XIII. Rozmowy szczere i nieszczere

358 68 183
                                    

13 XI 1832

Droga Charlotte!

Ogromnie cieszy mnie fakt, iż w końcu ze sobą porozmawialiśmy. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi Ciebie brakuje. To, co Ci uczyniłem, było ohydne i zupełnie zasłużyłem na takie traktowanie z twojej strony. Niemniej raduję się na myśl, że mi przebaczyłaś i... że wciąż mnie kochasz. Znów będę mógł myśleć o Tobie bez bólu i przywoływać z pamięci tamte momenty, gdy byliśmy blisko. 

Mam nadzieję, że ma propozycja nie jest nadto śmiała, lecz marzę, by się z Tobą spotkać. Czy nie zechciałabyś jutro przyjść do Luksemburga? Zabierz ze sobą Diane i czekaj w naszej alejce o ósmej rano. Zrozumiem, jeśli nie przyjdziesz... Ale po naszej wczorajszej rozmowie pełen jestem nadziei na to, że jednak się zjawisz. 

Jeśli nie będzie dane nam się jutro widzieć, chcę raz jeszcze rzec Ci, że wciąż Cię kocham i chyba nigdy nie przestanę. Niczego w życiu tak nie żałuję, jak tego, że cię zraniłem. 

Twój na zawsze

Andrzej

Charlotte uśmiechnęła się do siebie. I ona wciąż kochała Andrzeja. W jej sercu pojawiła się iskierka nadziei. Może jeszcze nie wszystko było dla niej stracone. Dużo chętniej widziałaby się jako żonę Andrzeja niż Raymonda. Może po poważnej rozmowie ze Lwowem znalazłaby jakiś sposób dzięki któremu mogłaby się pozbyć ze swego życia d'Arrasa. Nawet przyłapanie jej w niestosownej sytuacji z młodym Rosjaninem byłoby jej na rękę, gdyż po takim incydencie Raymond najprawdopodobniej zerwałby zaręczyny. Żałowała, że wczoraj jedynie bardzo krótko porozmawiali w korytarzu, zamiast uczynić coś, co wywołałoby skandal i tym samym zakończyło jej narzeczeństwo z d'Arrasem. 

Zaraz pomyślała, że byliby głupi, gdyby wczoraj do tego dopuścili. Najpierw należało ustalić plan działania, którego oboje mieliby się trzymać. Diane mogła bardzo im się przydać, gdyż to ona odznaczała się największą inteligencją z ich trójki. Charlotte zrobiłaby wszystko, włącznie z całkowitym zrujnowaniem swojej reputacji, byle tylko pozbyć się Raymonda. Nie należało jednak postępować zbyt drastycznie. Wierzyła, że wszystko dało się ułożyć tak, by d'Arras się na nią obraził, a jej opinia wśród towarzystwa zbytnio nie ucierpiała. Musiała przecież myśleć w tym wszystkim nie tylko o sobie, lecz również o rodzinie. Matka nigdy by jej nie wybaczyła, gdyby okryła nazwisko de Beaufortów hańbą. 

Wtem, jakby na zawołanie, Camille przekroczyła próg pokoju córki. Gdyby nie podniecenie, które ją ogarnęło, oburzyłaby się na fakt, że matka nie zapukała, lecz dziś zupełnie się tym nie przejęła. 

Camille usiadła na łóżku obok córki i ujęła jej dłoń. Charlotte uśmiechnęła się do matki. 

— Mogę z tobą pomówić, Lottie? — Camille na nią pytająco. 

— Oczywiście, maman. Chodź, położymy się — odparła i rozłożyła się na łóżku. 

Hrabina de Beaufort uczyniła to samo, lecz z dużo większą ostrożnością, by nie pognieść zanadto swej sukni. Przysunęła córkę do siebie i pozwoliła, żeby Charlotte umościła swoją głowę na jej piersi, jak to miała w zwyczaju, gdy była jeszcze małą dziewczynką z zapałem goniącą braci po korytarzach rodzinnej posiadłości. 

Gdy matka wsunęła dłoń w jej włosy i zaczęła po nich przesuwać, Charlotte wydała z siebie pełne przyjemności westchnienie. Dobrze było znów wpaść w ramiona matki po miesięcznej rozłące.
Z ojcem również doskonale się rozumiała, mówili jednak ze sobą na inne tematy niż z Camille. 

De BeaufortowieWhere stories live. Discover now