XLIII. Rozczarowanie panny Gisèle

273 53 160
                                    

Gisèle była ogromnie podekscytowana spacerem z Maximilienem. W teorii miała jej towarzyszyć Diane, lecz zgubiła się gdzieś, gdy przemierzały dzielnice biedoty, jak z pogardą zwała je dziewczyna. W Luksemburgu znalazła się sama.

Maximilien czekał na nią tuż przy końcu Ogrodu. Uśmiechnęła się na jego widok. Był niemożliwie przystojny w eleganckim fraku i cylindrze.

Nie mogła przestać o nim myśleć. Od ostatniego spotkania niemal co noc śniła o spotkaniu z nim. Marzyła o tym, by w końcu go ujrzeć, a czasem widziała nawet w snach, jak ukochany ją całuje... To było największe spełnienie jej marzeń. Pragnęła, by wziął ją w ramiona, przycisnął do siebie i nigdy nie wypuszczał.

— Dzień dobry, Gisèle... — powiedział czule i ucałował jej dłoń. 

Gisèle posłała mu pełne uwielbienia spojrzenie. Gdyby tylko mogła, pocałowałaby go już teraz. Już jako mała dziewczynka wiedziała, że w miłości będzie kobietą zmysłową, pragnącą tego, by ukochany okazywał jej jak najwięcej uczucia. Sama też nie zamierzała mu skąpić oznak swej namiętności.

— Dzień dobry, Maximilienie... Bardzo jestem rada, że cię widzę.

— Ja również. Nie mogłem się doczekać, aż cię ujrzę, moja droga. Rzadko widuje się tak piękne dziewczęta, a ty jesteś chyba najurodziwszą, jaką miałem okazję poznać.

Gisèle zarumieniła się. Te komplementy jeszcze bardziej rozpalały jej dziewczęce serduszko.

— Idziemy? — zapytał.

— Tak, oczywiście.

Wziął ją pod ramię i skierował się ku wyjściu z ogrodu. Nie miała pojęcia, dokąd mógł chcieć ją zabrać. Uśmiechała się szeroko, dumna, że prowadził ją tak przystojny i dobrze ubrany młodzieniec.

Mijali kolejne uliczki, gładząc się po dłoniach. Gisèle nie mogła przestać myśleć o tym, jak bardzo szczęśliwa była. Wpatrywała się w jego przystojny profil. Żaden z dotąd jej znanych młodzieńców nie był tak przystojny jak Maximilien.

Zdumiała się, kiedy zaprowadził ją do karczmy. Zadrżała na ten widok. Nie rozumiała, dlaczego przyprowadził ją w takie miejsce. Jaki mógł mieć w tym cel? Nie była przecież kimś, kto chciałby gościć w takim miejscu. Brzydziła się spoconymi, pijanymi mężczyznami, którzy zewsząd ją otaczali.

— Jesteś pewien, że chcesz spędzić tu ze mną czas? Bo ja... Nie chadzam w takie miejsca. Jestem na to zbyt...

— Zbyt jaka? 

— Zbyt dobrze urodzona!  — wykrzyknęła z urazą. — Nie będę jadła w takim miejscu! Jestem hrabianką de Beaufort, a nie żadną plebejką! 

Nie wierzyła w to, że Maximilien ośmielił się zaproponować jej tak uwłaczającego. Powinien liczyć się z jej statusem społecznym. Może jednak nie był tak idealnym towarzyszem, skoro nie miał pojęcia, w jakich miejscach bywała? Tak jej uwłaczył!

— Wybacz, nie stać mnie na więcej... — jęknął. 

— W takim razie idę do domu — prychnęła i wyrwała rękę z jego uścisku. 

Nie zamierzała spędzić w jego towarzystwie ani chwili dłużej. Ogromnie ją rozczarował. Ona, hrabianka de Beaufort, w karczmie! Musiał z niej sobie kpić!

 Ona, hrabianka de Beaufort, w karczmie! Musiał z niej sobie kpić!

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
De BeaufortowieWhere stories live. Discover now