II. Od dawna wyczekiwany ślub

437 72 365
                                    

James Ashworth spojrzał na swoje odbicie w lustrze i westchnął. Jego włosy w ciągu ostatnich kilku lat znacznie się przerzedziły, a do tego posiwiały. Na twarzy pojawiło się sporo zmarszczek, a jego cera stała się bardziej ziemista. Wciąż jednak miał szczupłą sylwetkę, co napawało go dumą, a w jego oczach czaiły się te same diabelskie iskierki, którym dała się zwieść Camille.

Jego ciemny frak doskonale przylegał do ciała, a długie, obcisłe spodnie podkreślały zgrabne łydki, które były zawsze jego ogromną dumą. Wierzył w to, że tak odziany zrobi ogromne wrażenie na przyszłej żonie. 

Było mu źle z tym, że Catalina czekała tyle lat, by w końcu zostać jego żoną, nie mógł jednak nic zaradzić na to, że unieważnienie jego małżeństwa zajęło tyle czasu. Jane nie robiła mu zbytnich przeszkód, lecz w czasie procesu wynikły spory majątkowe między Jamesem a jego dziećmi. Dopiero gdy je zakończył, mógł z czystym sumieniem ożenić się z Cataliną. 

W końcu, gdy uznał, że jest już gotowy, wsiadł do powozu, w którym czekał już na niego Otton. Zaśmiał się serdecznie na widok jego ufryzowanych loków i dał woźnicy znak, by ruszył. Usłyszeli trzask bicza i odjechali w kierunku kościoła świętego Karola Boromeusza, James bowiem nie chciał brać ślubu w katedrze, którą uważał za brzydką. 

— Jak twój nastrój, Jimmy? — Spojrzał na niego pytająco Otton. 

— Och, wprost doskonale! Cat w końcu będzie moja! Nie muszę już więcej marzyć o tym dniu, męczyć się bez niej u boku... To wszystko jest już przeszłością! Po raz pierwszy w życiu mam szczerą chęć złożyć przysięgę i jej dotrzymać... 

— Och, Jimmy — zaśmiał się wiedeńczyk. — Jesteś stary, a głupi. Ale dobrze, dobrze, ciesz się. To twój dzień. 

— Bardziej interesuje mnie noc. — Oczy Jamesa błysnęły chytrze. 

Gdy zatrzymali się przed kościołem, James westchnął z zachwytu. Chociaż widział ją już wiele razy, świątynia zawsze zapierała mu dech w piersiach. Jej biała fasada zachwycała go klasycystyczną prostotą, a ogromna kopuła onieśmielała majestatem. 

Wnętrze świątyni, pełne złota i marmuru, zachwycało go jeszcze bardziej. Kościół pełen był gości. Posyłał szerokie uśmiechy znajomym siedzącym w ławkach. W jednym ze środkowych rzędów dostrzegł Camille i jej dzieci. Zauważył, że Diane zbierało się na płacz, przez co jej matka musiała ją podtrzymywać. Widok ten napełnił go smutkiem, lecz zaraz przypomniał sobie o tym, że za chwilę zostanie mężem najwspanialszej kobiety na świecie i zapomniał o rozpaczy córki Camille. 

Z pierwszego rzędu uśmiechały się do niego Annelise i Belle, Friedrich z kolei patrzył na niego z niepokojem. W końcu James stanął przy ołtarzu. Teraz pozostało już tylko czekać na Catalinę. 

Wtem ujrzał ją u wejścia świątyni. Za ramię trzymał ją syn. Odziała się w czerwoną suknię, którą było widać z daleka. Odcięta nieco powyżej talii kreacja nie mogła poszczycić się zbyt głębokim dekoltem, miała za to obfite rękawy. Spływała spokojnie na posadzkę, nie ciągnął się też za nią tren, lecz mimo to była zjawiskowa, przynajmniej zdaniem Jamesa. Szyku dodawały jej złote hafty przedstawiające kwiatowe ornamenty, które zdobiły rękawy i gors sukni oraz jej dolne fałdy. Uwydatniała ona gorący temperament Cataliny.

James oniemiał, gdy stanęła u jego boku. Jej włosy zgodnie z panującą modą były ufryzowane w loki. Przy twarzy opadały niczym sprężynki, zaś na czubku głowy ułożono na kształt kokardy. James uważał takie uczesanie za nieco śmieszne, lecz Catalina prezentowała się w nim zjawiskowo. 

Ostatnimi czasy zaczął częściej chodzić do kościoła i potrafił się nawet skupić na słowach księdza, lecz dziś zupełnie je ignorował, wpatrzony w kobietę, która za chwilę miała zostać jego żoną i towarzyszyć mu do końca życia. 

De BeaufortowieWhere stories live. Discover now