LIX. Angielski bal

200 46 123
                                    

Diane i Friedrich trwali w dziwnym stanie zawieszenia przez ponad tydzień. Ona znosiła to okropnie, lecz nie zamierzała się przełamać. Czuła się ogromnie zraniona i  musiała ukarać ukochanego za jego zachowanie. 

Choć czy w ogóle powinna go tak nazywać? Miała wrażenie, że temu, co między nimi istniało, coraz dalej było do miana miłości. Ona nie potrafiła mu odpuścić przewin, a on... On zachowywał się tak, jakby liczyła się jedynie jego osoba i jego uczucia, a jej nie miały żadnego znaczenia. Nie widziała już, jak miała budować z nim ewentualną przyszłość. 

Chyba wolałaby już wrócić do domu sama ze swoim dzieckiem. Nie potrzebowała pomocy Friedricha, jeśli zamierzał się zachowywać w ten sam sposób po narodzinach dziecka. Doskonale poradziłaby sobie sama. W końcu już Józio i Klarcia musieli się wychowywać bez ojca...

Friedrich zaś nie miał już pojęcia, co czynić, by Diane się już na niego nie gniewała. Nie zasługiwał przecież na takie okrutne traktowanie. Czynił wszystko, by było jej jak najlepiej, a ona jeszcze ośmielała się mieć wobec niego jakieś chore wyrzuty. 

Czuł się wobec niej ogromnie bezsilny. Nie mógł jednak poddawać się rozpaczy. Diane po prostu na niego nie zasługiwała, skoro zachowywała się w ten sposób. Musiał przestać zwracać na nią uwagę i zająć się tworzeniem. 

Otrząsnął się, zdawszy sobie sprawę z tego, jak okrutne było jego myślenie. Przecież ją kochał, a teraz miał o niej tak bezuczuciowe, podmiotowe myśli... Nie zmieniało to jednak faktu, że Diane traktowała go nieodpowiednio. 

Zasiadł przy pianinie i rozprostował palce, po czym zaczął grać. Uspokajało to jego zszargane nerwy. Przelewał w muzykę całą swoją rozpacz i wściekłość. Bo był wściekły i zrozpaczony. Diane coraz bardziej go irytowała, a myśl, że kobieta, którą tak niegdyś miłował, stała się dlań tak przykra, dodatkowo go dobijała. Gama wypełniających go uczuć zamieniała się w dźwięki wybrzmiewające rozpaczliwie w całym domu. 

Nie wiedział nawet, kiedy wokół fortepianu rozsiadły się jego dzieci i wbiły w niego pełne podziwu spojrzenia. Ludwig stukał palcami o podłogę, Liesel nuciła coś pod nosem, a Franz wstał i tańczył po pokoju. Friedrich uśmiechnął się z tkliwością i kontynuował grę. Wiele dałby, by z jego pociechami siedziała tu teraz Diane...

Kiedy skończył, dzieci zaczęły mu bić brawo i wdrapały się na stołeczek, na którym siedział. Liesel usiadła na ojcowskich kolanach i zaczęła się do niego tulić, chłopcy zaś zajęli miejsca po bokach. Friedrich przycisnął Liesel mocniej do siebie i zaczął ją całować po policzkach. Była jego malutką kobietką, najukochańszą dziewczyneczką. Jej rozkoszny uśmiech wynagradzał wszelkie przeciwności losu. 

Miał nadzieję, że jego dzieci wyrosną na porządnych, szczęśliwych ludzi. Chciał, by chociaż jedno z nich wybrało artystyczną ścieżkę i kontynuowało jego dziedzictwo. Uważał, że byłoby to ze wszelkich miar piękne. Liesel mogłaby tańczyć albo śpiewać, a któryś z chłopców grać na pianinie. Albo jego dziecko z Diane... Ono też mogłoby zająć się sztuką i pisać jak jego matka. 

— Kocham was, moje skarby — wyszeptał do dzieci. — Ale czas już spać. 

Liesel, Franz i Ludwig jęknęli cierpiętniczo, lecz poddali się woli ojca. Friedrich poszedł z nimi do sypialni i ułożył każde po kolei w łóżeczku, po czym przykrył dzieci pierzynkami. Najdłużej siedział przy Liesel, która wciąż miała problemy z zasypianiem. Starał się, by było to dla niej jak najmniej traumatyczne, lecz dziewczynka wciąż szlochała, że boi się ciemności. 

— Tatusiu, czemu ja nie mogę mieć pokoju z Kläri, a chłopcy z Jo? Z nią by mi było przyjemniej. Mogłybyśmy wyprawiać wieczorne bale lalek... 

De BeaufortowieNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