, że mnie kochasz. Unieszczęśliwisz nas oboje, wyrzekając się tego uczucia, a ja nie chcę trwać w rozpaczy przez resztę mych dni. Proszę, Diane... Nie męcz mnie dłużej... — jęknął rozpaczliwie.

Położył dłonie na jej policzkach i przycisnął ją do siebie. Jego usta wpiły się w jej wargi z pasją i desperacją. W każdym jego ruchu dało się wyczuć ogromną miłość, zarówno w tym, jak całował, jak i w jego dłoniach przesuwających po jej włosach. Całą sobą czuła, że ją kochał.

Ale czy to nie było za mało, by sprzeciwić się Ojcu? By wywołać skandal i zhańbić dobre imię rodziny? Żaden de Beaufort nie wywołał jeszcze nigdy publicznego zgorszenia. Ona nie mogła być pierwsza.

Oderwała się od niego i opadła na łóżko. Z jej klatki piersiowej wyrwał się szloch. Spojrzała na szmacianą lalkę podarowaną jej niegdyś przez Antoinette. Dlaczego znów nie mogła być małą dziewczynką? Wtedy życie zdawało się prostsze. Musiała troskać się jedynie o to, by zachowywać się tak, jak przystało na hrabiankę de Beaufort, i nie sprzeciwiać się rodzicom. Całe dnie spędzała na nauce nowych rzeczy, zabawie i lekturze powieści. Nie szlochała co noc z tęsknoty za mężem, nie martwiła się, co będzie kiedyś z jej dziećmi, i nie zastanawiała się, czy powinna sprzeciwić się Bogu i sięgnąć po szczęście, czy trwać w żalu przez resztę życia.

Poczuła, jak Friedrich otacza ją ramionami. Chciała się do niego uśmiechnąć, rzec mu, jak bardzo go kocha, że dałaby mu wszystko, włącznie z samą sobą, gdyby tylko mogła, ale nie miała już sił.

Przycisnął ją do piersi i gładził czule po głowie. Sprawiało to, że czuła się bezpiecznie. Naprawdę go kochała. Tylko co miała uczynić?

— Diane, wybacz mi... Przepraszam za to, co powiedziałem. Nie wychowano mnie w tak mocnej wierze, jak ciebie, dlatego skoro wszystko wokół mnie się wali, jestem gotów ją odrzucić. Ale rozumiem, co tobą kieruje... Twoi rodzice są bardzo wierzący, więc ty też... To naturalne. Och... Tak mi głupio, że wyrzekłem te słowa w twojej obecności, skoro wiem, jak zapatrujesz się na kwestie wiary...

— Nic już nie mów — odparła mu Diane. — To chwilowe szaleństwo, które na całe szczęście już minęło. Obiecaj mi, że nie będziemy już wracać do tego, co stało się w nocy, że będziemy zachowywać się jak dawniej. Nikt wtedy nie nabierze podejrzeń, że do czegoś między nami doszło. Nie chcę zrywać tej znajomości, bo cię kocham, ale nie możemy też afiszować się z uczuciem, które nas łączy.

— Czy pozwolisz mi na pocałunki, kiedy nikt nie będzie patrzył? Nie proszę o nic więcej, bo też nie mam na co liczyć...

— Dobrze, dobrze... — jęknęła. — Ale teraz już idź...

— Kocham cię... — szepnął i wyszedł.

— Ja ciebie też... — odparła, kiedy już zniknął za drzwiami. — Nawet nie wiesz, jak bardzo...


W tym tygodniu będzie tylko ten jeden rozdział, bo muszę ogarnąć w końcu Gruszę <3 Za to jest długi! Zapraszam Was też do mojej najnowszej pracy, czyli Dębowego lasu, który cudownie mi się pisze. O dziwo, nikt tam nie umiera i jest relatywnie mało nieszczęść...

Continue Reading

You'll Also Like

20.5K 709 11
A co gdyby Vince miał wpadke w wieku 18 lat? Co gdyby urodziła mu sie córeczka o imieniu Hailie? historia w pełni zmyślona tylko postacie są z pierwo...
54.9K 2K 60
Ja tylko tłumacze! Usunięto mi poprzednie konto więc publikuję całość od nowa Opis: Odrodziłam się jako łotr w powieści, którą przeczytałam, Jubelli...
45.5K 570 56
- Słynny raper znany jako Jan-Rapowanie został widziany w Mc'Donald's parę minut temu z jakąś dziewczyną. Nie znamy jej imienia ale wiemy ze zdjęć ze...
333K 11.1K 96
Kochająca sport, w szczególności piłkę nożną młoda, zwariowana dziewczyna marząca o zawodzie związanym z jej pasją a swoją przyszłość widząca tylko i...