LXIX. Ważne decyzje

155 40 42
                                    

W sercu Friedricha mieszały się dwa uczucia, z których żadne nie potrafiło zdobyć przewagi — rozdzierający ból i otumaniająca radość. Nie potrafił przestać cieszyć się z tego, jak doskonale przyjęto jego operę. Wciąż czytał entuzjastyczne recenzje we wszystkich gazetach paryskich na przemian z listem z opery w Wiedniu i co rusz przypominał sobie to, co rzekli mu zachwyceni widzowie. Jego duma rosła, zupełnie jak serce, które przez lata pragnęło tylko jednego — wielkiego artystycznego sukcesu. Przeżyło już porażkę, zostało brutalnie zdeptane, rozgniecione w proch i rozczłonowane w pół, nieomal zabite. Ale teraz zyskało szansę na to, by się odrodzić, rozkwitnąć niczym najpiękniejszy kwiat, wypełnić się szczęściem. 

Nie mógł się jednak w pełni cieszyć ze swego sukcesu, bowiem ciągle dręczyły go słowa Diane. Kochał ją, ale czuł, że ich relacja nie ma już sensu. Ona nigdy nie będzie chciała z nim żyć w ten sposób, w jaki by pragnął, a on nie mógł wytrzymać życia w zupełnej czystości, bez żadnej cielesnej bliskości. Diane oczekiwała od niego zbyt wiele. 

Wiedział też, że zranił ją swymi słowami. Śmiertelnie. Nie powściągnął gniewu odpowiednio prędko, a teraz miał cierpieć, bo pozwolił sobie na zbyt wiele. Och, gdyby mógł tylko cofnąć tamte słowa! Ale nie mógł, a Diane nie zamierzała mu wybaczyć. Była na to zbyt uparta.

Nie chciał wyjeżdżać bez niej, ale czuł, że ich rozstanie było konieczne. Nie mogli żyć w ciągłym poczuciu winy, wyzywać się i kłócić. Czuł, że za jakiś czas by go to zabiło. A miał jeszcze tyle rzeczy w życiu do zrobienia... 

Rozstanie jednak równałoby się opuszczeniu Rose. Wiedział, że Diane nie odda mu dziecka. Rozumiał to, bowiem to ona męczyła się fizycznie i psychicznie, byle dziewczynka mogła przyjść na świat, to ona zaryzykowała wszystko, byle ją urodzić, i to ona wykazała się nadludzką odwagą, decydując się na donoszenie dziecka. 

Tak, Diane była prawdziwą bohaterką, że zgodziła się na to wszystko i zrobiła to dla niego. Dlatego nie mógł odebrać jej córeczki, nawet jeśli oddalenie od Rose miałoby mu złamać serce. Musiał się rozmówić z ukochaną i ustalić, kiedy będzie mógł widywać się z córeczką, bo nie zamierzał jej zostawić na zawsze.

Isabelle zaś spędzała dnie, snując się po domu i licząc na to, aż Friedrich z nią porozmawia. Musiała przecież w końcu z nim pomówić i ustalić, co zrobią. Chciała wrócić do Wiednia i znów z nim żyć, nawet jeśli ich wspólne życie miałoby być trudne. 

Któregoś dnia postanowiła w końcu rozmówić się z mężem. Należało ustalić, co zamierzali obecnie zrobić ze swoim życiem. Weszła do pokoju, w którym przesiadywał Friedrich, i zamknęła za sobą drzwi. Mężczyzna odwrócił głowę i spojrzał na nią beznamiętnie. 

— Czego ode mnie chcesz? — zapytał oschle, na co serce Belle zadrżało. 

Nie podobało się jej to, w jaki sposób mówił, ale uznała, że nie będzie się z nim sprzeczała, by jeszcze dodatkowo go nie rozsierdzać. 

— Pomówić. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale ja... Zmieniłam się. 

— Czyżby? — Spojrzał na nią z pogardą. 

— Tak. Friedrichu, ja bardzo żałuję tego, co zrobiłam. 

Friedrich czuł, jak zaczyna się w nim gotować. Isabelle była chyba niespełna rozumu. Ktoś namieszał jej w głowie. 

— Tak? Ciekawe. 

— Naprawdę żałuję — odparła tak smutnym głosem, że Friedrich przez chwilę jej wierzył. Ale tylko przez chwilę. 

— To bardzo szlachetne z twej strony, że żałujesz, ale tego nie da się tak łatwo rozwiązać. Zostawiłaś mnie — rzekł ostro, patrząc na nią bezwzględnie. — Zostawiłaś, ośmieszyłaś i odeszłaś z jakimś... jakimś... bawidamkiem! Zamiast mnie wybrałaś jego, zostawiłaś dzieci, sprawiłaś, że twój ojciec popadł w rozpacz, a ja poczułem się jak bezwartościowy śmieć. 

De BeaufortowieWhere stories live. Discover now