XXVIII. Teściowie i synowe

Zacznij od początku
                                    

— To będzie tylko i wyłącznie jej wina — odrzekł Lwow i wrócił do konsumpcji. 

Charlotte doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Ksenia miała rację, lecz nie zamierzała spełniać jej próśb. Nie było na tym świecie siły, która zmusiłaby ją do tknięcia tego ohydztwa. 

— Czy mogłabym poprosić o coś innego? — zapytała z wahaniem. 

— Nie, Charlotte — warknął Siergiej, piorunując ją spojrzeniem. — Nie jesteś księżniczką, dla której wszyscy będą gotować osobne posiłki. Albo będziesz jadła to, co my wszyscy, albo wcale. 

— Sieriożo... 

— Nie, Kseniu. 

Charlotte uśmiechnęła się z wdzięcznością do teściowej. Uwielbiała matkę Andrzeja. Nie znała drugiej tak uroczej, miłej i uprzejmej osoby. Co prawda słyszała czasem, jak krzyczy na męża, lecz zupełnie się jej nie dziwiła. Ona sama nie wytrzymałaby z kimś takim jak stary Lwow. Czasem zastanawiała się nawet, jakim cudem matka Andrzeja została żoną Siergieja. 

Spojrzała na męża. Miała nadzieję, że i on wstawi się za nią u ojca, lecz ten siedział i jadł, zupełnie nie przejmując się tym, co działo się wokół niego. 

— André, nie wesprzesz mnie? — zapytała z wyrzutem, zła, że milczał.

— Uważam, że w tej kwestii tata ma rację. Nie możemy dawać ci osobnych posiłków, ale jeśli chcesz, dostosujemy się do twoich upodobań. Powiedz tylko, co byś chciała zjeść.

Charlotte fuknęła. Dlaczego mąż nie stanął po jej stronie? Był jej to przecież winien jako jej małżonek! Dlaczego tak postąpił? Nie rozumiała kierujących nim motywów. Mieli się wspierać, na dobre i na złe, a tymczasem Andrzej wolał przytakiwać ojcu. 

— Nic nie chcę zjeść, chcę tylko, żebyście zostawili mnie w spokoju! — krzyknęła ze złością i wstała od stołu. 

Nie miała zamiaru przebywać w towarzystwie krewnych męża ani chwili dłużej. Coraz bardziej ją mierzili, zwłaszcza Siergiej. Jej zdaniem mężczyzna powinien dbać o to, by kobietom w jego domu żyło się jak najlepiej. Tak czynił jej ojciec. Najwyraźniej jednak Jean był dobrym człowiekiem, zaś Siergieja Lwowa należało zaliczyć do złych ludzi. 

Widziała zdumione spojrzenia Kseni i Andrzeja i wygięte z gniewu usta Siergieja, lecz zupełnie się tym nie obeszła. Wyszła z pokoju, głośno stukając pantofelkami swych obcasików. W środku cała trzęsła się z gniewu. 

Jak mogli się tak wobec niej zachowywać? Dlaczego ją poniżali? Ją, pochodzącą z tak starego rodu, który wydał na świat tylu wspaniałych mężów? Kim przy niej byli Lwowowie?

Wiedziała, że jej rozumowanie przesiąkła złość i za kilka godzin będzie żałowała swych myśli, lecz zupełnie się tym nie przejmowała. 

Usiadła na swoim łóżku i rozpłakała się. Ten ślub okazał się błędem. Była za młoda na zostanie żoną. Chciała wrócić do domu, wtulić się w ojcowską pierś i pobawić się swoimi starymi lalkami.  Dlaczego musiała dorosnąć? Życie stałoby się dużo piękniejsze, gdyby na zawsze pozostawało się dziećmi całe dnie spędzającymi na próżniactwie i zabawie, pozbawionymi jakiejkolwiek odpowiedzialności. 

Po co wychodziła za mąż? Najwyraźniej miłość nie starczała do tego, by małżeństwo było udane. Nie powinna nigdy brać ślubu... Jęknęła z rezygnacją i zaszlochała. Gdyby tylko był przy niej ojciec... 

Wtem do pokoju wszedł Andrzej. Przysiadł na jej łóżku i wziął żonę w ramiona, Charlotte jednak nie miała ochoty na czułości. Była na niego ogromnie zła i nie zamierzała mu tak szybko wybaczać. Odwróciła głowę i spróbowała wyrwać się z jego uścisku, lecz Andrzej okazał się silniejszy. 

De BeaufortowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz