XV. Ważkie sprawy

Start from the beginning
                                    

— Wiesz, że jego rodzice nam teraz nie wybaczą? A Louise to moja przyjaciółka od zawsze! — Zgromiła ją spojrzeniem Camille. — Rozumiem, że nie chciałaś wychodzić za Raymonda i popieram twą decyzję, córeczko, ale cała ta idea zaręczyn, by zrobić komuś na przekór, była ogromnie dziecinna i nieodpowiednia. Twój ojciec też kiedyś tak postąpił i spowodował tylko swoje i moje cierpienie. 

— Wiem, że to dziecinne i po prostu okropne, maman... Tak bardzo mi wstyd... Ale co ja poradzę, że André mnie zranił, a ja tak bardzo pragnęłam powziąć na nim zemstę. Ja... porozmawiam z Raymondem i jego rodzicami. Wytłumaczę im, co mną kierowało. Wezmę odpowiedzialność na siebie, bo wy przecież nic tu nie zawiniliście i nie chcę, żebyście przeze mnie stracili dobre kontakty z państwem d'Arras. Tylko wybaczcie nam. Jesteśmy młodzi, głupi, zakochani... Och, naprawdę, tak bardzo mi przykro!

— Ja również szczerze przepraszam — dodał Andrzej. — Bo gdyby nie to, co uczyniłem już jakiś czas temu, Lottie nigdy by czegoś takiego nie zrobiła. To przede wszystkim moja wina. Przeze mnie chciała się skazać na życie u boku kogoś, kogo nie kochała...

— Nie, dziecko, to nie twoja wina, tylko jej głupoty — przerwała mu Camille. 

— Zawiedliśmy się na was, dzieci — westchnęła ze smutkiem Ksenia. 

Lottie i Andrzeja przeszyły dreszcze. Oboje uważali te słowa za najgorsze, jakie mogli usłyszeć z ust rodziców. Przez całe życie dążyli do tego, by byli z nich dumni, by nigdy nie rzekli, się nimi rozczarowali. 

W oczach Charlotte stanęły łzy. Przez swoją głupotę najprawdopodobniej zniszczyła relację rodziców z przyjaciółmi, zraniła Raymonda i zaprzepaściła szansę na małżeństwo z ukochanym. Była głupia. Słone krople spłynęły po jej policzkach. Nie spowodował ich jednak smutek, a wstyd. Andrzej ścisnął jej dłoń pokrzepiająco, lecz nie przyniosło to pocieszenia. 

Spojrzała na jego twarz. Usta wygiął w smutnym grymasie i ledwo powstrzymywał cisnące mu się do oczu łzy. I on nigdy nie znalazł się w tak przykrym położeniu względem rodziców. Zawsze napawał Siergieja i Ksenię dumą, a teraz postąpił tak okropnie. 

— Przepraszam was wszystkich — wyjąkał. — Oczywiście ja i Charlotte jesteśmy świadomi tego, jak towarzystwo będzie się na nas zapatrywało. Nawet jeśli Raymond nie rzeknie nikomu o tym pojedynku, to o zerwanych zaręczynach będzie się mówiło długo i głośno. Mogę ożenić się z Charlotte jeszcze dziś, jeśli tego będzie pan wymagał, monsieur de Beaufort. Kocham ją całym sercem i pragnę jej dać to, co najlepsze. Obiecuję, że przy mnie nie zazna biedy ani rozpaczy. Będę ją miłował do końca. 

— Cieszę się, że o tym pomyślałeś, młodzieńcze. — Jean uśmiechnął się do niego blado. — Lecz jak to sobie wyobrażasz? Ty wyznajesz prawosławie, Lottie jest katoliczką. Chcę, by moja córka odnalazła szczęście, lecz nie zezwolę jej na konwersję. W tej wierze została ochrzczona i w tej wierze umrze. Nie wiem z kolei, co twoi rodzice sądzą o perspektywie twojej zmiany wyznania. 

— Mogą wziąć ślub cywilny, bez mieszania się w sprawy kościelne. Dzieci jako noszące moje nazwisko będą wychowane w wierze prawosławnej — orzekł Siergiej tonem nieznoszącym sprzeciwu. 

— Śmiem twierdzić, że lepiej, by dzieci wzrastały w wierze katolickiej, skoro będą mieszkały we Francji — odparł stanowczo Jean. — Do tego nie pozwolę, by moja córka żyła w związku niesakramentalnym. 

Charlotte i Andrzej wpatrywali się w nich ze strachem. Obawiali się, że przez rodzicielskie uprzedzenia co do wiary stracą szansę na wspólne szczęście, a to byłoby niczym najgorszy koszmar spełniający się na jawie. Wierzyli w to, że ich ojcowie wykażą dobrą wolę i zmienią zdanie.

De BeaufortowieWhere stories live. Discover now