Gisèle była ogromnie podekscytowana spacerem z Maximilienem. W teorii miała jej towarzyszyć Diane, lecz zgubiła się gdzieś, gdy przemierzały dzielnice biedoty, jak z pogardą zwała je dziewczyna. W Luksemburgu znalazła się sama.
Maximilien czekał na nią tuż przy końcu Ogrodu. Uśmiechnęła się na jego widok. Był niemożliwie przystojny w eleganckim fraku i cylindrze.
Nie mogła przestać o nim myśleć. Od ostatniego spotkania niemal co noc śniła o spotkaniu z nim. Marzyła o tym, by w końcu go ujrzeć, a czasem widziała nawet w snach, jak ukochany ją całuje... To było największe spełnienie jej marzeń. Pragnęła, by wziął ją w ramiona, przycisnął do siebie i nigdy nie wypuszczał.
— Dzień dobry, Gisèle... — powiedział czule i ucałował jej dłoń.
Gisèle posłała mu pełne uwielbienia spojrzenie. Gdyby tylko mogła, pocałowałaby go już teraz. Już jako mała dziewczynka wiedziała, że w miłości będzie kobietą zmysłową, pragnącą tego, by ukochany okazywał jej jak najwięcej uczucia. Sama też nie zamierzała mu skąpić oznak swej namiętności.
— Dzień dobry, Maximilienie... Bardzo jestem rada, że cię widzę.
— Ja również. Nie mogłem się doczekać, aż cię ujrzę, moja droga. Rzadko widuje się tak piękne dziewczęta, a ty jesteś chyba najurodziwszą, jaką miałem okazję poznać.
Gisèle zarumieniła się. Te komplementy jeszcze bardziej rozpalały jej dziewczęce serduszko.
— Idziemy? — zapytał.
— Tak, oczywiście.
Wziął ją pod ramię i skierował się ku wyjściu z ogrodu. Nie miała pojęcia, dokąd mógł chcieć ją zabrać. Uśmiechała się szeroko, dumna, że prowadził ją tak przystojny i dobrze ubrany młodzieniec.
Mijali kolejne uliczki, gładząc się po dłoniach. Gisèle nie mogła przestać myśleć o tym, jak bardzo szczęśliwa była. Wpatrywała się w jego przystojny profil. Żaden z dotąd jej znanych młodzieńców nie był tak przystojny jak Maximilien.
Zdumiała się, kiedy zaprowadził ją do karczmy. Zadrżała na ten widok. Nie rozumiała, dlaczego przyprowadził ją w takie miejsce. Jaki mógł mieć w tym cel? Nie była przecież kimś, kto chciałby gościć w takim miejscu. Brzydziła się spoconymi, pijanymi mężczyznami, którzy zewsząd ją otaczali.
— Jesteś pewien, że chcesz spędzić tu ze mną czas? Bo ja... Nie chadzam w takie miejsca. Jestem na to zbyt...
— Zbyt jaka?
— Zbyt dobrze urodzona! — wykrzyknęła z urazą. — Nie będę jadła w takim miejscu! Jestem hrabianką de Beaufort, a nie żadną plebejką!
Nie wierzyła w to, że Maximilien ośmielił się zaproponować jej tak uwłaczającego. Powinien liczyć się z jej statusem społecznym. Może jednak nie był tak idealnym towarzyszem, skoro nie miał pojęcia, w jakich miejscach bywała? Tak jej uwłaczył!
— Wybacz, nie stać mnie na więcej... — jęknął.
— W takim razie idę do domu — prychnęła i wyrwała rękę z jego uścisku.
Nie zamierzała spędzić w jego towarzystwie ani chwili dłużej. Ogromnie ją rozczarował. Ona, hrabianka de Beaufort, w karczmie! Musiał z niej sobie kpić!
YOU ARE READING
De Beaufortowie
Historical FictionTom III De La Roche'ów De Beaufortowie przeżyli już wiele rodzinnych tragedii i zawirowań w otaczającym ich wielkim świecie. Ostatnie lata przygniotły ciężarem nieszczęść kolejne pokolenie. Diane po tragicznej śmierci męża próbuje ułożyć swoje życie...