VII. Przyjęcie u de Beaufortów

178 37 115
                                    

— Przepraszam — jęknął André i spuścił głowę. 

Nie mógł znieść pełnego rozczarowania spojrzenia szwagra. Andrzej mu zaufał, a on zawiódł. Tak bardzo zawiódł... Czuł, że nigdy sobie tego nie wybaczy. Lwow chyba również nie będzie mógł tego uczynić. Ale nie miał mu tego za złe, bo sam sobie na to zasłużył. 

— Twoje przepraszam tu nic nie pomoże — rzekł ostro Andrzej. — Powierzyłem ci tak ogromną odpowiedzialność, a ty nie potrafisz nawet doprowadzić ludzi do ładu! To nie jest trudne zadanie. 

— Najwyraźniej za trudne dla mnie — rzucił z goryczą. 

— Tak, za trudne. Nie powinienem był ci powierzać tak odpowiedzialnej funkcji. To była z mojej strony przesada. 

Jego głos był zimny jak lód. André czuł się tak, jakby przeszył go mróz. Wbił wzrok w dłonie i zaczął skubać skórkę przy paznokciu. 

Zawiódł. Po raz kolejny. Nie nadawał się do niczego. Od początku to wiedział. Gdyby tylko ojciec nie upierał się, by znalazł pracę, nie poczyniłby takich szkód w fabryce Andrzeja. Wziął na siebie odpowiedzialność, której nie zdołał udźwignąć, i musiał zmierzyć się z konsekwencjami swej niekompetencji. 

Nie mylił się, mówiąc, że do niczego się nie nadaje. Najwyraźniej taki już przeznaczono mu los i musiał pogodzić się z tym, że niczego w życiu nie osiągnie. 

— Daj mu drugą szansę — wtrąciła się Lottie. — Każdy na nią zasługuje. 

André posłał siostrze karcące spojrzenie. Nie powinna się przeciwstawiać mężowi. W końcu Andrzej wiedział, co robi. Nie chciał, żeby siostra miała przez niego kłopoty z mężem. Tylko tego jeszcze brakowało w tym całym nieszczęściu. 

— Jak mam dać mu drugą szansę, skoro po tygodniu już doprowadził do czegoś takiego? — odparł ostro Andrzej. 

— Właśnie, po tygodniu! Nie miał jeszcze czasu, by pokazać ci pełnię swych możliwości! — obruszyła się Lottie. 

— Miał. I już udowodnił mi, że nie nadaje się do tej roli. Przykro mi, Lottie, ale będę musiał zwolnić twojego brata. Nie mogę sobie pozwolić na jakiekolwiek straty. Poszukam nowego zarządcy. 

— W takim razie ja wynoszę się do ojca — odparła mu na to gniewnie Lottie. — Razem z dziećmi. I nic mnie nie powstrzyma! 

Podniosła się z miejsca i wyszła z pomieszczenia. André i jego szwagier słyszeli tylko, jak Charlotte wydaje polecenia służącej. Mówiła, by spakować bagaże zarówno jej, jak i dzieci, by zawieźć je do domu hrabiego de Beauforta i...

Andrzej podniósł się gwałtownie z fotela i wyszedł. Wiedział, że Lottie postawi na swoim. A on nie zamierzał jej pozwolić na zabranie dzieci i wyjazd do rodziców. Wiedział, że jego ojciec zaraz wywołałby karczemną awanturę o to, że zezwolił Charlotte na coś takiego. 

Podszedł do żony, która błąkała się po korytarzu, i złapał jej nadgarstek. Charlotte posłała mu wrogie spojrzenie i prychnęła. 

— Chciałeś mi coś powiedzieć? — zapytała oschle. 

— Tak. Dam mu jeszcze jedną szansę. Ostatnią. Ale jeśli teraz zawiedzie, nie będę miał litości. 

— Zgoda. 

Przysłuchujący się ich rozmowie z pomieszczenia obok André odetchnął z ulgą. Musiał podziękować siostrze. Zdecydowanie. I pokazać Lwowowi, że nadaje się do pracy. Nie mógł stracić swojej posady. Potrzebował jej, by zacząć nowe, lepsze życie. Nie zamierzał utracić swojej szansy. 

De BeaufortowieTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon