De Beaufortowie

De AnOld-FashionedGal

28.9K 4.7K 18.4K

Tom III De La Roche'ów De Beaufortowie przeżyli już wiele rodzinnych tragedii i zawirowań w otaczającym ich w... Mais

Przedmowa
Postacie
I. Wiedeńskie spotkania
II. Od dawna wyczekiwany ślub
III. Pomyłka Charlotte
IV. Zaręczynowe perturbacje
V. De Beaufortowie w Wiedniu
VI. Sylfida
VII. W towarzystwie
VIII. Małżeńska kłótnia
IX. Przyjęcie stulecia
X. W operze
XI. Powrót do domu
XII. Bal
XIII. Rozmowy szczere i nieszczere
XIV. Pojedynek
XV. Ważkie sprawy
XVI. Decyzje
XVII. Przyjacielska korespondencja
XVIII. Weselne dzwony
XIX. W Italii
XX. Nowe życie młodej madame Lwowej
XXI. Propozycja
XXII. Małżeńskie chwile w Rzymie
XXIII. Spotkanie
XXIV. Co działo się u rodzeństwa de Beaufortów
XXVI. Namiętność i pasja
XXVII. Porywy uczuć
XXVIII. Teściowie i synowe
XXIX. (Nie)odrzucone oświadczyny
XXX. Koniec małżeńskiej beztroski
XXXI. Dwa wesela
XXXII. Trzy listy
XXXIII. Friedrich w Paryżu
XXXIV. Kaprysy Charlotte
XXXV. Wieczór w doborowym towarzystwie
XXXVI. Zakochani Rosjanie
XXXVII. Decyzja Roberta
XXXVIII. Braterska rozmowa
XXXIX. Gisèle, Aleksander i ten trzeci
XL. Ojcowska troska
XLI. Przełomowe chwile
XLII. Konsekwencje pamiętnej nocy
XLIII. Rozczarowanie panny Gisèle
XLIV. Wyjazd Roberta
XLV. Złośliwy los dotyka kochanków
XLVI. Spory w rodzinie de Beaufortów
XLVII. Rozterki hrabianek de Beaufort
XLVIII. Pauline
XLIX. Małżeńskie spory
L. Aleksander poznaje prawdę
LI. Losy buntowników
LII. Sprawy zerwanych zaręczyn ciąg dalszy
LIII. Jean pojmuje pewne sprawy
LIV. Diane wpada w gniew
LV. Włoskie sprawy
LVI. Konflikty narastają
LVII. Rodzinne swary i czułości
LVIII. Nadmierna troska
LIX. Angielski bal
LX. Zbrodnia
LXI. Propozycja
LXII. Kłopoty
LXIII. Szczęścia i nieszczęścia
LXIV. Sercowe dole i niedole
LXV. Gorzki powrót do domu
LXVI. Diane podejmuje decyzję
LXVII. Konfrontacja
LXVIII. Życiowa klęska
LXIX. Ważne decyzje
LXX. Powroty do domu
Księga druga
I. Po latach
II. Bracia de Beaufort
III. Tajemnica Poli
IV. Decyzja pana Lavatiera
V. Prace nad książką
VI. Próby
VII. Przyjęcie u de Beaufortów
VIII. Wypadki przerażające i (nie)przyjemne
IX. Uczucia dochodzą do głosu
X. Potajemny ślub
XI. Rozmowa z matką
XII. Franciszek zawraca ze złej drogi
XIII. Wszystko zaczyna się dobrze układać
XIV. Kolejne dobre wieści
XV. Zaręczyny
XVI. Koniec końców
Epilog
Ogłoszenie
Podziękowania

XXV. Dwa przyjęcia

375 58 406
De AnOld-FashionedGal

De Beaufortowie spędzili cały wieczór na przygotowaniach do kolacji u Ashworthów. Camille nie mogła zdecydować się, którą suknię powinna ubrać. Od obiadu czuła dziwny ucisk w brzuchu. Był on wynikiem jej obaw o przebieg spotkania. Czy James i Jean będą potrafili pomówić ze sobą jak dorośli ludzie? Czy w końcu dojdą do porozumienia? Co prawda przyczyny istniejącego między nimi konfliktu były poważne, lecz przecież nie mogli żywić wobec siebie urazy przez całe życie. Camille nigdy nie darzyła Jamesa uczuciem i Jean doskonale o tym wiedział. Dlaczego więc wciąż pielęgnował w sobie gniew wobec Anglika?

Westchnęła ciężko, patrząc na wiszące w garderobie suknie mieniące się złotymi i srebrnymi nićmi. Czuła, że jeśli wybierze zbyt wydekoltowaną kreację, Jean wybuchnie złością i zarzuci jej próbę ponownego uwiedzenia Jamesa, z kolei wszystkie te toalety, które nie mogły poszczycić się głębokim dekoltem, były zdecydowanie za skromne nawet jak na wieczór w towarzystwie przyjaciół. 

W końcu wybrała dość starą, ciemnozieloną suknię bez żadnych ozdób. Nie miała dzisiaj nastroju na zbytnie strojenie się. Równie dobrze mogłaby odziać się w łachmany, nie zrobiłoby jej to wielkiej różnicy, bowiem dopadły ją okropne, czarne myśli na temat swego zdrowia i relacji z Antoniem. 

Obawiała się powiedzieć mężowi, że pozuje do rzeźby, która później ma być wystawiona w jednym z muzeów, o ile jej twórcy dopisze szczęście. Jeanowi na pewno nie spodobałby się taki koncept. Dla niej jednak ta perspektywa była ogromnie kusząca, bowiem pozwalała zachować pamięć o jej urodzie na wieki, póki istnieć będzie rzeźba. 

Zaraz uspokoiła się myślą, że przecież ostatnim razem Antonio rzekł jej, iż nie będzie czynił jej trudności, gdyby zechciała jednak kupić jego dzieło. Tak, to była jedyna słuszna droga. Kiedy posąg będzie już ukończony, zapłaci za niego odpowiednią sumę i sprezentuje go Jeanowi. 

Uspokojona tym konceptem, odziała się w suknię, poprawiła włosy i wyszła z garderoby. Ku jej zdziwieniu, tuż przy drzwiach czekał na nią mąż. Wytrzeszczył szeroko oczy, widząc jej skromne odzienie. 

— Camille, co się stało? Dlaczego ubrałaś się tak prosto? Zupełnie nie przypominasz siebie... I gdzie jakaś biżuteria? — zapytał. 

— Uznałam, że jest mi niepotrzebna. Nie mam zamiaru stroić się dla Jamesa. 

— Podoba mi się to. — Uśmiechnął się. 

Camille zachichotała i ujęła jego ramię, po czym skierowała się w stronę powozu. Chciała jak najszybciej mieć kolację za sobą. 

Willa wynajmowana przez Jamesa była jeszcze bardziej okazała niż ta, w której na czas wizyty w Rzymie mieszkali de Beaufortowie. Camille skonstatowała, że stan finansów Ashwortha znacznie polepszył się od czasu rozwodu z Liz. Nie było się czemu dziwić, w końcu od tamtego czasu minęło już sześć lat. Cieszyło ją, że James w końcu osiągnął stabilizację. 

Lokaj wprowadził ich do imponującej, ociekającej złotem bawialni. Na suficie namalowano freski przedstawiające bogów rzymskich, jak na gust Jeana zdecydowanie zbyt śmiałe. James i Catalina siedzieli już przy stole. Na widok de Beaufortów wstali i przywitali gości. 

— Bardzo cieszy mnie, że mimo wszystko się tu zjawiliście, moi drodzy — rzekł James. 

Jean posłał mu pełne pogardy spojrzenie, lecz nic nie rzekł. Camille zaś uśmiechnęła się do gospodarzy. 

— Ja też się cieszę. Catalino, wprost promieniejesz — powiedziała. 

