XXXIII. Friedrich w Paryżu

265 56 100
                                    

Friedrich westchnął z podziwem, gdy w końcu ujrzał Paryż. Od dawna marzył, by tu przyjechać. Często śniło mu się, że wystawia tu operę, która staje się ogromnym sukcesem. Pomyślał, że miał na to teraz szansę. „Manon" była w połowie ukończona, ale już czuł, że miasto nad Sekwaną natchnie go mnóstwem inspiracji. Notatki do „Burzy" również wziął ze sobą, lecz w obecnym stanie ducha nie miał ochoty zajmować się tym dziełem. Tak bardzo cieszył się z perspektywy ujrzenia Paryża i Diane, że przestał nawet myśleć o tym, że został porzucony przez żonę. 

Siedzące obok niego dzieci smacznie spały, wtulone w ojcowską pierś. Źle mu było z trzyletnim Franzem na kolanach, chłopiec bowiem stawał się coraz cięższy, lecz nie narzekał. 

Ludwig i Elisabeth główki mieli przyciśnięte do boków ojca. Z ich drobnych ciałek emanowało przyjemne ciepło. Friedrich westchnął z zadowoleniem. Nie czuł się już tak źle z ucieczką Belle. Przynajmniej nikt go nie poniżał ani nie miał do niego wyrzutów o zupełnie abstrakcyjne sprawy. Gdyby nie skandal, który wybuchnąłby, jeśli opinia publiczna poznała prawdę, w ogóle nie przejąłby się ucieczką żony. A tak musiał obchodzić się tym, czy Isabelle nie zaszkodzi jego karierze. 

Pomyślał, że w gruncie rzeczy żadna kobieta nie była mu potrzebna do życia. Dobrze mu było z dziećmi, które kochał ponad wszystko. Oczywiście obecność pięknej damy będącej jego inspiracją znacznie umiliłaby mu życie, Friedrich jednak podświadomie czuł, że rodzice nigdy nie zezwolą mu na rozwód, nawet jeśli Belle nie wróci, gdyż wciąż będą trwać w nadziei na to, że ta jednak przemyśli swoje postępowanie. 

Wtem Ludwig podniósł główkę i ziewnął przeciągle. Ojciec spojrzał na niego z czułością i pogładził jego ciemną czuprynę. 

— Jesteśmy już, tatusiu? — zapytał zaspanym głosikiem. 

— Prawie, synku. 

— A gdzie my w ogóle jedziemy? 

— Najpierw do hotelu. Jutro pójdziemy do babci Camille. 

— To ta ładna pani, która była u nas w zeszłym roku? — Wbił zaciekawione spojrzenie w ojca. 

— Tak, to właśnie ona. 

Po kilkunastu minutach zajechali w końcu do hotelu. Friedrich niechętnie obudził Elisabeth i Franza. Zaspane dzieci przetarły oczka i z pomocą ojca i bony wysiadły z powozu. Von Altenburg rozdysponował bagaże, pożegnał się z dziećmi i wrócił do powozu. Dzięki korespondencji z Diane znał adres de Beaufortów, przez co nie miał problemów z pokierowaniem woźnicy ku ich pałacowi. 

Gdy go ujrzał, westchnął z zachwytu. Barokowa fasada z mnóstwem zdobień, kolumn i płaskorzeźb, choć może nieco przesadzona, zrobiła na nim ogromne wrażenie.

Lokaj nakazał mu zaczekać w przedsionku i udał się do pokojów państwa, by go zapowiedzieć. Friedrich spodziewał się, że ten zaraz powróci, by zaprowadzić go do bawialni, lecz zamiast sługi w korytarzu pojawiła się Diane. Gdy go ujrzała, krzyknęła radośnie i rzuciła się mu na szyję. 

— Cóż za niespodzianka, Fritzu! Nie pisałeś, że przyjedziesz... Skąd się tu wziąłeś? I gdzie maleństwa? Tylko nie mów, że ich ze sobą nie zabrałeś! — trajkotała. 

Friedrich uśmiechnął się szeroko. Dawno nie widział jej tak radosnej. Ogromnie cieszyło go, odzyskała radość z życia. Miał cichą nadzieję, że i on nieco przyczynił się do tego stanu rzeczy. 

— Zostały w hotelu. Są zbyt zmęczone, by dziś was odwiedzić. Właściwie to gdy przyjechałem, zostawiłem dzieci z Fräulein Schmidt i przyjechałem tutaj. Mam ogromnie ważną kwestię do omówienia z twoją matką. 

De BeaufortowieHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin