XXXIX. Gisèle, Aleksander i ten trzeci

377 57 308
                                    

Gisèle przyglądała się z boku swarom między Charlotte i Andrzejem oraz rozkwitającej sympatii między Diane a Friedrichem i coraz bardziej smutniała. Doszła do wniosku, że jej życie było nudne i bezużyteczne. Nie miała nikogo, dla kogo mogłaby się starać, kogo kochać, z kim kłócić. 

Oprócz Aleksandra...

Nie miała jednak pewności, czy w istocie go kochała. Jak rzekła kiedyś siostrze, uważała wychodzenie za pierwszego mężczyznę, jakiego się poznało, za głupotę. 

Aleksander co prawda był ogromnie uroczym młodzieńcem, który potrafił ją rozbawić, do tego przystojnym, ale nie znała innych mężczyzn, którzy mogliby jej pokazać inną stronę życia. A tego właśnie potrzebowała — spojrzenia na świat z perspektywy kogoś innego, kto zdołałby ją sobą zainteresować. Dopiero wtedy mogłaby jednoznacznie stwierdzić, czy zamierza wyjść za Saszę, czy jednak może należy poszukać innego kandydata. Musiała więc czekać, aż pozna nowego kawalera, na razie jednak takiego nie było na horyzoncie. 

Któregoś popołudnia, które spędzała na słodkim lenistwie, oznajmiono jej przybycie Aleksandra. Ucieszyła się na jego wizytę. Szybko poprawiła fryzurę, nie chcąc, by widział ją w nieładzie, strzepnęła kurz z sukni i z dumnie uniesioną głową ruszyła do małej bawialni, w której młode pokolenie de Beaufortów zwykło przyjmować swych gości. W zwiewnej, różowej kreacji prezentowała się naprawdę urodziwie, nawet mimo skromnego fasonu. 

Wielkie było zdumienie dziewczęcia, gdy prócz Aleksandra zastała w bawialni Friedricha i Diane. Gawędzili we trójkę radośnie, śmiejąc się i żartując. Oczy jej siostry błyszczały szczęściem. Widziała, jak trzyma dłoń na kolanie Friedricha, który czule obejmuje małą rączkę ukochanej. Cieszyła się, że siostra już nie trwała w żałobie. 

Gisèle uśmiechnęła się na ich widok i podeszła do krewnych. Aleksander wydał z siebie pełen zadowolenia krzyk i dopadł do dziewczyny. 

— Gigi! Przyniosłem nuty! Napisałem dla ciebie balet! — radował się, łapiąc jej dłonie. 

— Balet? — zdumiała się. 

Jej ciało przeszył przyjemny dreszcz. Aleksander napisał balet na jej cześć. Takiego zaszczytu nie dostępowały nawet największe tancerki. A ona, mała Gigi, która nie rozpoczęła kariery, już została uhonorowana w tak wspaniały sposób. 

— Tak, balet. Twoja siostra pomogła mi ułożyć fabułę, ma świetne pomysły!

— Och, Diane! I nie powiedziałaś mi przez ten czas ani słówka! — Spojrzała na siostrę z wyrzutem. 

— Umiem dochować tajemnicy, zwłaszcza, jeśli zawierza mi ją bliski przyjaciel. — Uśmiechnęła się. 

— O czym więc opowiada?

— To historia królowej nimf wodnych, która zakochuje się w śmiertelniku. Wpadł on przez przypadek do zamieszkiwanego przez nią jeziorka i cóż... Przepadł, urzeczony jej urokiem. Ale bogowie nie chcą się na to zgodzić i skazują kochanka na wieczną tułaczkę po świecie. Królowa wybiera się na poszukiwania ukochanego, lecz umiera z braku wody. Lubię wymyślać takie legendy, to wspaniałe oderwanie od problemów... — Diane spłonęła rumieńcem. 

— Piękne... Ale takie smutne! — zapłakała Gigi.

— Bierz buty i zrobimy próbę — zarządził Gruszecki. — Mamy akurat pianistę, ja będę grał na skrzypcach, a Diane może wziąć gitarę, chyba umiesz coś grać, prawda?

— Troszkę... 

— No to postanowione! Do pokoju muzycznego!  

Udali się więc wspólnie do saloniku, w którym de Beaufortowie zwykli muzykować. W praktyce używały go jedynie siostry oraz Robert, bowiem pozostali synowie nie lubowali się w muzyce, stąd też pokoik urządzono bardzo kobieco. Jego ściany wyłożono tapetami w różyczki, w oknie zaś zawieszono różowe, muślinowe firanki. Biały fortepian ze złotymi zdobieniami pysznił się pod ścianą, na której zawieszono portret Diane i Lottie stojących przy instrumencie, namalowany przez Hugona, gdy siostry miały ledwo dwanaście i czternaście lat. 

De BeaufortowieWhere stories live. Discover now