XIV. Kolejne dobre wieści

150 34 102
                                    

Przebywanie z Victorie stało się dla Alexandre'a codziennością. Spędzał z nią teraz długie godziny, gdy dzieci poszły spać, a Irène udawała się jeszcze na przyjęcia. Alexandre lubił brylować w towarzystwie, ale w ostatnim czasie dużo bardziej podobało mu się przesiadywanie z Victorie. Lata spędzone wśród elity nie dały mu tyle ciepła i radości co ta godzina czy dwie wieczorem, gdy mógł rozmawiać z uroczą guwernantką. 

Nie mówili o ważkich sprawach, jak polityka, historia czy napięcia społeczne. One nigdy zbytnio nie interesowały Alexandre'a, a w towarzystwie potrafił głośno ziewać, gdy o nich rozmawiano. Uważał zresztą, że te konkretne tematy powodują zbyt duże rozdźwięki między ludźmi. On zazwyczaj opowiadał Victorie o tym, co go trapi, o możliwej śmierci matki, kłopotach z dziećmi i rozpaczy ojca. Czasem mówił też o przeszłości, o tym, jakie wychowanie otrzymał jako hrabiowski syn i o wspaniałości Szampanii. Victorie w zamian opowiadała mu radosne historie ze swojego spędzonego na wsi dzieciństwa. 

— Moja maman zmarła krótko po porodzie, ale papa robił wszystko, bym była jak najszczęśliwsza... — westchnęła któregoś razu. 

— To musiało być okropne, nie mieć matki. 

— Wydaje mi się, że zapewne coś straciłam, ale nie odczułam tak dotkliwie jej braku. To inaczej, kiedy matki nie ma od zawsze. Pan zapewne będzie bardzo cierpiał, jeśli dojdzie do najgorszego, bo jest pan bardzo mocno związany z madame la comtesse, ale ja... Może to zabrzmi bezdusznie, zresztą mam z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia, ale nie tęskniłam nigdy za matką. Nie znałam jej, więc nie było za czym, a papa naprawdę się starał. Wykształcił mnie, pokazał mi piękno świata... Gdyby tylko nie te długi, zapewne nie uczyłabym pańskich dzieci, tylko brylowała na balach. Ale co zrobić, życie miało dla mnie inny plan. 

Alexandre drgnął. Czyżby należała do arystokracji? W istocie była przepiękna, a do tego miała w sobie coś szlachetnego, czego Alexandre nie potrafił dokładnie nazwać, ale nie przypuszczał, że mogłaby pochodzić z elit. Myślał do tej pory, że dziewczyna była córką jakiegoś mieszczanina, który oddał ją na wychowanie bogatym krewnym, by zapewnić jej lepsze życie. 

— Jest więc panna szlachcianką?

— W gruncie rzeczy to baronówną, ale teraz to nie ma znaczenia. Rozumie pan, bez pieniędzy i ojca nie mogłam zrobić praktycznie nic. Więc zostało mi uczenie dzieci. Ale kocham to robić, zwłaszcza jeśli chodzi o pańskie pociechy. Są przeurocze! Nie rozumiem, dlaczego pańska żona tyle razy mówiła, że nie podołam, że to za trudne zadanie dla kogoś tak młodego jak ja. Czy naprawdę poprzednie guwernantki tak się wykruszały?

— Tak. — Westchnął. — Pani naprawdę je zmieniła, zwłaszcza Theo i Cami, bo Martin był zawsze najgrzeczniejszy. Gdyby widziała je pani przed pani przybyciem! Theo wsadził jednej z guwernantek martwego ptaka, którego upolował nasz kot, do szuflady, a Cami któregoś razu zabrała jej koszulę mocną, pocięła ją i zaczęła się bawić w ducha. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak zmieniły się pod pani kuratelą. Naprawdę. Zrobiła pani wspaniałą robotę. Jest pani... wspaniała. I wydaje mi się, że nie tylko na dzieci ma pani zbawienny wpływ. 

Spojrzał na nią sugestywnie. Miał nadzieję, że Victorie zrozumie jego aluzję. Obawiał się wyznać, że ją kocha. Po raz pierwszy w życiu czuł, że miłuje naprawdę, i piekielnie bał się odrzucenia. 

Victorie patrzyła na niego swoimi wielkimi, ufnymi oczyma, i uśmiechnęła się blado. Alexandre położył kciuk na jej brodzie i pogładził ją delikatnie. Dziewczyna zarumieniła się jak dorodne jabłko. Oczy błyszczały jej jak gwiazdy. 

Alexandre mógłby wpatrywać się w nią godzinami. Nie chciał jej nawet całować, a po prostu patrzeć na to piękne, łagodne oblicze, na jej delikatne usta ułożone w wyraz, który mówił mu, że wszystko będzie dobrze, i na hipnotyzujące oczy. 

De BeaufortowieWhere stories live. Discover now