— Dziękuję. — Hiszpanka spojrzała na nią z sympatią. 

— Cat nosi pod sercem dziecko, nic dziwnego, że promienieje — wtrącił się James. 

— Jean już mi mówił, to takie cudowne! — wykrzyknęła hrabina de Beaufort. — Tylko uważaj na siebie, moja droga, może nie czujesz się jeszcze staro, ale w tym wieku to ryzykowne... — westchnęła, wspominając na swoje doświadczenia. 

W jej oczach zakręciły się łzy, lecz powstrzymała je. Nie wypadało, by rozpłakała się w obecności Ashworthów. 

— Chodźmy do stołu — polecił Anglik. 

Camille pociągnęła niechętnego Jeana za rękę. Usiedli naprzeciw Jamesa i Cataliny. Panie uśmiechały się szeroko, gawędząc o dzieciach, lecz Jean patrzył na wszystko z pogardą, a James był dziwnie nieswój. De Beaufort ledwo tknął podane dania, jakby obawiał się, że James chce go otruć.

Panująca w pomieszczeniu atmosfera udzieliła się i paniom. Przerwały swe szczebioty o dzieciach i milczały, wpatrując się w porcelanowe talerze ze złotymi zdobieniami.  

— Jeanie, mogę cię prosić? — odezwał się nagle James. 

De Beaufort chciał mu odrzec, że nie zamierza nigdzie iść, a już zwłaszcza w jego towarzystwie, jednak Camille spojrzała na niego wrogo i kazała mu udać się wraz z Ashworthem. Jean westchnął z rezygnacja i odszedł. Wolał nie sprzeciwiać się żonie. 

Anglik zaprowadził go do małego, ciemnego gabinetu, w którym znajdowały się jedynie sekretarzyk, krzesło i regał z książkami. Grube zasłony niemal nie przepuszczały światła. Jean czuł się nieswojo w mroku pomieszczenia, sam na sam ze swym śmiertelnym wrogiem. Spojrzał na Jamesa niepewnie i westchnął. Nie miał pojęcia, co zamierzał Ashworth. 

— Jeanie — zaczął Anglik, wzbudzając tym samym konsternację u de Beauforta — nie ukrywam, że jest to piekielnie trudne, zarówno dla mnie, jak i dla ciebie, lecz ze względu na relację mojej córki i Camille oraz na to, że sytuacja między mną a twoją żoną polepszyła się w stosunku do poprzednich lat, na prośbę mej czcigodnej małżonki chciałbym się z tobą pogodzić. Nie, żebym cię polubił, oh no, James Ashworth does not change his mind. Ale należy zawrzeć pokój. 

— Tak? — Jean uniósł podejrzliwie brew. — Myślisz, że tak łatwo wybaczę ci, że przez ciebie moje małżeństwo niemal się rozpadło!

— Nie przeze mnie, a przez kłamstwa Camille i twoją głupią upartość. Przyznaję, że później chciałem uczynić wszystko, byle do mnie wróciła, lecz w porę pojąłem, że nie tędy wiedzie droga, że to nie ją kocham. Owszem, źle uczyniłem, separując od niej Isabelle, ale czasu nie cofnę i nie naprawię swych błędów. Pozostaje mi tylko pozostawać z wami w poprawnych stosunkach, choć muszę przyznać, że z Camille układa mi się całkiem nieźle, odkąd przestałem jej pożądać. 

Jean prychnął z oburzenia. Jak ten człowiek śmiał mówić o takich rzeczach w jego obecności? Tylko on miał prawo żywić żądzę wobec Camille, żaden inny człowiek, bo to jego żoną była. Na myśl o tym, jakie fantazje na temat jego małżonki mógł mieć Ashworth, otrząsnął się z obrzydzeniem. 

— Jeśli liczysz, że tak po prostu zapomnę o tym wszystkim, to srogo się mylisz! — sarknął. 

— Ależ wcale tak nie myślę. Chcę po prostu, byśmy żyli we względnej zgodzie, zamiast obrażać się na siebie jak dzieci. Jesteśmy dojrzałymi mężczyznami, nie chłopcami, w których buzują emocje. Camille rzekła mi, że chciałaby pokazać ci dzieci Belle, a by to stało się możliwe, musimy przestać żywić do siebie tak wielką urazę. To co? 

Jean westchnął. Nienawidził Jamesa, lecz z niechęcią musiał przyznać, że tym razem miał rację. Nie mogli się przecież gniewać na siebie przez całe życie. Musiał zachować się dojrzale. 

Powoli docierały do niego pewne fakty, z którymi nie chciał się pogodzić przez te wszystkie lata. To Jamesa winił za wszystkie swe krzywdy związane z faktem posiadania przez Camille dziecka. Wiedział o niesłuszności takiego myślenia od dawna, lecz wciąż nie dopuszczał tego do siebie. Jeśli ktoś zawinił, to tylko Camille, która nie wyznała mu prawdy, i on sam, reagując zbyt gwałtownie. Skoro porzucił ukochaną, miała prawo odejść do innego, z czego skorzystała. I nie mógł o to winić nikogo prócz siebie. 

— Dobrze, Jamesie — westchnął z rezygnacją, chcąc mieć to już za sobą. — Ale mogę jedynie akceptować twą obecność i powstrzymywać się od zjadliwych komentarzy. 

That's fine, little soldier. — Zaśmiał się szyderczo. — I don't ask you for anything else. 

Piętnaste urodziny Gisèle obchodzono bardzo hucznie. Rodzice przysłali jej z Włoch kufer pięknych, nowych toalet, które Camille zamówiła w jednej z rzymskich szwalni. Do prezentu dołączyli wzruszający list, w którym przepraszali córkę za swą nieobecność. Dziewczynę ogromnie ucieszyła troska rodziców, bowiem ostatnimi czasy czuła się przez nich zaniedbywana. 

Z samego rana, gdy tylko się obudziła, do jej pokoju wsunął się Robert. Drżał ze strachu, przerażony, że ktoś przyłapie go w sypialni Gigi. Wszak niestosownym było, by panicz widział młodą damę w negliżu, nawet jeśli owa panna była jego siostrą. 

Na jego widok dziewczyna uniosła kąciki ust. W jej policzkach utworzyły się urocze dołeczki. Robert uwielbiał, kiedy Gisèle się uśmiechała. Przypominała mu wtedy delikatny kwiat, który cieszy się z muskających go promieni słońca. 

— Wszystkiego najlepszego, siostrzyczko — rzekł i uścisnął ją czule. 

Gigi zaśmiała się radośnie i pocałowała brata w czoło. 

— Dziękuję ci. Chodź, poleżymy i pomówimy. — Klepnęła drugą poduszkę, zachęcając go do położenia się obok niej. 

Robert pokręcił dłonią. Uważał, że byłoby to nieodpowiednie zachowanie, a nie chciał, by służba skarżyła się na niego ojcu. 

— Nie, Gigi, muszę iść do siebie. Ale mam dla ciebie prezent. Tylko proszę, nie śmiej się... 

— Obiecuję, że nie będę! — Spojrzała na niego poważnie. 

Robert, ośmielony tą obietnicą, wyciągnął w jej kierunku kartkę papieru. Zapisana zamaszystym pismem młodzieńca, została do tego ozdobiona uroczym malunkiem przedstawiającym ściskających się Roberta i Gigi w wieku dziecięcym. 

— Och, jakie to śliczne! — pisnęła z zachwytu. 

Robert uśmiechnął się, rad, że siostrze przypadł do gustu jego prezent. 

— Czy to jeden z twoich wierszy? — zapytała, wskazując na gęste pismo. 

— Tak, ułożyłem go specjalnie dla ciebie. — Spłonął rumieńcem. — Nie jest najlepszy, ale może Ci się spodoba. 

Gisèle uśmiechnęła się do brata i zaczęła czytać. 

Gisèle ma piękna siostra, co oczy ma jak kryształy

Tańczy ku naszej radości przez dzień cały

Lekko, zwinnie niczym nimfa 

Skórę ma jak alabaster, oczy jasne jak woda

Usteczka krwistoczerwone  w tym tkwi jej cała uroda

Nie znajdziecie drugiej tak ślicznej dziewczyny

Gdy Gisèle skończyła lekturę, na jej twarzy gościł szeroki uśmiech. Liryk nie należał do najlepszych, był nieporadny i naiwny, lecz jej dziewczęce serduszko łaknące hołdów dla jej niewątpliwej urody nie zwracało na to najmniejszej uwagi. Liczył się przede wszystkim jego gest, wiedziała bowiem, że Robert napisał te strofy prosto ze swojego serca. 

— Dziękuję ci, braciszku, jesteś przekochany! To było urocze!

Robert odetchnął z ulgą. Jeszcze przez chwilę śmiali się i rozmawiali, w końcu jednak młodzieniec opuścił alkowę siostry i udał się do swoich spraw, ta zaś wstała z łóżka i poszła się odziać. Miała pomóc Diane w organizacji wieczornego przyjęcia urodzinowego. 

Matka zawsze powtarzała jej, że udekorować dom może służba, lecz Gisèle w swej dziecięcej beztrosce uwielbiała wieszać wszędzie kolorowe kwiaty, serca wycięte z papieru i pomalowane farbami oraz bajeczne girlandy. Żałowała jedynie, że jej urodziny przypadały na sam początek marca i kwiatów było jeszcze niewiele.

Diane już czekała na nią w bawialni. Uśmiechała się szeroko, trzymając córeczkę w ramionach. Mały Józef kręcił się po pokoju, śmiejąc się głośno i oglądając dekoracje. Widok ten sprawił, że Gisèle wypełniło przyjemne ciepło. Nawet bez rodziców jej urodziny mogły być niezapomnianym dniem.

— Kogo w końcu zaprosiłaś, Diane? — zapytała.

— Wuja Fransa i ciocię Antoinette, ciocię Delphine, Lottie i Andrégo, Lou i Claudine, Alexandre'a... Jego rodzice nie przyjdą, bo uznali, że nie będą psuć ci zabawy, podobnie państwo Lwowowie. Angélique bardzo chciała się zjawić, ale wiesz, jak źle się czuje przy nadziei.

— Czyli od cioci Delphine przyjdą tylko David, Gaston i Élisabeth?

— Tak, kochanie. Ach, i kazałam Alexandre'owi zabrać swoje rodzeństwo, Pola i dzieci Davida będą zadowoleni.

— To cudownie. — Gisèle spojrzała na siostrę z radością. — Bierzmy się do pracy!

— Dobrze. Życzenia i prezent ode mnie będą później — odparła Diane i zajęła się wieszaniem girland.

Dekorowanie domu było pracą ogromnie przyjemną i pełną śmiechu. Siostry nigdy by nie pozwoliły, by ktoś zrobił to za nie. W międzyczasie mogły się pośmiać i powymieniać sekrecikami.

— Mam wrażenie, że podoba ci się Alexandre — rzekła w którymś momencie Diane.

— Wcale nie — odparła Giséle, nadymając usteczka.

— Jesteś pewna?

— Absolutnie. Może ja podobam się jemu, ale on mnie nie. Za dużo jest w świecie przystojnych kawalerów, by oddawać serce pierwszemu, którego się spotka.

Diane tylko zaśmiała się na jej słowa. Gisèle od zawsze była ich uroczą, rezolutną Gigi, która swoimi humorkami wciąż bawiła rodzinę. Jej siostra miała nadzieję, że dziewczyna nigdy się nie zmieni. Dałaby wszystko, byle uchronić Gisèle przed żalem i rozpaczą, które stały się jej udziałem.

Wtem Józef pociągnął za suknię swej cioci, domagając się od niej uwagi. Gisèle zaśmiała się radośnie i wzięła siostrzeńca na ręce. Kochała go całym swoim dziewczęcym sercem, bardziej nawet niż Alexandre'a, brat bowiem zachowywał się wobec niej okropnie. Mogłaby całymi dniami patrzeć na drobną buzię małego chłopca i trzymać jego delikatne paluszki w swoich dłoniach.

— Co, malutki? — Spojrzała na niego z czułością. — Zatańczymy?

— Tak! — krzyknął z entuzjazmem i owinął rączki wokół jej cienkiej szyi.

Dziewczyna zaśmiała się i ruszyła z siostrzeńcem w ramionach w tan. Chłopiec chichotał, gdy Gisèle wykręcała kolejne piruety, na co jego włoski zabawnie falowały. Gigi czerpała z tego tańca jeszcze większą przyjemność niż zazwyczaj, lecz wkładała weń podwójną ostrożność, obawiając się, że uczyni coś złego Józefowi.

Każdy kolejny krok był podróżą w świat nowych doznań, pełen śmiechu, radości i miłości. Gisèle marzyła, by w świecie nie było śmierci, bólu i cierpienia, by wszyscy szli przez życie tańcząc i śpiewając. Wierzyła, że kiedy już męki na ziemi dobiegną końca, tak będzie wyglądało życie z Bogiem w niebiosach.

Uśmiechnęła się do chłopca i oddała go Diane. Szepnęła jej coś jeszcze w pośpiechu i popędziła do swojej sypialni.

Alkowa Gisèle różniła się od tych, w których mieszkały jej siostry, bowiem pozostałe dwie panny de Beaufort zajmowały różowe pokoiki, ten należący do najmłodszej z nich był zaś błękitny. Dziewczyna miłowała przepych daleko bardziej niż siostry, co rusz więc prosiła ojca o złote czy kryształowe ozdoby. Miała u siebie pełno wazoników, kandelabrów i posążków, a przy lustrze stały ozdobne flakoniki na perfumy i złote szczotki.

Piękna suknia wybrana przez nią specjalnie na ten dzień już czekała na łóżku. Gisèle odziała się w nią z pomocą pokojówki. Gdy już się ubrała, obróciła się kilka razy, a co jej toaleta zafalowała. 

Stanęła przed lustrem i przyjrzała się swojemu odbiciu. Delikatna, błękitna kreacja dodawała jej uroku niesfornego elfa. Odsłaniała jej delikatne, bielutkie ramiona i, które zlewały się z koronką przy jej dekolcie. W talii była tak ściśnięta, że kiedy Diane ujrzała ją po raz pierwszy, dziwiła się, że jej siostra może oddychać. Kwiatowe ornamenty dodawały toalecie strojności. Kończąca się na kostkami spódnica eksponowała zgrabne nóżki dziewczyny. Na chude ramionka wsunęła długie rękawiczki, a w uszy wpięła kolczyki z niebieskimi kamieniami, które dostała od ojca na poprzednie urodziny. 

— Jest idealnie! — orzekła i zeszła do bawialni. 

Tam już czekało na nią rodzeństwo. Zjawili się również młodzi Lwowowie. Gisèle uśmiechnęła się na widok siostry i rzuciła się jej na szyję. Ogromnie brakowało jej Lottie, odkąd ta wyprowadziła się do męża. Kochała Diane, ale z nią nie można było tak pofiglować jak z Charlotte, zwłaszcza odkąd zginął Janek.

— Tak się cieszę, kochana! — wykrzyknęła. — W końcu wyzdrowiałaś!

— Tak... To przeziębienie było paskudne, ale w końcu mnie opuściło. 

— Och, to doskonale! Dbasz o nią, prawda, André? — Spojrzała figlarnie na męża siostry. — Bo jeśli nie... To popamiętasz! Gniew Gisèle de Beaufort jest straszny!

Wszyscy zgromadzeni zaśmiali się serdecznie. 

— Oczywiście, Lottie to mój największy skarb i nie ośmieliłbym się jej zaniedbywać — odparł poważnie. 

— To dobrze. — Uśmiechnęła się. 

Wtem do pokoju wprowadzono Aleksandra Gruszeckiego oraz Davida i Angélique. Rosjanin wyelegantował się, jakby miał co najmniej udać się na koronację cesarską. Do czarnego fraka dobrał kremowy halsztuk, który spiął diamentową spinką. 

Gisèle poczuła, jak na jego widok przyśpiesza jej serce. Nie przypominał tego niesfornego, skorego do żartów Saszy, którym był na co dzień. Nawet swoje zazwyczaj rozwichrzone włosy gustownie ułożył. W takiej odsłonie wyglądał niemal jak jego ojczym. 

— Och, Gisèle, tak ślicznie dziś wyglądasz! — krzyknął entuzjastycznie, burząc pozory eleganckiego młodzieńca o doskonałych manierach. 

— Dziękuję ci, Alexandrze. — Uśmiechnęła się kokieteryjnie, — Ty również, choć nieco nie przypominasz samego siebie. Wzięłabym cię za twojego ojczyma, gdybym nie wiedziała, że to ty!

— Oj, Gigi, Gigi, żeby dobrego przyjaciela nie poznać! — Pokręcił głową z rezygnacją. 

— Trzeba się było tak nie stroić, wtedy nie miałabym z tobą żadnego problemu! 

— Chodźcie, będziemy składać życzenia. — Diane machnęła dłonią, przyzywając ich do siebie. 

Gisèle stanęła na środku pokoju, uśmiechając się szeroko, i zaczęła przyjmować życzenia od najbliższych. Bliscy całowali ją w policzki, ściskali czule, życzyli wszystkiego, co najlepsze, i wręczali upominki. Nie były one zbyt wyszukane i kosztowne, lecz podarowane z głębi serca. Rodzeństwo wręczyło jej własnoręcznie wykonane prezenty, podobnie jak kuzyni ze strony wuja Hugona. Od Potockich dostała materiał na nową suknię, oczywiście czerwony, bowiem nie wyobrażali sobie oni podarowania komukolwiek czegoś, co nie było w kolorze polskiej flagi. 

Westchnęła z zachwytu, gdy Aleksander wręczył jej pudełeczko z pięknymi kolczykami. W białe złoto wprawiono czerwone jak krew rubiny. Zarumieniła się. Dlaczego dał jej tak drogi prezent? To było aż niestosowne!

— Nie powinieneś tyle na mnie wydawać. Saszo... — jęknęła, płonąc rumieńcem. — To musiało być ogromnie drogie...

— A tam, ojciec ma tyle pieniędzy, z którymi nie ma co zrobić... A ty zasługujesz na wszystko, co najpiękniejsze!

— Ach, umiesz trafić do serca kobiety. — Posłała mu zalotny uśmiech. 

Po rozdaniu prezentów wszyscy zasiedli do stołu. Gisèle uśmiechała się szeroko, widząc swoich bliskich zgromadzonych w jednym miejscu, życzliwie się do niej uśmiechających. Wypełniało ją przyjemne ciepło na myśl, że ma taką kochającą rodzinę. 

Najpierw podano tort. Miał trzy piętra i pięć różnych warstw — śmietankową, bezową, czekoladową i dwie owocowe. Wszyscy uznali, że był wyborny. Zniknął jeszcze szybciej, niż się pojawił. Wszyscy, prócz Gisèle, która niezmiernie dbała o swą figurę, zjedli po dwa lub trzy kawałki. Lottie pochłonęła aż cztery. 

— Kochanie, nie zjadłaś za dużo? — Gigi spojrzała na siostrę z troską. — Nie chodzi mi nawet o figurę, choć maman będzie zła, jeśli jej przytyjesz, ale boję się, że się rozchorujesz!

Charlotte spłonęła rumieńcem i spojrzała porozumiewawczo na męża. Ten uśmiechnął się do niej i ujął jej dłoń. 

— Nie chcieliśmy wam tego jeszcze mówić, bo dziś miał być dzień Gigi, ale Lottie będzie miała dziecko — rzekł cicho. 

Wszyscy spojrzeli po sobie ze zdumieniem. Zaraz jednak pierwsze zdumienie minęło, zastąpione przez radosne śmiechy i wiwaty na cześć młodych. Diane wstała z miejsca i podeszła do siostry, którą serdecznie uścisnęła. 

— Tak bardzo się cieszę, kochana! W końcu Jo i Claire będą mieli kuzynów!

— Ja też się cieszę, choć trochę mnie to wszystko przeraża. Ale wierzę, że André zadba o mnie odpowiednio. 

— Oczywiście, że tak, kochana — wyszeptał i złożył pocałunek na jej czole. 

Wszyscy zaczęli wstawać i podchodzić do młodej pary, której składano życzenia pomyślności. Jedynie Gigi siedziała przy stole, niepocieszona. 

Dlaczego Charlotte nie mogła wstrzymać się choć przez jeden dzień? Dlaczego musiała odwracać uwagę rodziny od jej osoby w tak szczególny dzień? 

Cieszyło ją szczęście siostry, lecz nie mogła znieść tego, że musiała obwieścić radosną nowinę akurat dziś. W jej oczach stanęły łzy. Nikt się już nią nie obchodził. 

Jedynie Aleksander siedział obok niej i uśmiechał się szeroko. Gisèle jednak ani trochę to nie pocieszało. Rodzeństwo zupełnie się nią nie przejęło, skupione na gratulowaniu młodym małżonkom. Jedynie w gruncie rzeczy obcy młodzieniec, bowiem jako jedyny w gronie gości nie należał do rodziny, dbał o to, by czuła się dobrze. 

Po jej policzkach spłynęły łzy. Nikt się już nią nie obchodził. Była okropna, więc czemu się temu dziwiła? Powinna cieszyć się wraz z siostrą, nie szlochać z zazdrości.

Wtem Aleksander otoczył ją ramieniem i zaczął gładzić ją po plecach. Gigi uśmiechnęła się blado. Dobrze, że chociaż on przejmował się jej uczuciami. 

— Dziękuję ci.

— Nie ma za co. Taka śliczna dziewczyna nie powinna się smucić, zwłaszcza w dniu urodzin. 

— Czy ty właśnie nazwałeś mnie śliczną? — zdumiała się, Aleksander bowiem nie miał w zwyczaju prawić jej komplementów. 

— Może. — Mrugnął do niej porozumiewawczo. 

Gisèle uśmiechnęła się do niego szeroko. Może jednak ten dzień nie był taki okropny.  


Z dedykacją dla DearestMissKenzie <3 Mam nadzieję, że Was bardzo nie męczą Jean i Cami, do 30 rozdziału skończy się wątek rzymski i nasi państwo de Beaufort nieco usuną się w cień... Za to będzie więcej Alexa i Gigi oraz zacznę wątki Andrego i Roberta ^^ i wrócimy do Belci.

Continue lendo

Você também vai gostar

Red Kingdom De Red Gun

Ficção Adolescente

54.1K 4.7K 26
Wszystko było skończone, wszystko powinno było wrócić do normalności i upragnionego szczęścia Marietty King. Kiedy los jednak rzuca kłody pod nogi, a...
110K 4.5K 36
Shawn Mendes jest jedynym z najbardziej rozpoznawalnych piosenkarzy na świecie. Przez to trudno nawiązać mu też relacje. Podczas jednego ze swoich ko...
7.8K 670 23
Miłość chłopaka do dziewczyny który kochał na odległość bez szans by byli razem. W miłości wszystko dozwolone ,może los pozwoli jednak by byli razem...
5.7K 197 44
~ Dlaczego taka śliczna dziewczyna siedzi sama na plaży?~ On był dla niej odskocznią od okropnej rzeczywistości. Co zrobić jeśli nie ma się przyjació...