VI. Sylfida

369 68 233
                                    

Jean, chcąc jakoś zatuszować kłótnię córki z narzeczonym, postanowił zaprosić d'Arrasów na balet. „Sylfida", na którą zamierzali się wybrać, miała premierę kilka miesięcy wcześniej, właśnie w paryskiej operze. W głównej roli występowała wielka tancerka Maria Taglioni, choreografię zaś przygotował jej ojciec, Filippo.

Prócz księcia Érica, jego żony i syna oraz Jeana i Charlotte do opery udali się również André, mający wspierać siostrę duchowo, i Giséle, która od premiery usilnie błagała ojca, by zabrał ją na spektakl.

Charlotte uwielbiała chodzić do opery, jednak gmach La Salle de Pelletier zbytnio przypominał jej o Andrzeju. Wciąż pamiętała, gdy razem z ojcem i hrabiną Lwową wybrali się na „Wilhelma Tella" Rossiniego. Pragnęła, by znów siedział obok niej, przelotnie muskał jej dłoń i całował ją w trakcie antraktu.

Dziś jednak jej towarzyszem miał być Raymond d'Arras, wiecznie niezadowolony, nadęty bufon, który został jej narzeczonym jedynie z chęci zemsty na Lwowie. Pocieszała się tym, że miejsce obok niej na pewno zajmie André, który był jej najbliższym z braci. On na pewno poprawi jej humor.

D'Arrasowie zostali zaproszeni do loży de Beaufortów, by mogli wspólnie podziwiać przedstawienie. Niezbyt podobało się to średniej z panien de Beaufort, wiedziała jednak, że ojciec nie miał wyboru. Charlotte zajęła miejsce obok brata i wstrzymała oddech, mając nadzieję, że Raymond zostawi ją w spokoju i nie usiądzie obok niej.

Młodzieniec posłał jej skwaszone spojrzenie i zajął miejsce obok ojca, na samym brzegu loży. Charlotte uśmiechnęła się do siebie na taki obrót spraw. Nie będzie musiała znosić jego okropnych zalotów. Mogła się w spokoju rozkoszować sztuką.

Kurtyna rozsunęła się, ukazując dekoracje przedstawiające wnętrze szkockiej chaty. Na środku w wielkim fotelu siedział tancerz odgrywający rolę Jamesa. Gigi, która siedziała między ojcem a bratem, wpatrywała się w scenę z szeroko otwartymi oczyma. Uwielbiała oglądać balety i skrycie marzyła o tym, że sama kiedyś w jakimś wystąpi. 

Gdy na scenie pojawiła się Maria Taglioni spowita w białą, rozkloszowaną u dołu suknię Sylfidy spowijającą jej ciało niczym delikatna mgiełka, dziewczyna przepadła. Była w stanie uwierzyć, że tancerka naprawdę pochodziła z innego świata. Mogłaby nigdy nie wychodzić z opery. Chciała pozostać w świecie tańca i muzyki na zawsze. Jej rodzeństwo jednak nie było tak zachwycone.

— Jak się czujesz, Lottie? — szepnął do niej André.

W przeciwieństwie do młodszej siostry, jego balet nie interesował ani trochę. Przyszedł tu tylko po to, by wspierać Lottie. Od początku był przeciwny małżeństwu siostry. Miał nadzieję, że zaręczyny z Raymondem zostaną rychło zerwane, a Charlotte wyjdzie za kogoś, kto naprawdę ją kochał i będzie o nią dbał.  

— Jest dobrze. Myślałam, że Raymond usiądzie obok mnie, ale na szczęście tego nie uczynił... 

— Dalej przypomina ci się ten Rosjanin?

Charlotte spłonęła rumieńcem. Nie chciała przyznawać się bratu, że rzeczywiście wciąż rozpamiętywała chwilę, gdy Andrzej schował się z nią w najciemniejszym kącie loży i pocałował ją. Później już nigdy tego nie powtórzył, dlatego też ten moment był jej najcenniejszym wspomnieniem. 

— Tak... — odparła, cała czerwona. 

Brat zaśmiał się gromko.

— No ładnie, siostrzyczko, ciekawe, co by powiedział twój narzeczony, gdyby się dowiedział! 

— Cicho! — Lottie spojrzała na niego z gniewem. — Jeszcze usłyszy.

— Nie krzyczcie tak, bo nie mogę rozkoszować się pięknem tańca panny Taglioni! — ofuknęła ich Gigi, przywracając starsze rodzeństwo do porządku. 

De BeaufortowieOnde histórias criam vida. Descubra agora