XXIV. Co działo się u rodzeństwa de Beaufortów

Depuis le début
                                    

W końcu wprowadzono ją do małego gabinetu. Jasne ściany sprawiały, że pokój zdawał się większy. Ustawiono w nim tylko jeden regał na książki. Duże biurku było puste. Diane nie dziwił ascetyczny niemal wystrój pomieszczenia. Idealnie pasował do ponurego, nienawidzącego luksusu hrabiego Lwowa. 

Siergiej siedział przy sekretarzyku, wertując opasłe księgi w złotych ramach. Gdy ujrzał Diane, oderwał od nich wzrok i spojrzał na nią poważnie. Kobietę przeszył dreszcz. 

— Dzień dobry panu — wyszeptała z trwogą. 

— Dzień dobry, madame Potocka, proszę usiąść. — Wskazał jej na proste krzesło obite beżową tapicerką stojące przed jego biurkiem. 

Diane spełniła jego polecenie. Coraz bardziej obawiała się tego, co chciał jej rzec. Miała nadzieję, że nie chodziło mu o Lottie. 

— Jaki ma pan do mnie interes? — Spojrzała na niego ze strachem. 

Ku jej zdumieniu Siergiej uśmiechnął się nieznacznie. Ogromnie ją to zdumiało. Chyba jeszcze nigdy nie widziała go zadowolonego. Cała ta sytuacja stawała się coraz dziwniejsza. 

— Nie mam do pani interesu. Chciałbym gorąco podziękować za skierowanie do mnie madame Rieux. Nie mam chyba lepszej pracownicy. Żadna nie przykłada się do swojego zajęcia z taką energią. 

— Och. — Uśmiechnęła się Diane. — Cieszę się. Kiedy ujrzałam tę kobietę na ulicy, z dzieckiem przyciśniętym do piersi, natychmiast ogarnął mnie żal. Musiałam jej jakoś pomóc. Pan był pierwszą osobą, o której pomyślałam. 

— Bardzo mi miło. Może pani przysłać do mnie jeszcze kogoś, komu potrzeba pracy. Zawsze uważałem, że ludziom należy pomagać.

— A jak Charlotte? —  zapytała. Wiedziała, że zadanie takiego pytania mogło się okazać ryzykowne, lecz była gotowa zmierzyć się z ewentualnymi konsekwencjami. — Mam nadzieję, że jej choroba nie przysparza państwu zbyt wiele kłopotów. Ogromnie martwi mnie jej stan...

— Cóż, jeśli mam być szczery, z początku byłem bardzo nieufny, do tego nieco irytowało mnie, że nie mam szansy jej poznać przez tę chorobę, lecz po tych kilku dniach, które spędziła w naszym towarzystwie, zapałałem do niej swego rodzaju sympatią. Wydaje mi się, że to dobra dziewczyna, a skoro mój Andrzej jest z nią szczęśliwy, nie mam nic przeciwko. Cieszy mnie, że się pokochali. 

Diane uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi. Fakt, że teść Lottie jednak ją polubił, napawał ją nadzieją na przyszłość. Zdecydowała się jednak nie mówić Charlotte o sympatii Siergieja. Czuła, że o wiele większą przyjemność sprawi jej odkrycie, jak bardzo lubi ją teść. 

„Dobrze, że chociaż ty jesteś szczęśliwa, Lottie" — pomyślała. — „Oby tobie powodziło się jak najlepiej".

 — „Oby tobie powodziło się jak najlepiej"

Oups ! Cette image n'est pas conforme à nos directives de contenu. Afin de continuer la publication, veuillez la retirer ou télécharger une autre image.
De BeaufortowieOù les histoires vivent. Découvrez maintenant